Выбрать главу

Gdyby dziennikarze należeli do ludzi posiadających normalną hierarchię wartości lub gdyby władze agencji potrafiły patrzeć dalej niż tylko na najbliższe notowania popularności, sytuacja mogłaby wyglądać inaczej — gdyby bowiem INS i Reuters solidarnie zastosowały metodę UFI, to władze Republiki albo ugięłyby się, albo usunęły obie firmy i na ich terenie nie działałaby żadna niezależna agencja. Wtedy jedyne materiały pochodziłyby z oficjalnych źródeł propagandowych Ludowej Republiki, a wszyscy mogliby opatrywać je dowolnym komentarzem. Gdyby… Cromarty nawet nie wzdychał, myśląc o tym, bo było to równie nierealne jak istnienie uczciwego, dalekowzrocznego polityka Zjednoczenia Konserwatywnego.

Rozmawiał o tym oczywiście i protestował wielokrotnie w czasie spotkań z szefami biur obu agencji znajdującymi się na Manticore, ale był to próżny trud. Obaj twierdzili, że widz nie jest durniem i nie ma potrzeby ciągle przypominać mu, że ogląda ocenzurowane czy zainscenizowane wiadomości, bo sam się zorientuje. A upieranie się przy tej zasadzie doprowadziłoby do tego, że jedyną dostępną wersją byłaby wersja oficjalnej propagandy nie weryfikowana przez „niezależne media”. Cromarty nie miał złudzeń — badania jasno wykazywały, że przeciętny widz jest durniem, który uwierzy we wszystko, jeśli będzie mu się to wystarczająco często powtarzać, a „niezależność” obu agencji w Ludowej Republice była fikcją. Istotne były tylko notowania popularności i reszta stanowiła wymówkę. I nic nie mógł na to poradzić.

Teoretycznie mógł spróbować podobnych metod, ale była to czysta teoria — nie dość, że w Gwiezdnym Królestwie nikt nie miał elementarnych doświadczeń w tej kwestii, to natychmiast zbiesiliby się lokalni dziennikarze, co dałoby jeszcze gorszy efekt. A nic innego nie nauczyłoby reporterów z Ligi uczciwości zawodowej i choćby odrobiny odwagi cywilnej.

— Przynajmniej pogrzeb uczciwie relacjonują — odezwał się po chwili. — A to już coś.

— Za trzy dni im przejdzie — ocenił Alexander kwaśno. — Jak nie wcześniej. Albo się coś pojawi, albo sami uznają, że publiczność już się znudziła i trzeba zmienić temat. I wrócimy do punktu wyjścia, czyli do liczenia strat, jakich przysporzyła nam ta banda tchórzliwych durniów.

Słysząc to, Cromarty poczuł pierwsze oznaki zaniepokojenia — znał obu braci od wielu lat i znał też słynny rodowy temperament Alexandrów, jak eufemistycznie określano choleryczny charakter męskich członków rodu. To, że dobrze nad sobą panowali, niczego nie zmieniało. Teraz byli sami i William mógł mówić otwarcie, ale dobór słów wskazywał, że jest naprawdę wściekły i ledwie się kontroluje.

— Myślę, że przesadzasz, Willie — powiedział po chwili. Alexander przyjrzał mu się ponuro.

— Fakt, mamy uzasadnione powody, by uważać, że media Ligi dają się wykorzystywać Ludowej Republice — dodał książę, starannie dobierając słowa — ale sądzę, że do pewnego stopnia ich przedstawiciele u nas mają rację: większość widzów orientuje się, co jest kłamstwem, i odpowiednio podchodzi do tych wiadomości.

— Badania opinii publicznej temu przeczą — odparł dziwnie spokojnie William i dodał ciszej: — Dziś rano dostałem najnowsze wyniki: dwa kolejne rządy planetarne oficjalnie ogłosiły sprzeciw wobec embarga, a według UFI straciliśmy punkt i ćwierć w poparciu społecznym. Im dłużej tamci będą łgać i nikt im nie udowodni, że łżą, tym będzie gorzej. Wiadomo, że prawda zawsze jest bardziej skomplikowana i mniej przyjemna od dobrego kłamstwa, zwłaszcza jeśli jest spójne. Ransom też to wie i dlatego jej ludzie zaczynają od opracowania scenariuszy nie mających nic wspólnego z rzeczywistością, ale nader przyjemnych w odbiorze i na pozór wiarygodnych. Zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie miał okazji poznać metod UB czy warunków życia w Ludowej Republice. Na dokładkę jeszcze im pomagamy, wygrywając bitwy. Wiem, że to zwariowane, ale w Lidze Solarnej wersja Ransom staje się tym popularniejsza, im bardziej Ludowa Marynarka obrywa. Wygląda na to, że zaczęli ich tam uważać za „słabszą stronę w tej wojnie”!

