Выбрать главу

Jednakże ani Alistair McKeon, ani Honor Harrington nie mieli zamiaru opierać swych planów czy działań na tym, co ich zdaniem przeciwnik powinien. A poza tym nawet pomijając kwestię wykrycia przez satelity czy sensory przelatujących pojazdów działających reaktorów promów, ich użycie miało inną poważną niedogodność — szybko skończyłyby się zapasy paliwa.

Na szczęście ten, kto planował, w co wyposażyć promy na wypadek awaryjnego lądowania, umieścił w ich lukach bagażowych dwa razy więcej konwerterów energetycznych, niż posiadały ich odpowiedniki używane w Royal Manticoran Navy. Jak podejrzewała, spowodowane to było koniecznością ładowania zasilaczy broni i innego wyposażenia dla znacznie większej liczby osób niż w RMN, niemniej dawały one dość energii, by utrzymać na chodzie przez cały czas systemy podtrzymywania życia obu promów. Co prawda temperatura wewnątrz była o parę stopni wyższa niż powinna, ale w porównaniu z warunkami na zewnątrz było tam wręcz zimno. I sucho.

A przy okazji dało się wyprodukować trochę lodu…

McKeon resztką sił powstrzymał się przed ponownym „pożyczeniem” manierki. To była woda specjalnie przygotowana dla Honor i nie chodziło o lód, ale o jej wartość odżywczą. Podobnie jak dodatkowa porcja żywności znajdująca się w plecaku. Nie wspominając już o tym, że Fritz oberwałby mu uszy za coś podobnego, bo chamstwem byłoby pozbawianie jej niezbędnych kalorii.

Potrząsnął głową, ukrywając starannie uśmiech — dzięki opiece Montoyi Honor nie przypominała już zagłodzonego nieszczęścia i była jedyną osobą regularnie przybierającą na wadze. To, że ktoś o zwiększonym metabolizmie potrafił przytyć na awaryjnych racjach żywnościowych Ludowej Marynarki, mówiło samo za siebie o traktowaniu tego kogoś na pokładzie Tepesa. I tak nadal brakowało jej do normy dobrych dziesięciu kilo i obojętne, jak by jej się nie podobało „niańczenie” i „rozpieszczanie”, miał zamiar to robić, dopóki Fritz Montoya oficjalnie nie ogłosi, że Honor odzyskała pełnię sił.

Żeby przestać o tym myśleć, spytał:

— Jakieś pomysły na przyszłość? Bliższą czy dalszą? Honor spojrzała na niego, unosząc prawą brew — pierwszy raz zapytał bezpośrednio, co planuje dalej, a więc musiał uznać, że prawie doszła do siebie, przynajmniej psychicznie. Inaczej nie poruszyłby tak poważnego tematu nawet w tak nieformalny sposób.

— Nawet kilka — odparła, wsuwając grzebień do kieszeni. Potem sięgnęła po manierkę.

McKeon powstrzymał odruch, by ją wyręczyć. Co prawda miał obie ręce i poszłoby mu to sprawniej, ale miał też prawie pewność, jaka byłaby jej reakcja. Dlatego siedział spokojnie i tylko się przyglądał.

Honor ścisnęła manierkę kolanami, odkręciła zakrętkę i podała manierkę Nimitzowi, który ujął ją obydwoma chwytnymi łapami. Pił długo, a gdy skończył, westchnął z ulgą i oparł się o Honor, pocierając łbem o jej bok, gdy tymczasem ona zakręciła i schowała naczynie. A potem podrapała go pod brodą.

Zamruczał znacznie energiczniej niż poprzednio.

Jak podejrzewała, kończył wreszcie zrzucać futro, co cieszyło nie tylko jego, ale wszystkich mających bezpośredni kontakt z chmurami sierści. Uśmiechnęła się, czując, że jest mu chłodniej, i spojrzała na McKeona.

— Myślę, że mam ogólne zarysy pomysłu — stwierdziła. — Będziemy jednak musieli działać ostrożnie. No i zajmie to sporo czasu.

— Ostrożność to nie problem — ocenił McKeon. — Natomiast czas może nim być. Zależy, ile będziemy go potrzebowali.

— Sądzę, że zdążymy — powiedziała ze spokojną pewnością. — Musimy zdążyć, nim skończy nam się żywność.

