Выбрать главу

— Ale to znaczy… — zaczęła kobieta i odwróciła się do towarzysza. — Henri, oni mają pinasę! Jasna cholera, mają pinasę!

— Ale… — zaczął Henri i urwał.

Oboje przyglądali się sobie zaszokowani. Po czym równocześnie spojrzeli na Honor i strach oraz podejrzliwość zastąpiły podniecenie i radość.

— Macie, prawda? — zapytała kobieta. — Macie pinasę ze sprawnym systemem komputerowym i funkcjonującym modułem łączności. Musicie mieć!

— Coś w tym guście — przyznała Honor, obserwując ją uważnie.

Była zaskoczona szybkością, z jaką kobieta domyśliła się pewnych rzeczy na podstawie skromnych w sumie danych, i to pokonując przy okazji strach i całkowite zaskoczenie. Być może reakcja Honor wynikała z instynktownego założenia, że jeśli ktoś nie zdołał nauczyć się poprawnie mówić w uniwersalnym języku, to musi pochodzić z naprawdę zabitego dechami miejsca. Czyli nie może być specjalnie bystry.

Dalsze rozmyślania przerwały jej kolejne słowa rozmówczyni:

— To po co…? — Zabrzmiało to tak, jakby kobieta mówiła sama do siebie. — Oczywiście! Potrzebujecie ludzi, zgadza się, pani komodor? I wymyśliła pani, że obóz Inferno to najlepsze miejsce do zwerbowania odpowiednich, tak?

— Coś w tym guście — powtórzyła Honor, starając się nie okazać rosnącego zaskoczenia.

Nie miała pojęcia, ile czasu kobieta tu spędziła, ale nie ulegało wątpliwości, że nie wywarło to najmniejszego negatywnego wpływu na jej zdolność myślenia.

— Niech to cholera! — powiedziała niewiasta z prawie nabożnym szacunkiem.

Potem zaś zrobiła krok do przodu i wyciągnęła prawą rękę.

Tym razem Nimitz nie był potrzebny, by Honor wyczuła jej dziką radość. Uczucie to dosłownie z niej promieniowało.

— Miło mi panią poznać, komodor Harrington! Więcej niż miło, prawdę mówiąc. Jestem Benson. Harriet Benson. A to jest Henri Dessouix. W poprzednim życiu byłam kapitanem we flocie systemowej układu Pegasus, a Henri porucznikiem w Korpusie Marines systemu Gaston, zwanym potocznie Gaston Marines. Siedzę tu od mniej więcej sześćdziesięciu pięciu lat standardowych i nigdy w życiu nie byłam bardziej zachwycona poznaniem kogokolwiek!

Rozdział XIII

— I tak to wygląda w skrócie — zakończyła Benson piętnastominutową opowieść, która nastąpiła po ogólnej prezentacji. Oboje siedzieli wraz z Honor w cieniu drzewa. Za Honor stał jak zwykle czujny LaFollet, Mayhew i Clinkscales zaś trzymali wartę na wszelki wypadek.

— Byłam młoda i głupia, nie wspominając o tym, że wystarczająco wkurzona, żeby natychmiast po kapitulacji dołączyć do ruchu oporu, który właśnie się tworzył. — Benson skrzywiła się z niesmakiem. — Bezpieka wygarnęła nas błyskawicznie, no i wylądowałam tutaj. Gdybym zdała sobie sprawę, że przez następne pół wieku nikt nie sprosta tej ich cholernej Ludowej Marynarce, pewnie siedziałabym cicho w domu.

Honor pokiwała głową. Miała jedynie niejasne wyobrażenie, gdzie znajduje się system Pegasus. Wiedziała, że blisko systemu Haven. I pamiętała, że był jednym z pierwszych zdobytych przez Ludową Marynarkę. Natomiast sądząc z tego, co Benson czuła i jak mówiła, przypuszczała, że niezależnie czy ta znałaby przyszłość czy nie, i tak wzięłaby udział w działaniach ruchu oporu.

— A pan, poruczniku? — spytała uprzejmie, spoglądając na Dessouix.

— Henri wylądował tu z dziesięć lat później — odpowiedziała za niego Benson.

Zaskoczyło to Honor, ale Dessouix jedynie przytaknął z lekkim uśmiechem, a nic w jego uczuciach nie wskazywało, by miał coś przeciwko temu. Być może z uwagi na jego wymowę zwyczajowo towarzyszka mówiła w jego imieniu.

— Skąd? — spytała Honor.

