Выбрать главу

Honor wzięła Nimitza na rękę i wstała. Poczuła, jak przez wściekłość gości przebija zaskoczenie i ciekawość, gdy oboje weszli w cień rzucany przez drzewo i przyjrzeli jej się dokładnie, stając w odległości trzech-czterech metrów.

Pierwsza z zaskoczenia otrząsnęła się kobieta, przekrzywiła głowę i spytała:

— Kim jesteście?

Standardowy angielski był uniwersalnym międzyplanetarnym językiem ludzkości od początku kolonizacji kosmosu. Stało się tak dlatego, że był również powszechnie używany na Ziemi przed erą lotów kosmicznych. Na wielu planetach i w wielu państwach używano innych języków — niemieckiego w Imperium Andermańskim, hiszpańskiego w San Martin, francuskiego w New Dijon, chińskiego w Ki-Rin, japońskiego w Nagasaki czy hebrajskiego w Unii Judejskiej. Natomiast każdy wykształcony człowiek znał standardowy angielski, a większość elektronicznych zapisów oraz wydruków sporządzano w tym języku. Wymowa na różnych planetach także była na tyle zbliżona, by funkcjonował on jako rzeczywiście uniwersalny język. Jednak w tym przypadku Honor musiała się dobrze koncentrować, by zrozumieć dziwną, płynną i nieco bełkotliwą wymowę. Nigdy nie słyszała podobnej i nawet nie próbowała zgadywać, jaki może być ojczysty język mówiącej. Przy odpowiedniej uwadze dawało się ją zrozumieć, toteż wyprostowała się, skłoniła głowę i przedstawiła się spokojnie:

— Jestem Harrington. Komodor Harrington, Royal Manticoran Navy.

— Royal Manticoran Navy?! — spytała ostro kobieta.

A Honor poczuła jej nagły gniew, gdy ta zlustrowała spojrzeniem jej strój.

— Jak cholera! — warknęła niewiasta, nie udając, że wierzy.

— Jestem tym, kim powiedziałam — odparła spokojnie Honor. — A strój nie musi świadczyć o przynależności. My musieliśmy zadowolić się tym, co udało się znaleźć.

Kobieta przyglądała jej się twardo przez kilkanaście sekund, nie odzywając się przy tym słowem. Nagle uniosła brwi i wytrzeszczyła oczy.

— Zaraz! — rzuciła chrapliwie. — Honor Harrington? Tym razem zaskoczona Honor też omal nie wytrzeszczyła oczu.

— Zawsze mnie tak nazywano — powiedziała ostrożnie i spojrzała pytająco na Mayhewa.

Ten jedynie pokręcił bezradnie głową.

— Mój Boże! — jęknęła kobieta i spojrzała na swego towarzysza.

Ten odwzajemnił spojrzenie i wzruszył ramionami, unosząc przy tym dłonie.

Cisza zaczęła się przedłużać.

— Mogę spytać, skąd zna pani moje imię? — spytała uprzejmie Honor.

Kobieta odwróciła się ku niej i powiedziała powoli, przyglądając jej się uważnie:

— Kilkudziesięciu jeńców z Królewskiej Marynarki trafiło do mojego obozu na krótko przed tym, jak czarni wysłali mnie do Inferno. Sporo o pani opowiadali… jeśli rzeczywiście jest pani tą Honor Harrington, o której myślę. Mówili, że załatwiła pani jeszcze przed wojną krążownik liniowy, mając tylko ciężki krążownik, i że złoiła pani skórę Ludowej Marynarce w systemie Hancock. I mówili, że ma pani dziwnego zwierzaka… To pani?

— Jeśli pominąć pewną przesadę w relacjach, to ja — powiedziała jeszcze ostrożniej Honor.

Nigdy nie przyszło jej do głowy, że ktoś tu o niej słyszał, a już zupełnie była nieprzygotowana na nagły wybuch radosnego entuzjazmu, jaki jej nazwisko wywołało u rozmówczyni.

— W Hancock to nie ja dowodziłam — wyjaśniła. — Byłam oficerem flagowym admirała Sarnova, no i miałam pomoc w spotkaniu z tym krążownikiem liniowym. A Nimitz nie jest moim zwierzakiem… ale tak w ogóle to wychodzi na to, że jestem tą Honor Harrington.

— Cholera! — szepnęła uradowana kobieta. — Cholera, wiedziałam, że on nie może pochodzić z tej planety!

Niespodziewanie jej radość zniknęła, ustępując smutkowi i rozczarowaniu.

