— Powinniśmy już coś zauważyć, ma’am — odezwał się Scotty do siedzącej w fotelu drugiego pilota Honor.
Większość ludzi nie wyczułaby w jego głosie napięcia, ale Honor znająca go z czasów, gdy był jeszcze nieopierzonym chorążym, nie miała z tym najmniejszego kłopotu. Odwróciła się ku niemu i uśmiechnęła jak zwykle krzywo.
— Cierpliwości, Scotty. Ledwie zaczęliśmy szukać — powiedziała spokojnie.
Skrzywił się i westchnął.
— Wiem, ma’am — przyznał. — I wiem, że tam w dole prawie nic nie widać, ale…
Zamilkł i wzruszył wymownie ramionami. Honor roześmiała się cicho.
— Ale chciałbyś, żebyśmy jak najszybciej znaleźli obóz i wylądowali — dokończyła.
— Właśnie tak, ma’am — przyznał z uśmiechem. — Chyba zawsze byłem trochę niecierpliwy, prawda?
— Troszeczkę.
— Cóż, widać to wrodzone i…
— Przepraszam, panie Tremaine — rozległ się w słuchawkach znajomy głos — ale myślę, że coś widzę.
— A gdzież jest to coś, bosmanmacie? — spytał uprzejmie Scotty. — Miło byłoby, gdyby był pan nieco dokładniejszy, meldując o zauważeniu czegoś.
— Aye, aye, sir. Przepraszam, sir. Chyba się starzeję, sir — zameldował Harkness tak radośnie, że Honor musiała udać atak kaszlu, by nie parsknąć śmiechem. — Spróbuję się poprawić, sir. Może następnym razem znajdzie pan sobie młodszego i bystrzejszego mechanika pokładowego, sir. Wtedy…
— Powiesz mi, co widziałeś, czy mam tam przyjść i poprosić bosman Ascher, żeby się tobą zajęła?! — przerwał mu Tremaine.
— O, najpierw nawymyślali, a teraz grożą! — chlipnął Harkness.
Ponieważ przez całą drogę zajmował się komputerem w kabinie pilotów, w tym momencie pojawiła się holomapa z mrugającym punktem w miejscu, w którym coś zauważył. Miejsce to znajdowało się z lewej i z tyłu, wobec czego Scotty położył maszynę w szeroki skręt i spytał:
— Dwójka jest nadal na pozycji?
Honor pochyliła się i spojrzała przez boczne okno z armaplastu, ale nie zdołała niczego dostrzec. Bosmanmat Harkness miał ze swojego stanowiska znacznie lepszą widoczność.
— Trzyma się jak przylepiona, sir — zameldował. — Trochę się odsunęła w ćwiartkę rufową, ale utrzymuje pozycję.
— A to dlatego, że pilotuje ją oficer i dama, Harkness. I w przeciwieństwie do niektórych, co to nie mówią mi, że coś widzą, póki tego nie miniemy, jest dobra w tym, co robi.
— Proszę tylko tak dalej, sir — poinformował go uprzejmie Harkness. — A następnym razem, gdy będzie pan szukał swego tyłka po ciemku, będzie pan musiał używać własnej latarki.
— Jestem zszokowany — oznajmił Tremaine z oburzeniem. — Tym, że po tylu latach oficer i gentleman może usłyszeć coś podobnego od…
Urwał nagle i zmniejszył szybkość.
— Sądzę, że mogę być winien przeprosiny, bosmanmacie Harkness — przyznał Scotty. — Niewielkie, ale przeprosiny. Widzi to pani, ma’am?
— Widzę.
Honor uniosła elektroniczną lornetkę, kolejny raz żałując swej protezy. To, co widziała, wyglądało na parę pochodni na tle puszczy i była zaskoczona, że Harkness zdołał to dostrzec w czasie pierwszego przelotu. Co prawda miał dostęp do odczytów pasywnych sensorów, ale te były zdecydowanie miernej jakości, więc było to niezłym osiągnięciem.
— I co dalej, ma’am? — spytał pozornie spokojnie Tremaine.
— Zawiadom komandor Metcalf i poleć do przodu paręset metrów. Zobaczymy, czy znajdziemy w pobliżu jakąś polanę albo przesiekę, na której dałoby się wylądować.
— Według rozkazu, ma’am.
