Выбрать главу

McKeon spojrzał na nią zaskoczony, więc wyjaśniła:

— Nie lubię generalizować, ale w tym przypadku jedno nie ulega kwestii: wśród więźniów politycznych zawsze będzie większa liczba kolaborantów niż wśród jeńców.

— Dlaczego? — zdziwił się McKeon. — Znaleźli się tutaj, ponieważ sprzeciwiali się władzy, więc dlaczego mają współpracować z tajną policją tejże władzy?

— Większość z nich znalazła się tu dlatego, że władza, a raczej ludzie tę władzę mający, gdy dokonywano aresztowań, uznali ich za zagrożenie dla tego, co chcieli zrobić. Nie oznacza to, że aresztowani byli rzeczywistymi przeciwnikami, a sam zauważyłeś, że po rewolucji zmienił się rodzaj więźniów. Tu trafiali przeciwnicy, tak rzeczywiści, jak i wyimaginowani, władzy Ludowej Republiki przez osiemdziesiąt lat standardowych. Część z tych, którzy znaleźli się tu za poprzedniej władzy, może być zażartymi zwolennikami nowej i szukać okazji, by udowodnić swą lojalność i wyjść stąd. Część na pewno niesłusznie aresztowana pozostaje równie wierna idei Republiki jak ty czy ja Koronie. Znajdą się wśród nich na pewno szczerzy patrioci, którzy walczyli z Komitetem, ale gotowi są z nim współpracować przeciwko zewnętrznemu wrogowi, czyli nam. No i wreszcie — ubecja na pewno umieściła wśród więźniów szpicli, czy to płatnych, czy zmuszonych do współpracy szantażem, chcących uratować rodziny.

— Nie pomyślałem o tym — przyznał.

— Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie zakładam, że nie ma tu autentycznych wrogów Komitetu i UB gotowych na wszystko, by obalić Pierre’a i Saint-Justa — dodała Honor. — I nie twierdzę, że wśród jeńców wojennych nie ma zdrajców, szpicli i szumowin. W każdej większej grupie ludzi znajdzie się jakieś ścierwo. A poza tym nawet jednostki odważne i prawe, które wytrzymały tortury, mogą załamać się po latach bezradności i braku jakiejkolwiek nadziei na przyszłość.

Ostatnie zdanie powiedziała z całkowicie kamiennym obliczem w sposób jednoznacznie świadczący o tym, że czegoś podobnego doświadczyła. W następnej sekundzie otrząsnęła się i dodała już normalnym tonem:

— Będziemy musieli w pewnym momencie zaryzykować nawiązanie kontaktu, bo sami nie zdołamy zwyciężyć. Wydaje mi się, że najbezpieczniejsi będą jeńcy tak z flot Sojuszu, jak i ci, którzy wcześniej walczyli z Ludową Marynarką, ale po pierwsze, nie zamierzam beztrosko uznać, że nie znajdą się wśród nich zdrajcy, a po drugie, trzeba ich odnaleźć. I nawiązać z nimi kontakt, tak by nie wiedzieli o tym polityczni. Będzie to delikatna i czasochłonna operacja, tym bardziej że na początku przynajmniej będę musiała spotkać się osobiście z każdym ewentualnym kandydatem.

Pogłaskała Nimitza i w jej oku pojawił się jakby błysk rozbawienia. McKeon przyjrzał się jej z zainteresowaniem, ale nie odezwał się słowem, widząc, że Honor potrząsa głową; wzruszył jedynie ramionami. Wiedział, że ma niezwykłą zdolność poznawania się na ludziach przy pierwszym spotkaniu, i nie wątpił po dotychczasowych doświadczeniach, że zdoła zrobić to, co zapowiedziała.

— A wracając do tematu — powiedział — Jasper miał powiedzieć pani coś o częstotliwości lotów zaopatrzeniowych?

— Miał — przyznała Honor i spojrzała na Jaspera Mayhewa.

— Tak, milady. — Mayhew wskazał na mapę. — Czerwone kropki oznaczają znane nam obozy. Nie są to wszystkie, bo nawet gdyby Tepes miał pełną listę, pochodziłaby ona sprzed dwóch lat. Wtedy nastąpiło ostatnie uaktualnienie. Sądząc z innych posunięć UB, lista nie była kompletna ze względów bezpieczeństwa. Paranoja, ale fakt. Próbujemy ją zaktualizować, ale to musi potrwać. Jak widać, obozy znajdują się głównie na trzech kontynentach, Delta praktycznie jest pusta, prawdopodobnie z uwagi na zbyt ostry klimat. Mają zresztą dość miejsca, żeby sobie na to pozwolić. Widać również, że im bliżej równika, tym obozów jest mniej.