— Więc sukinsyny panią też dorwały! — powiedziała z żalem.

— Tak i nie — odparła Honor. — Jak pani widzi, jesteśmy nieco lepiej wyposażeni niż wy.

Ponieważ przez ten czas LaFollet zdążył do niej dołączyć, podała mu Nimitza, a wzięła od niego włócznie. Zważyła je w dłoni, obejrzała ostrza i oddała mu. I poklepała wymownie kolbę pulsera.

Zaskoczyła ją reakcja rozmówczyni.

— Tylko nie to! Zdobyliście któryś z nich, tak? — spytała przerażona.

— To znaczy? — spytała uprzejmie Honor.

— Jeden z promów zaopatrzeniowych — wyjaśniła tonem, w którym przerażenie ustępowało oskarżycielskiej nucie.

— Nie. Nie zdobyliśmy żadnego z promów zaopatrzeniowych.

— Jak cholera! Znaleźliście broń w lesie. Rosła sobie dziko.

— Nie, odebraliśmy ją ubekom — odparła spokojnie. — Tyle że zdarzyło się to na orbicie tej miłej planety.

Ponieważ więźniowie spojrzeli na nią jak na wariatkę, westchnęła i wyjaśniła:

— Czy któreś z was widziało może całkiem dużą eksplozję na niebie tak ze cztery-pięć standardowych miesięcy temu?

— Owszem — odparła powoli kobieta, mrużąc oczy. — Nawet parę eksplozji, prawdę mówiąc… I co z tego?

— A to, że właśnie wtedy tu przybyliśmy.

LaFollet przestąpił z nogi na nogę i nie potrzebowała Nimitza, by wiedzieć, że jest niezadowolony, iż tak szybko obdarzyła gości zaufaniem. Nie powiedziała mu, że jeśli nie będzie mogła zaufać tej dwójce do końca, to weźmie ich ze sobą do promów. W razie konieczności przy użyciu siły. Teraz jednak musiała spróbować ich przekonać, że mówi prawdę, gdyż inaczej oni jej nie zaufają i wszyscy znajdą się w błędnym kole.

— Przybyliście? — powtórzyła z niedowierzaniem kobieta. Honor kiwnęła potakująco głową.

— Na pokładzie krążownika liniowego Urzędu Bezpieczeństwa — wyjaśniła. — Dostaliśmy się do niewoli w systemie Adler i zostaliśmy przekazani w ręce UB. Zamierzali mnie powiesić w obozie Charon, a moich towarzyszy tu zostawić, ale nie całkiem im wyszło, bo mieliśmy inne plany.

— Plany?

Honor ponownie skinęła głową.

— Powiedzmy, że jeden z moich podoficerów ma dobrą rękę do komputerów. Dostał się do pokładowego systemu komputerowego i doprowadził do tego, że przestał działać. W powstałym zamieszaniu pozostali uwolnili mnie, bo siedziałam w izolatce, i przejęli kontrolę nad jednym z pokładów hangarowych. Potem ukradliśmy sensowny środek transportu i zniszczyliśmy krążownik. — Na samo wspomnienie ucieczki poczuła żal po tych, którzy zginęli, ale nie dała tego po sobie poznać.

— A to ostatnie jakim cudem?! — spytała rozmówczyni, nie kryjąc sceptycyzmu.

Honor uśmiechnęła się krzywo.

— Była to lekcja poglądowa na temat tego, co się stanie, jeśli pinasa uruchomi główny napęd, pozostając na pokładzie hangarowym — powiedziała miękko.

Przez dwie sekundy twarz kobiety niczego nie wyrażała. A potem więźniarka zrozumiała.

— Jezu! — jęknęła jak po ciosie w żołądek — Ale to…

— Zabiło wszystkich na pokładzie — dokończyła Honor. — I dlatego nikt tutaj nie wie, że przeżyliśmy i wylądowaliśmy. I dlatego, tak jak powiedziałam, jesteśmy nieco lepiej wyposażeni niż wy.

— Skąd pani wie? — Mężczyzna odezwał się po raz pierwszy. Wymowę miał podobną do towarzyszki, tylko bardziej sepleniąco-bełkotliwą i znacznie trudniejszą do zrozumienia. Widząc, że Honor przekrzywiła głowę i próbuje go zrozumieć z niewielkim sukcesem, powtórzył wolno i starając się mówić jak najwyraźniej:

— Skąd wiecie, że nie wiedzą?

— Powiedzmy, że czytamy ich pocztę — odparła Honor.