Выбрать главу

— Natomiast najważniejsze w tej chwili pytanie wyda się wam może dziwne, za to bez trudu, mam nadzieję, na nie odpowiecie — dodała nieco enigmatycznie.

— Jakie to pytanie? — spytała Benson.

— Co robiliście w chwili, gdy moi ludzie zaprosili was na tę rozmowę?

— Co robiliśmy? — powtórzyła najwyraźniej zdezorientowana Benson.

— Właśnie. Zdołaliśmy się domyślić, czym zajmowały się inne widoczne stąd grupy w pobliżu obozu, natomiast w żaden sposób nie potrafiliśmy odgadnąć, co wy robiliście.

— A, o to chodzi! — ucieszyła się Benson.

A potem roześmiała się i jakby zawstydziła.

— My… można powiedzieć, że obserwowaliśmy ptaki.

— Że co proszę? — zdumiała się Honor.

— No, tak naprawdę to nie są ptaki — dodała pospiesznie Benson i wzruszyła ramionami. — To takie nasze wspólne zainteresowanie… hobby można powiedzieć. Wczoraj i dziś mieliśmy wolne, toteż zdecydowaliśmy się sprawdzić, czy odszukamy grupy lęgowe, które widzieliśmy żerujące w trawie przez ostatnie dwa tygodnie. Pewnie nie ma pani pojęcia, że na tej planecie istnieją trzy płcie? No, w sumie cztery, ale czwarta to neuter, więc nie bierze udziału w prokreacji, ale za to wychowuje młode, przynajmniej u tutejszych odpowiedników ssaków. I zajmuje się także łowiectwem, gdy nie ma młodych pod opieką. A stosunek urodzin przedstawicieli wszystkich czterech płci wydaje się być regulowany bie…

Benson mówiąca dotąd z ożywieniem prawdziwego pasjonata urwała nagle i zaczerwieniła się. Rumieniec wyglądał tak niesamowicie na jej zdecydowanej twarzy o ostrych rysach, jakby kobieta została specjalnie stworzona do rządzenia i rozkazywania, że Dessouix wybuchnął śmiechem.

— Widzi pani, damo Honor? Hobbystom nawet Piekło nie da rady — rzucił.

— Widzę — potwierdziła Honor z półuśmiechem i przez kilka długich chwil przyglądała się obojgu, myśląc intensywnie.

Nimitz mruczał cichutko zadowolony, że skończyła się seria niezwykle intensywnych a częściowo sprzecznych, błyskawicznie po sobie następujących emocji, które towarzyszyły relacji. Teraz leżał odprężony na kolanach Honor, która dopiero w tym momencie zrozumiała, że treecat czuje się swobodnie w nowym towarzystwie i że ufa obojgu.

Ona też dobrze się przy nich czuła. Fakt, wiedziała, że każde z nich skrywa mroczne tajemnice i psychiczne rany, i wiedziała też, że oboje z trudem opanowują nienawiść i żądzę mordu. Ale panowali nad nimi, a gdyby ich nie czuli, nie byliby ludźmi. Gdyby zaś ich nie opanowali, dawno zostaliby psychopatami…

A najistotniejsze z tego wszystkiego było to, że dzięki Nimitzowi wiedziała, że powiedzieli prawdę i że w miarę trwania rozmowy byli nie tylko coraz bardziej ciekawi, ale mieli coraz większą nadzieję. Nadzieję, że może jej pojawienie się przyniesie poważną zmianę w ich życiu. Sądziła, że jak na razie sami nie wiedzieli, co przez to dokładnie rozumieją, ale wystarczała im szansa na odpłacenie prześladowcom. Po wysłuchaniu Benson Honor doskonale to rozumiała.

— Jest pani może dowódcą obozu Inferno? — spytała w końcu.

— Nie — odparła Benson.

Honor pokiwała głową — to byłby nadmiar szczęścia, ale zapytać należało.

Niespodziewanie Benson dodała:

— Pod pewnym względem jestem najstarszym oficerem w obozie: przywieziono mnie na planetę w drugiej partii jeńców, jaka tu dotarła, więc jestem tu jednym z oficerów o najdłuższym stażu. Natomiast najwyższy stopniem ze skazanych na dożywocie jeńców w obozie Inferno to komodor z floty systemowej San Martin nazwiskiem Ramirez. Czasami mam nieodparte wrażenie, że ten obóz tak naprawdę stworzono z myślą o nim. Z tego, co wiem, sprawił Ludowej Marynarce naprawdę dużo kłopotów w trakcie podboju Trevor Star. Był dowódcą grupy wydzielonej osłaniającej odwrót wszystkich zdolnych do lotu statków z uciekinierami, jakie mogły skorzystać z terminalu Manticore Junction. I jednym z niewielu, którzy przeżyli. A odkąd znalazł się tu, narozrabiał więcej, niż my z Henrim zdołaliśmy wymyślić.