— Z planety Toulon w systemie Gaston — odpowiedziała Benson. — Flota systemowa Gastona sprawiła Ludowej Marynarce znacznie więcej problemów niż moja, no ale oni wiedzieli, co ich czeka. A my dowiedzieliśmy się o tym, że zostaniemy zaatakowani, gdy w systemie pojawiły się pierwsze eskadry wroga… cóż… było, minęło… Henri służył w kontyngencie pokładowym na jednym z okrętów…

— Dague — podpowiedział Dessouix.

— Tak, na Dague. Po kapitulacji rządu Toulonu jego kapitan nie złożył broni i przez ponad rok standardowy prowadził działania korsarskie głównie przeciwko frachtowcom Ludowej Republiki. W końcu go dopadli i praktycznie rozstrzelali Dague. Wszyscy oficerowie, którzy przeżyli, zostali na miejscu zabici za „piractwo”. Podoficerowie i oficerowie Marines znaleźli się tu, bo tylko to gwarantowało, że nie podejmą znowu walki… Spotkaliśmy się po ilu… chyba po dziesięciu latach standardowych twego pobytu w Piekle?

— Jedenastu — uściślił Dessouix. — Przenieśli mnie do twojego obozu, żeby odseparować od innych.

Zapadła cisza.

— A jak znaleźliście się w obozie Inferno? — spytała po chwili Honor.

— Oh, zawsze miałam tendencję do pakowania się w kłopoty — powiedziała Benson z gorzkim uśmiechem i położyła dłoń na ramieniu Henriego. — Henri może potwierdzić.

— Przestań! — warknął i zaczął mówić powoli, starając się, by jego słowa były jak najbardziej zrozumiałe. — To nie twoja wina bien-aimee. Podjąłem decyzję sam. Każdy decydował za siebie.

— A ja tylko was do tego doprowadziłam — dodała Benson. Nagle odetchnęła głęboko, potrząsnęła głową i przyznała:

— On ma rację, damo Honor. Jest upartym mężczyzną ten mój Henri.

— A ty nie? — palnął Dessouix.

— Na pewno nie jestem mężczyzną — odcięła się z lekkim uśmiechem, który przydał jej twarzy łagodności.

— Zauważyłem.

Benson zachichotała. Po sekundzie spoważniała i spojrzała na Honor.

— Pytała pani, jak znalazłam się w obozie Inferno… Odpowiedź w sumie jest prosta… parszywa, ale prosta. Widzi pani, ani bezpieka, ani czarni, czyli UB, nigdy nie uważali za stosowne zawracać sobie głowy takimi duperelami jak konwencja denebska. Dla nich nie jesteśmy jeńcami, ale własnością. Mogą z nami zrobić, co im się żywnie podoba, i nikt nie wyciągnie z tego konsekwencji. Jeżeli więc ktoś ma pecha być przystojnym i wpaść czarnemu w oko…

Wzruszyła wymownie ramionami. A twarz Honor stężała.

Benson przez sekundę wpatrywała się w jej zdrowe oko, nim przytaknęła.

— Właśnie — powiedziała chrapliwie i odwróciła głowę. Wzięła głęboki wdech i widać było, że zmusza się do zapanowania nad wściekłością.

— Byłam najstarszym rangą oficerem w obozie. Wśród jeńców było rodzeństwo, bliźniaki, brat i siostra, którzy pomagali mi w zarządzaniu. Choć się zaprzyjaźniliśmy, nigdy nie dowiedziałam się, z jakiej planety pochodzili… Jakoś tak wyszło. Podejrzewam, że z samego Haven, ale unikali tego tematu. Sądzę, że nawet tutaj nadal się bali… Na pewno byli więźniami politycznymi, nie jeńcami, i w sumie nie powinni być w naszym obozie, ale siedzieli tu prawie tak długo jak ja, a na początku bezpieka nie segregowała nas zbyt dokładnie. Oboje byli urodziwi i w przeciwieństwie do mnie należeli do drugiego pokolenia poddanego prolongowi.

Odruchowo poprawiła włosy i Honor dopiero teraz zwróciła uwagę, że jest wśród nich sporo siwych, choć trudno je było zauważyć, jako że była blondynką. Jej opalona twarz także zdradzała wiek, ale dopiero gdy się jej przyjrzało z bliska i dokładnie. Nie było się czemu dziwić; jeśli kobieta należała do pierwszego pokolenia poddanego procesowi prolongu, tak jak Hamish Alexander, nie mogła być wówczas w odpowiednio młodym wieku. Honor przyglądała się jej spokojnie i czekała na ciąg dalszy.