Honor przytaknęła. Było to sensowne postępowanie, gdyż ludzie z planet o umiarkowanym klimacie nie pożyliby długo w tropikach. To akurat mogło nie być istotnym argumentem dla UB, za to z pewnością na decyzji zaważył fakt, iż tropikalny las nader szybko się regenerował i próbował zarosnąć wykarczowane tereny. Oznaczało to ciągłą walkę z roślinnością i choć należałaby ona do więźniów, to trzeba by im dostarczać odpowiednich narzędzi, i to nie raz na miesiąc. A to byłoby męczące dla garnizonu. Naturalnie mogli zorganizować obóz i przestać się nim interesować, ale obóz taki w krótkim czasie przestałby istnieć, a więc nie miał wpływu na ogólną sytuację.

Zresztą właśnie brak obozów w okolicy był głównym powodem, dla którego wybrali ten rejon na kryjówkę.

— Średnio w obozie przebywa około dwóch i pół tysiąca więźniów — kontynuował Mayhew. — Oznacza to, że na planecie jest około dwustu obozów. Z oczywistych powodów nie ma żadnego na Styksie: obóz Charon to magazyn i koszary garnizonu wraz z lądowiskiem, parkiem maszynowym i kontrolą lotów. Obozy są oddalone od siebie o minimum pięćset kilometrów, co uniemożliwia więźniom pozbawionym urządzeń technicznych skuteczną koordynację poczynań. Mogą się bowiem kontaktować wyłącznie przez posłańców.

— Nie byłbym tego taki pewien — sprzeciwił się McKeon. — Pięćset kilometrów wydaje się dużą odległością, zwłaszcza na pustkowiu, ale należy pamiętać o ludzkiej pomysłowości. Na przykład ten rejon na północy Alfy — jest tu duże jezioro, na brzegach którego znajduje się sporo obozów. Byłbym naprawdę zaskoczony, gdyby więźniowie w nich przebywający nie posiadali regularnie wykorzystywanej i starannie zamaskowanej flotylli łodzi służącej do komunikacji z innymi obozami.

— Prawdopodobnie ma pan rację, sir. Ale chodzi o to, że koordynacja poczynań na skalę ogólnoplanetarną jest mało prawdopodobna, a nie o to, że wszystkie obozy są od siebie całkowicie odizolowane — wyjaśnił Mayhew.

— Całkowitą izolację łatwiej byłoby utrzymać, budując większe obozy w znacznie większym oddaleniu — dodał Sanko.

— Zgoda, ale wtedy każdy z obozów stanowiłby bardziej ryzykowny punkt zapalny — odparła Honor. — Dwa i pół tysiąca osób stanowi mniejsze zagrożenie niż, dajmy na to, dwadzieścia pięć tysięcy czy choćby dziesięć tysięcy. W takiej liczbie jest znacznie łatwiej ukryć się niewielkiej, dobrze zorganizowanej grupie, która dysponuje wówczas znacznie większą swobodą działania. A jak powiedział komodor McKeon, ludzka pomysłowość nie zna granic…

Sanko kiwnął głową, że się z tym zgadza, a Honor gestem dała znak Jasperowi, by mówił dalej.

— Dzięki temu, że część pilotów miała rozmaite problemy i nawiązała łączność z obozem Charon, wiemy, że do obozu Alfa 7-9 zostało dostarczonych dwieście dwadzieścia pięć tysięcy racji żywnościowych. Zakładając, że siedzi tam dwa i pół tysiąca ludzi, jest to wystarczający zapas na około standardowy miesiąc. Podobnie ma się rzecz z dostawą do obozu Beta 2-8. Można z tego wywnioskować, że każdy obóz jest zaopatrywany raz na miesiąc. Pozostaje pytanie, czy loty odbywają się przez cały czas, stopniowo, czy też w ciągu dwóch-trzech dni wszystkie promy udają się do wszystkich obozów. Rozsądniejsze jest to pierwsze rozwiązanie, wygodniejsze dla garnizonu drugie. Trzy do czterech dni wysiłku i lenistwo przez resztę miesiąca. Skłonny jestem uznać, że stosowana jest druga metoda, ponieważ dwa tygodnie nasłuchu nie dały nic, za to dziś podsłuchaliśmy dziewięć rozmów. Ale nadal jest to hipoteza, której chwilowo nie można udowodnić.

— Miesiąc… — mruknęła Honor, zastanawiając się nad czymś głęboko. — No dobrze, tyle mamy czasu na kontakt z każdym obozem, w przypadku którego znamy datę ostatniego zrzutu. Sądzę, że Jasper ma rację i że loty są skomasowane przez kilka dni w miesiącu. Teraz pozostaje zastanowić się, jak zamierzamy wykorzystać ten okres spokoju…