— Brzmi to jak rekomendacja. — Honor przekrzywiła głowę i przyjrzała się obojgu uważnie. — Zechcielibyście wystąpić w roli moich emisariuszy?

Benson i Dessouix spojrzeli na siebie, wzruszyli prawie równocześnie ramionami i spojrzeli z powrotem na Honor.

— A co konkretnie mielibyśmy mu przekazać? — spytała ostrożnie Benson.

— Zaproszenie na rozmowę. Z tego, co powiedzieliście, wnoszę, że wydaje się mało prawdopodobne, by ubekom udało się umieścić szpicla w obozie, ale gdybym była na ich miejscu, to umieściłabym nie jednego, lecz paru. Podobnie jak dobry podsłuch. Być może UB nie uznało tego za stosowne, ale miałam okazję się przekonać, że to wręcz chorobliwie podejrzliwa banda.

— Tak i nie… to dość dziwne połączenie w praktyce — zastanowiła się Benson. — Są aroganccy i tak pewni siebie, że obrzydzenie bierze. I absolutnie nic ich nie obchodzi nasza opinia o nich, podobnie jak nasz los. Nie sądzę, by mieli kogoś w tym obozie, ale mogę się mylić. A jedno nie ulega wątpliwości: pilnują własnego bezpieczeństwa naprawdę dobrze, podobnie jak odizolowania Styksu. Zwłaszcza po tych dwóch wypadkach opanowania promu przez więźniów. Żeby to zrobić, tak na marginesie, potrzebna jest naprawdę duża grupa desperatów, o czym wiedzą obie strony. Prom można zdobyć, ale nie ma dokąd nim uciec. Zapasy żywności wystarczą na miesiąc lub kilka, jeśli prom dopiero rozpoczął lot zaopatrzeniowy po obozach, a potem wszystkich czeka śmierć. Obóz Charon ma silną obronę przeciwlotniczą i skradziony prom nawet nie miałby prawa tam dotrzeć. Mimo to przylatują czujni i silnie uzbrojeni i nie wahają się strzelać, gdy tylko wyda im się, że ktoś z nas może stanowić zagrożenie. Włóczni i noży potrzebujemy do obrony przed lokalnymi drapieżnikami, bo przez tyle lat jakoś się nie zorientowały, że jesteśmy niejadalni, ale broń musimy zostawiać sto metrów od lądowiska. Jeżeli załoga promu zauważy u kogoś znajdującego się bliżej nóż, otwiera ogień z działka pulsacyjnego. I tak szybko nie przestaje strzelać…

Benson wzruszyła wymownie ramionami.

— Będę o tym pamiętać — obiecała Honor. — Być może nadarzy się okazja odpłacić im tym samym… ale teraz chodzi mi o to, że nie mogę ryzykować, gdyż obie możemy się mylić. Należy założyć, że w obozie są szpicle i podsłuch, a być może i podgląd. Nie mogę się tam więc pojawić, a dobrze byłoby, gdybym jak najprędzej porozmawiała z komodorem Ramirezem. Podejmiecie się go zaprosić na wieczorną pogawędkę, i to tak, żeby nie podać prawdziwego powodu na wypadek podsłuchu?

— Tak. — Benson nie wahała się.

— Doskonale! — Honor podała jej dłoń, którą kapitan Benson uścisnęła.

A potem wszyscy troje wstali i Honor poleciła LaFolletowi:

— Oddaj naszym przyjaciołom broń, Andrew. Wierzę, że są po naszej stronie.

— Jak pani sobie życzy, milady. — LaFollet wydawał się nie mieć zastrzeżeń, najwyraźniej w kwestii oceny ludzi miał już do Honor pełne zaufanie.

Z lekkim ukłonem podał Benson wpierw włócznie, potem noże i dodał:

— I przyznam, że cieszy mnie to, że znaleźli się po naszej stronie!

Rozdział XIV

Mężczyzna podążający na wzgórze śladem Benson i Dessouix był olbrzymi. Co prawda wrażenie to potęgowało zachodzące za jego plecami słońce, dzięki czemu wyglądał jak ciemna, pozbawiona twarzy postać budząca grozę niczym baśniowy troll, ale i tak jego rozmiary były imponujące. Był o dobre pięć centymetrów wyższy od Honor, a jego budowa najdobitniej świadczyła o pochodzeniu z planety o solidnie zwiększonej grawitacji. San Martin należał do planet o największym przyciąganiu, na jakich odważyli się osiąść ludzie. Nawet mutanci generalnie przystosowani do życia na planetach o zwiększonej sile ciążenia, z których wywodziła się Honor, nie byliby w stanie oddychać atmosferą San Martin na poziomie morza. Była bowiem zbyt gęsta i zawierała zbyt wiele dwutlenku węgla i tlenu. Dlatego też koloniści osiedlili się na wyżynach i w górach. A ich wygląd odzwierciedlał dokładnie warunki atmosferyczno-grawitacyjne planety, na której żyli od pokoleń.