Scotty włączył przyciskiem na drążku sterowym światła pozycyjne, błysnął nimi raz i zwiększył ciąg turbin atmosferycznych. Prom łagodnie zwiększył wysokość, a skrzydłowa maszyna odbiła w prawo i pozostała na tym samym pułapie. Na tle nieba prom Scotty’ego, który wyrównał trzysta metrów wyżej, był wyraźnie widoczny. Tremaine zakończył manewr i położył maszynę w zakręt, oblatując rejon, w którym płonęły pochodnie.
Z większej wysokości lepiej było je widać, toteż Honor z uwagą przyglądała się im zdrowym okiem przez lornetkę. Na ziemi znajdowały się dwie podwójne linie pochodni krzyżujące się pod kątem prostym. Cztery znajdujące się na skrzyżowaniu płonęły jaśniej i wydało jej się, iż w ich blasku dostrzega budynki o płaskich dachach. Wytężyła wzrok, ale nic więcej nie zauważyła, toteż odłożyła lornetkę i przetarła łzawiące oko wierzchem dłoni.
Z boku i nieco z dołu dobiegło ją ciche bleeknięcie. Nimitz podróżował w wysoce nieregulaminowym gnieździe uwitym z dwóch koców na pokładzie promu, gdyż był to jedyny sposób zapewnienia mu zarazem wygody i bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się do niego i podniosła ponownie elektroniczną lornetkę, przyglądając się tropikalnej puszczy.
— Co to za linia na wschodzie? — spytała po chwili.
— W jakiej odległości od obozu, milady? — odpowiedział pytaniem przez interkom Mayhew.
— Jak sądzisz, Scotty? Wygląda na dwadzieścia do dwudziestu pięciu kilometrów…
— Coś koło tego — zgodził się zapytany. — Harkness?
— Dwadzieścia trzy kilometry, ma’am — odezwał się Harkness po chwili, przyglądając się niewyraźnemu odczytowi pasywnych sensorów.
— W takim razie to rzeka, milady — poinformował ją Jasper, szeleszcząc mapą tak, że było go słychać w słuchawkach. — Na mapie meteo jest zaznaczona w tym miejscu niewielka rzeka, milady.
— Hm… — Honor odłożyła lornetkę i potarła czubek nosa. A potem spojrzała na Scotty’ego i spytała:
— Będziesz w stanie wylądować tam bez grawitatorów?
— Bez…?! — Scotty omal się nie zakrztusił. — Jasne! Zabrzmiało to jak przechwałka i Honor uśmiechnęła się.
— Tylko się nie podniecaj za bardzo — ostrzegła. — Pytam poważnie: jesteś w stanie?
Przez chwilę panowała w kabinie cisza, a potem Tremaine odparł niechętnie:
— Prawdopodobnie tak, ma’am, ale nie mogę tego zagwarantować. Naszą pinasą potrafiłbym to zrobić bez problemów, ale to bydlę jest nieruchawe i węższe. Znacznie wolniej reaguje na stery i prawdę mówiąc, nie miałem zbyt wielu okazji, by poćwiczyć nim pionowe lądowanie i wykorzystanie ruchomych dysz manewrowych.
— Ale sądzisz, że potrafisz?
— Tak, ma’am.
Honor zastanawiała się przez dłuższą chwilę, potem westchnęła i potrząsnęła głową.
— Byłoby to miłe, ale nie ma sensu ryzykować — zdecydowała. — Zejdź nad wierzchołki drzew, Scotty… Bosmanmacie?
— Aye, ma’am.
— Proszę uruchomić reaktor.
— Aye, aye, ma’am. Powinniśmy mieć pełną moc za cztery minuty.
— Dzięki. Scotty, poinformuj, proszę, o zmianie napędu komandor Metcalf.
— Aye, aye, ma’am.
Scotty błysnął dwukrotnie światłami pozycyjnymi na skrzydłach i zaczął obniżać lot.
— Prom numer dwa potwierdził, ma’am — odezwał się w słuchawkach Clinkscales.
— Dzięki, Carson.
Honor odchyliła się na oparcie fotela, obserwując, jak zbliżają się do rzeki i do drzew. Uruchomienie reaktora i napędu grawitacyjnego zwiększało poważnie ryzyko wykrycia, zwłaszcza przez satelitę, ale nie miała wyjścia. Mogła jedynie ograniczyć czas ich aktywności. Wiedząc, że może zajść taka konieczność, uwzględniła ją, uzgadniając znaczenie sygnałów świetlnych z Geraldine, by nie musieć na dodatek przerywać ciszy radiowej.