Выбрать главу

Cromarty odetchnął głęboko i odwrócił się ku żałobnikom. Na ich czele stała oczywiście królowa Elżbieta, mając obok siebie księcia małżonka Justina. Dalej stali książę krwi Roger i jego siostra księżna Joanna oraz królowa matka Angelique. Za nimi zajęła miejsce ciotka królowej, księżna Caitrin Winton-Henke z mężem Edwardem, earlem Gold Peak, oraz synem Calvinem. I stryjowie królowej — książę Aidan z małżonką Anną i książę Jeptha. Kapitan Michelle Henke dołączyła do rodziców, kiedy wypełniła obowiązki i oddała u stóp katedry Miecz Harrington. Do kompletu najbliższej rodziny królowej brakowało tylko jej młodszego brata, księcia Michaela mającego rangę komandora Królewskiej Marynarki, gdyż jego okręt stacjonował w systemie Trevor Star.

Cromarty skłonił się ceremonialnie i wskazał szerokim gestem drzwi katedry. Elżbieta skinęła głową, odwróciła się i poprowadziła rodzinę w ślad za trumną. A za nią ruszyła cała czereda politycznych żałobników.

* * *

— Jak ja nienawidzę pogrzebów! Zwłaszcza jeśli chowają kogoś takiego jak lady Harrington — stwierdził lord William Alexander na tyle głośno, by usłyszał go książę Cromarty, ale na tyle cicho, by nie zdołał tego zrobić nikt więcej.

Alexander trzymający talerz z przekąskami rozejrzał się, jakby nic nie powiedział — znajdowali się na oficjalnej stypie, czyli na gruncie rojącym się od wrogów politycznych, toteż mimo smutnej okazji należało zachować wszelkie środki ostrożności.

Stypa była oficjalna i jak zawsze w pałacu jedzenie było wyśmienite. Cromarty przez moment zastanawiał się, dlaczego przy takich właśnie okazjach jedzenie cieszy się aż takim powodzeniem. Może sam akt pożywiania się upewniał uczestników, że nadal żyją…

Przegonił bezsensowną myśl i rozejrzał się — chwilowo obaj mieli okazję do spokojnej rozmowy, ale wiedział, że to długo nie potrwa. Raczej prędzej niż później ktoś z tłumu zauważy, że stoją sobie spokojnie pod ścianą, i przyjdzie porozmawiać o jakiejś niezwykłe ważnej pierdole politycznej. Ponieważ póki co nikogo w zasięgu słuchu nie było, pozwolił sobie na pełne ulgi westchnienie.

— Ja też ich nienawidzę — przyznał równie cicho. — Zastanawiam się, jak się udał ten na Graysonie.

— Podobnie jak nasz, zapewne… tylko bardziej.

Najprawdopodobniej po raz pierwszy w dziejach ludzkości pogrzeb tej samej osoby odbył się równocześnie w dwóch systemach planetarnych. Tak Gwiezdne Królestwo Manticore, jak i Protektorat Graysona urządziły bowiem oficjalne państwowe pogrzeby Honor Harrington dokładnie w tym samym czasie, co było o tyle dziwne, że obie planety dzieliło trzydzieści lat świetlnych. W tej jednak kwestii zarówno królowa Elżbieta, jak i Protektor Benjamin okazali się równie uparci, a brak ciała jedynie ułatwił sprawę, bo odpadł problem, na której planecie Honor ma zostać pochowana.

— Zaskoczyło mnie, że Protektor zgodził się nam wypożyczyć Miecz Harrington — dodał Cromarty. — Jestem naturalnie wdzięczny, ale i zaskoczony.

— W sumie to nie była jego decyzja. — Alexander był odpowiedzialny za koordynację obu uroczystości i mając częsty kontakt z ambasadorem graysońskim, był lepiej zorientowany w szczegółach. — Miecz należy do patrona domeny Harrington, a więc decydował jej zarządca, lord Clinkscales. Co nie oznacza, że postąpił wbrew woli Protektora. Rodzice Harrington także chcieli, by wypożyczono nam miecz. Poza tym gdyby go zatrzymali, mieliby o jeden za dużo, bo Honor była także Championem Protektora, więc Miecz Stanu również do niej należał.

— Nie pomyślałem o tym — przyznał Cromarty, pocierając brew zmęczonym ruchem.

Alexander prychnął cicho.

— Miałeś parę spraw na głowie — przypomniał.

— Fakt. Niestety. — Cromarty westchnął ponownie. — Co powiedział Hamish o nastrojach na Graysonie? Nie muszę ci mówić, że ich ambasador solidnie mnie nastraszył, przekazując oficjalne kondolencje i prywatną wiadomość od Protektora dla królowej. Po jej obejrzeniu i wysłuchaniu czułem prawdziwą ulgę, że nie jestem obywatelem Republiki.