— Może… — przyznał Cromarty i widząc błysk w oczach rozmówcy, pospiesznie dodał: — No dobrze prawdopodobnie tak! Ale pamiętaj, że najbardziej uprzemysłowione planety od początku były przeciwne wprowadzeniu embarga, a sposób, w jaki zmusiliśmy Ligę do tego, przysporzył nam więcej wrogów, niż się spodziewaliśmy. Wiem, że nie mieliśmy wyboru, ale oni sami nie potrzebują żadnej propagandy, żeby występować przeciwko nam przy każdej okazji. Zdajesz sobie chyba z tego sprawę?

— Oczywiście że tak, ale nie o to mi chodzi. Problem polega na tym, Allen, że krytyka ze strony rządów planetarnych Ligi staje się tym ostrzejsza, im większy spadek sympatii społeczeństwa dla nas sondaże wykazują. Bo wszyscy mają na uwadze, że społeczeństwo to wyborcy, a oni są podatni na powtarzane uparcie brednie, których nikt nie dementuje! Jeśli mowa o wyborcach, to na własnym podwórku straciliśmy w ostatnim sondażu jedną trzecią punktu. A raczej tak było, dopóki nie została nadana relacja z zamordowania Harrington.

Mówiąc ostatnie zdanie, skrzywił się z niesmakiem, ale spojrzał prosto w oczy premiera. Ten westchnął ciężko, wiedząc, że rozmówca ma rację. Utrata popularności była niewielka i powolna, ale stała. A powód prosty — wojna trwała już osiem lat standardowych i choć miała powszechne poparcie, gdy się zaczęła, i obecnie także było ono wysokie — ponad siedemdziesiąt procent — to ludzie zaczynali być zmęczeni. Królewska Marynarka i jej sojusznicy wygrywali wszystkie ważniejsze bitwy, zdobyto olbrzymi obszar w przestrzeni wroga i zajęto kilkadziesiąt systemów planetarnych, ale końca walk nadal nie było widać. I choć straty RMN były nieporównanie niższe, to w stosunku do liczby ludności były procentowo większe niż w przypadku Ludowej Republiki. A wysiłek ekonomiczny związany z prowadzeniem tak długiego konfliktu musiał się zacząć odbijać nawet na tak dobrej i prężnej gospodarce jak ta Królestwa Manticore.

Optymizm i zdecydowanie nadal były widoczne, ale nie aż tak silne jak parę lat temu. I to był jeden z powodów, dla których dążył do państwowego pogrzebu z całą ceremonią. Nie chodziło o to, że Honor Harrington w pełni nań zasłużyła i królowa w tej kwestii była jeszcze bardziej zdecydowana od niego, ale o to, że dało się to wykorzystać do ponownego zjednoczenia społeczeństwa na rzecz wojny. Poprzez uświadomienie mu, że wróg zamordował z zimną krwią oficera, łamiąc wszelkie zasady, na nowo wzbudził w nim determinację, by pokonać Ludową Republikę. I dlatego czuł się nieswojo, ponieważ choć metoda okazała się skuteczna, Harrington niczym sobie nie zasłużyła, by zostać narzędziem propagandowym cynicznie wykorzystanym przez własny rząd.

To, że wybrał dobry sposób, nie musiało oznaczać, że musiał mu się on podobać. A sądząc z mieszanych uczuć Williama, które ten niezbyt dobrze maskował, nie tylko jemu.

— Wiem — przyznał w końcu. — A ty masz rację. Tylko że nic nie mogę na to poradzić poza jak najszybszym pokonaniem przeciwnika i pociągnięciem winnych do odpowiedzialności.

— Co do tego zgadzam się w zupełności. — William uśmiechnął się słabo. — I sądząc z ostatniej wiadomości od Hamisha, to jest on gotów zająć się zorganizowaniem końca tej wojny. A Grayson pomoże mu w tym z pieśnią na ustach.