Выбрать главу

— Mam go! — poinformowała tryumfalnie.

I zabrała się do dalszego czesania, wzbijając tym kolejną chmurę sierści.

Nimitz zamknął oczy i zaczął mruczeć basowo. Dzięki więzi czuła jego wdzięczność i radość z tego, że oboje żyją… Uśmiechnęła się krzywo, wspominając przyjaciół i podkomendnych, którzy zginęli, by im to umożliwić. Nimitz przestał mruczeć, łypnął na nią jednym okiem z lekką naganą i ponownie zamruczał.

— Czy on w końcu przestanie linieć? — spytał z rezygnacją znajomy głos.

Odwróciła się, by spojrzeć na pytającego, ale podszedł od lewej strony (z wiatrem), a z powodu spalonego implantu jej sztuczne oko nie funkcjonowało, więc zaczęła obracać się całym ciałem, gdy usłyszała:

— Cholerna skleroza! Już podchodzę z przodu!

Po wiecznie wilgotnych liściach przypominających nader szeroką trawę, które porastały każdy wolny kawałek gruntu, zaszurały kroki i w jej polu widzenia pojawili się Alistair McKeon i Warner Caslet. Podobnie jak pozostali obcięli zdobyczne spodnie, robiąc z nich postrzępione szorty, i nosili oprócz nich wyłącznie podkoszulki, a i tak byli mokrzy od potu. No i mieli prawie metrowe maczety w pochwach na plecach, a McKeon także przypasaną kaburę z ciężkim wojskowym pulserem na prawym biodrze. Jedyne z uniformu Królewskiej Marynarki, czego nadal używał, to buty, dość już zresztą sfatygowane.

— Co za stylowe przyodziewki dla rozbitków — powitała ich Honor.

McKeon uśmiechnął się, oglądając taką część swojej skromnej osoby, jaką był w stanie dojrzeć. Trudno było sobie wyobrazić gorzej prezentującego się komandora Royal Manticoran Navy… dopóki nie spojrzało się na siedzącą przed nim kobietę.

— Może i „stylowe”, ale na pewno najwygodniejsze z dostępnych na tej zakazanej planecie — prychnął Caslet.

Pochodził z planety Danville w systemie Paroa mającej umiarkowany klimat zwany też czasem śródziemnomorskim i nie ukrywał, co sądzi o łaźni parowej, w której wylądował.

— Nie przesadzajmy, siedzimy praktycznie na równiku, więc musi być gorąco — mitygowała go Honor. — Jak rozumiem, bliżej bieguna robi się przyjemniej. Tak przynajmniej twierdzi Harkness.

— Pewnie — burknął McKeon, ocierając pot z czoła. — Z tego, co twierdzi, wynika, że na biegunie jest zaledwie trzydzieści pięć stopni Celsjusza. W nocy.

— Przesada. — Honor starała się starannie wymawiać słowa, pamiętając, że paraliż połowy twarzy powoduje przy szybkim mówieniu seplenienie, bełkot i inne utrudnienia w zrozumieniu.

Nie do końca jej się to udało i McKeon z trudem zmusił się do bezruchu, miał bowiem ochotę spojrzeć oskarżycielsko na Casleta. Co byłoby nieuczciwe, bo nie miał on absolutnie nic wspólnego ze złośliwym przepaleniem implantu przez ubeckich klawiszy. Podobnie jak z obcięciem jej włosów niemal na łyso. Pierwsze zostało zrobione pod pretekstem wymogów bezpieczeństwa, drugie higieny, a tak naprawdę z czystego sadyzmu i chęci upokorzenia. Co jeszcze z nią zrobiono, Honor nie powiedziała, a jego za każdym razem, gdy o tym pomyślał, trzęsła taka cholera, że żałował, iż odpowiedzialni za to już nie żyją.

Dlatego też wciąż musiał sobie przypominać, iż jedyną winą Casleta była przynależność do Ludowej Marynarki. I że próbując im pomóc, sam wpędził się w niezłe tarapaty, lądując jeszcze nie jako więzień, ale jako prywatny przymusowy gość martwej już na szczęście i nie opłakiwanej Cordelii Ransom. Co dokładnie miało go spotkać po przybyciu na Hades, nikt z żywych nie wiedział, ale z pewnością nie byłoby to nic miłego.

— No dobrze, niech już będzie, trzydzieści stopni — ustąpił McKeon. — Ale tylko w zimie.