— Oczywiście — zgodził się McKeon.

Jak wszystkie małe jednostki znajdujące się na pokładzie okrętu wojennego promy wyposażone były w pełen zestaw ratunkowy, gdyż w razie awarii użyte byłyby w charakterze kapsuł ratunkowych czy szalup. Dlatego miały na pokładach zapas racji żywnościowych na tydzień dla pełnej obsady. Dla ich niewielkiej grupy wystarczył on na parę miesięcy, a po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że McKeon pesymistycznie wykonał szacunkowe obliczenia i starczy ich na dłużej. Natomiast do tej pory nie udało się odszukać na powierzchni planety niczego, co byłoby jadalne dla człowieka.

— Fritz niczego nie znalazł? — spytał.

— Obawiam się, że nie. Przepuścił przez analizator wszystko, co mu przynieśliśmy, ale jeżeli to, co mu właśnie dostarczyliście z Warnerem, nie różni się, a wątpię, by tak było, radykalnie od wszystkiego zebranego dotąd, to nie ma co się oszukiwać. Nasz system trawienny jest w stanie wyizolować większość potrzebnych nam elementów nieorganicznych z tutejszych roślin, ale to wszystko. I nie chodzi o to, że część tych roślin jest trująca, ale o to, że nie mamy nawet odpowiednich enzymów, by strawić lokalną odmianę celulozy. Nie wiem jak inni, ale ja nie mam ochoty mieć w kiszkach zwiększającej się masy śmieci, których nie da się strawić. Lokalna fauna jest równie nieatrakcyjna pod tym względem.

— Właściwie mnie to nie zaskoczyło — ocenił McKeon. — Cholera, gdyby to miało być łatwe, los nie wybrałby nas, no nie?

— Fakt — zgodziła się, obejmując Nimitza i tuląc go do siebie.

Po chwili spojrzała ponownie na McKeona.

— I myślę, że nadszedł kres bezczynności — dodała ciszej. — Wiem, że obaj z Fritzem nadal mnie obserwujecie niczym zaniepokojone kwoki, ale naprawdę doszłam już na tyle do siebie, że możemy zacząć działać.

McKeon otworzył usta, by zaprotestować, namyślił się i zamknął je bez słowa.

Poklepała go po nodze i dodała:

— Nie martw się, Nimitz i ja jesteśmy twardzi.

— Wiem, że jesteście, tylko to jest tak cholernie niesprawiedliwe… — urwał i wzruszył ramionami. — Już dawno powinienem zrozumieć, że wszechświat jest niesprawiedliwy, ale czasami mam dość obserwowania, jak los robi co może, żeby ci dokopać. Więc zrób mi przyjemność i choć jeden raz uważaj na siebie. I nie przemęczaj się. Dobrze?

— Dobrze — zgodziła się nieco stłumionym przez wzruszenie głosem i raz jeszcze poklepała go po kolanie. — Tym bardziej że na początek nie przewiduję niczego specjalnie męczącego dla kogokolwiek.

— Tak? — zdziwił się, nie kryjąc niedowierzania, McKeon.

— A tak. Chcę, żeby Harkness przy pomocy Scotty’ego i Russa włamał się do sieci satelitarnej i znalazł sposób dostania się do sieci komputerowej obozu Charon.

— Trudne zadanie — ostrzegł McKeon. — Jeśli garnizonem nie dowodzi totalny kretyn, ich system nie przyjmie poleceń pochodzących z zewnątrz.

— Nie mówię o przeprogramowaniu, tylko o wydostaniu danych z systemu. Zresztą jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, nie będziemy nawet do tego zmuszeni. Chcę mieć taką możliwość na wszelki wypadek. A co do trudności… skoro Harkness w pojedynkę włamał się do komputerów pokładowych krążownika liniowego, mając do dyspozycji tylko minikomp i musząc kryć się z tym, co robi, to teraz ma chyba łatwiejsze zadanie, prawda? Tym bardziej że garnizon wie, iż nikt poza nimi na całej planecie nie ma dostępu do żadnych urządzeń elektronicznych.

— Racja — zgodził się McKeon. — No dobra, skipper, poszukam ich i powiem, żeby zabrali się do roboty. Jak do nich dotrze, że będą siedzieli w klimatyzowanym promie, to może nawet żadnego nie będę musiał zachęcać dobrym słowem!