— Nie dziwię się. — William ponownie się rozejrzał, tym razem dyskretnie, i dodał: — Ten gnojek Boardman tyle razy powtarzał, że będziemy się mścić, aż obrzydzenie brało. Ale rozegrali to dobrze: nawet neutralni, z zasady niechętni Ludowej Republice, uważają nas za tych dobrych i spodziewają się, że nie będzie żadnego odwetu. Hamish natomiast sądzi, że Marynarka Graysona ma to gdzieś razem z propagandowym wydźwiękiem całej sprawy, i jeśli się nie myli, to Grayson dostarczy Ransom więcej materiału, niż ta śmie marzyć.

— Chcesz powiedzieć, że będą się mścić na jeńcach? — zdziwił się szczerze Cromarty, jako że takie zachowanie całkowicie nie pasowało do przyjętych przez społeczeństwo graysońskie zasad.

— Tego Hamish się nie spodziewa — zaprzeczył ponuro William. — Natomiast jest prawie pewien, że oni po prostu nie będą brali jeńców. Żadnych.

Cromarty uniósł zaskoczony brwi i czekał na ciąg dalszy.

— Nasze społeczeństwo zjednoczyło się ponownie, ponieważ przeciwnik zamordował jednego z naszych najlepszych oficerów, Allen. Ale dla mieszkańców Graysona Harrington nie była jedynie oficerem, nawet najlepszym… Była żywym przykładem, wzorem do naśladowania… prawie świętą. Jej zamordowania nie przyjęli spokojnie. Chcą krwi i zrobią, co uznają za stosowne… nie wobec jeńców, lecz wobec wrogów walczących z bronią w ręku.

— Jeżeli zaczną się mścić, UB zrobi to samo i znajdziemy się w błędnym kole, a na tym skorzysta tylko przeciwnik.

— My o tym wiemy, ale oni mają to gdzieś. I przyznam ci się, że ich rozumiem… Co nie zmienia faktu, że ucierpimy na tym. Już teraz połowa dziennikarzy Ligi Solarnej to tuby propagandowe Ransom. Im, podobnie jak obywatelom Ligi, Republika jest bliższa właśnie dlatego, że jest republiką, a my jesteśmy monarchią. To, że u nas panuje demokracja, a u nich zamordyzm, nie ma znaczenia, bo nikt o tym nie wie, a pismaki powtarzają oficjalne komunikaty propagandy, wszystko jedno, czy chodzi o kwestie wewnętrzne czy inne. Każdy głupi w Lidze, a zwłaszcza polityk, wie, że republikanie to ci dobrzy, a monarchiści to ci źli, a im kto głupszy, tym bardziej jest o tym przekonany. A INS i Reuters retransmitują materiały otrzymywane z Ludowej Republiki bez żadnej ingerencji i komentarzy.

— To nie do końca sprawiedliwa… — zaczął Cromarty.

— Bzdury! — przerwał mu zdecydowanie Alexander. — Jesteśmy chwilowo sami, więc nie musisz się wysilać. Żadna z tych stacji nawet nie próbuje powiedzieć widzom, że w Ludowej Republice wszechobecna jest cenzura, że ingeruje ona ostro i sprawdza wszystko przed nadaniem, tnąc bez miłosierdzia, co jej się tylko podoba. W tym też wszystko, co wychodzi poza granice Ludowej Republiki. Obaj o tym dobrze wiemy, podobnie jak i o tym, że jeśli my zrobimy coś podobnego z powodu konieczności zachowania tajemnicy wojskowej, natychmiast podnoszą wrzask pod niebiosa.

— Już dobrze, masz rację, tylko mów ciszej, dobrze? Bo zaczyna cię ponosić — zwrócił uwagę premier.

William rozejrzał się zaniepokojony, ale złość wcale mu nie przeszła. Ten temat zawsze go złościł i Cromarty przyznawał mu rację: INS czy Reuters ani słowem nie zająknęły się nigdy czy to o cenzurze, czy o pokazowych procesach, czy o innych inscenizowanych przez propagandę Ludowej Republiki „wydarzeniach przypadkowych”. A to dlatego (przynajmniej oficjalnie), że nie chciały podzielić losu agencji United Faxes Intergalactic, która regularnie informowała widzów, że oglądają ocenzurowany materiał. Jedenastu pracowników UFI zostało aresztowanych za „szpiegostwo przeciwko ludowi” i deportowanych z zakazem powrotu. Wszyscy zaś reporterzy zostali wyrzuceni z Haven i innych planet centralnych. Agencja przestała się liczyć, jeśli chodzi o informacje z Ludowej Republiki — zawsze była ostatnia i dysponowała najmniej ciekawym materiałem. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie miał ochoty podzielić jej losu.