— Jesteś przypadkiem beznadziejnym — westchnęła z rezygnacją i krzywym uśmiechem Honor.

Alistair dobrze nad sobą panował, lecz dzięki Nimitzowi wyczuła jego nagłą wściekłość i doskonale wiedziała, co ją spowodowało. Rozmowa na ten temat niczego by jednakże nie dała. Dlatego też spojrzała na Casleta i spytała:

— A tobie jak minął dzień, Warner?

— Parno, duszno i leniwie — odparł z uśmiechem.

Po czym spojrzał na McKeona i powiedział, wyciągając dłoń:

— Daj mi manierkę. Chcecie porozmawiać w spokoju, to zajmę się czymś pożytecznym, a moja też już jest pusta.

— Dzięki. To całkiem sensowny pomysł. — McKeon odpiął manierkę od pasa.

Nosił ją na lewym biodrze jako przeciwwagę dla pulsera. Rzucił ją Casletowi, który złapał ją bez trudu, zasalutował niedbale i ruszył w stronę zamaskowanych promów.

Honor przyglądała się, jak odchodzi, po czym odwróciła się do McKeona i powiedziała cicho:

— On jest dobry. I jest po naszej stronie.

— Wiem.

Nie zabrzmiało to jak przeprosiny, ale nie trzeba było mieć empatycznych zdolności Nimitza, by wiedzieć, że miało taki charakter. Caslet i McKeon zdążyli się zresztą zaprzyjaźnić — zaczęło się na pokładzie Tepesa, dokończyło na Piekle już po ucieczce. Nadal jednak nie rozwiązana pozostała jedna kwestia stanowiąca nieuniknione źródło napięcia. Warner Caslet mimo wszystkich swych zalet pozostawał ciągle, przynajmniej w teorii, przeciwnikiem jako oficer Ludowej Marynarki. Honor lubiła go i miała doń zaufanie, ale nadal istniała ta niewidzialna granica. Caslet także zdawał sobie sprawę z jej istnienia. Dlatego zasugerował Honor, że może lepiej byłoby, gdyby nikt mu nie proponował noszenia innej niż maczeta broni. I dlatego nabrał zwyczaju oddalania się pod różnymi pretekstami, gdy wyczuwał, że jego obecność może ich krępować w rozmowie. Natomiast Honor nadal nie wiedziała, co powinni z nim zrobić. Wrogiem Warnera Casleta nie stała się bowiem ani Ludowa Marynarka, ani Ludowa Republika, a jedynie Urząd Bezpieczeństwa i Komitet Bezpieczeństwa Publicznego. To właśnie sposób, w jaki UB (z polecenia Ransom) potraktowało jeńców, spowodował jego opór i sprzeciw.

Znała go jednak zbyt dobrze, by wierzyć, że to wystarczyło, aby odwrócił się od całej Ludowej Republiki. Nienawidził obecnych władz i gardził nimi, ale podobnie jak ona traktował oficerską przysięgę i miał przed sobą trudny wybór.

A zbliżał się czas, w którym będzie musiał podjąć jeszcze trudniejsze decyzje. A raczej kolejne jeszcze trudniejsze decyzje, gdyż to, że się tu znalazł, było wynikiem kilku już podjętych. Był to także jedyny powód, dzięki któremu nadal żył. W przeciwnym wypadku zginąłby na pokładzie Tepesa wraz z całą jego załogą, gdy Harkness wysadził okręt. McKeon zabrał go, gdyż istniała możliwość, że ucieczka się nie powiedzie, a pozostawienie go w celi byłoby równoznaczne ze skazaniem na powolną śmierć. Ransom nigdy nie uwierzyłaby, że im nie pomógł, a przy swej paranoi prawdopodobnie uznałaby to za pierwszy przejaw buntu we flocie i postarała się na wszelkie sposoby wydusić z niego informacje o spisku. Ponieważ spisku nie było, proces ten byłby długi i bolesny…

Otrząsnęła się z tych niewesołych rozważań i wskazała McKeonowi miejsce obok na pniaku. Usiadł posłusznie, ocierając pot z włosów nad czołem. Powiewy wiatru w lesie były słabe, ale starannie je wykorzystał, wybierając miejsce tak, by chmura sierści nie poleciała w jego stronę.

Honor, widząc to, parsknęła śmiechem.

— Fritz przyniósł mi świeżą manierkę z dziesięć minut temu — powiedziała, nie przestając czesać Nimitza. — Jest gdzieś w plecaku, poczęstuj się.