Giscard także nie zaszczycił spojrzeniem żadnego z obecnych komisarzy. Przekrzywił głowę i przyglądał się z namysłem McQueen. Był wysoki — miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu — szczupły, o pociągłej twarzy i ostrym, orlim nosie. Jego twarz była doskonałą maską, ale zdradzały go oczy. Wyraźnie widać w nich było uwagę, namysł i ostrożność kogoś, kto niedawno ledwie uniknął losu kozła ofiarnego w wyniku fiaska operacji, która także miała wywrzeć „duży wpływ na dalszy przebieg wojny”.
— Jednym z powodów, dla których pana wybrałam, jest to, że ma pan doświadczenie w zwalczaniu jednostek handlowych i w dowodzeniu rajdami, admirale Giscard — dodała McQueen. — Zdaję sobie też sprawę, że nie pańską winą było to, iż operacja na terenie Konfederacji nie przebiegła tak, jak się tego spodziewano. I podzieliłam się tą opinią z towarzyszem przewodniczącym.
Coś błysnęło w piwnych oczach słuchacza i McQueen stłumiła uśmiech. To, co powiedziała, było najszczerszą prawdą, podobnie jak i to, że Giscard był zbyt dobrym dowódcą, by rezygnować z niego po jednej nieudanej operacji. Tym bardziej że ta klapa nie była jego winą — nawet Pritchart tak uważała. To zresztą także było znamienne: nawet komisarz broniła dowódcy, którego miała szpiegować, twierdząc zgodnie zresztą z prawdą, że jego jedyną winą było wykonywanie rozkazów napisanych przez idiotów. No i fakt, że nikt nie miał pojęcia o statkach-pułapkach użytych przez Royal Manticoran Navy. Uczciwość nakazywała także przyznać, że istniał jeszcze trzeci czynnik — dowodziła nimi Harrington.
No, ale ten czynnik został już wyeliminowany. A Giscard nie został pociągnięty do zwyczajowej za niewykonanie niewykonalnego rozkazu odpowiedzialności. Jak na zboczony system, w którym oboje działali, było to nie najgorsze osiągnięcie.
— Dziękuję, ma’am — powiedział po chwili Giscard.
— Nie musi mi pan dziękować za mówienie prawdy, admirale — odparła, ukazując zęby w uśmiechu pełnym zadowolenia. — Proszę przy następnej okazji udowodnić sobie i mnie, że to rzeczywiście była prawda.
— Dołożę starań, ma’am — uśmiechnął się krzywo. — Może być pani tego pewna. Naturalnie brzmiałoby to znacznie wiarygodniej, gdybym miał choć pojęcie, przy jakiej okazji mam to zrobić.
— Dlatego właśnie tu pana zaprosiłam — odpaliła. — Proponuję, abyśmy wszyscy zmienili lokal, nim zacznę wyjaśniać, o co chodzi. Po sąsiedzku będzie nam znacznie wygodniej.
I wstała.
I w jakiś sposób wszyscy pozostali ustąpili jej pierwszeństwa, gdy obchodziła biurko i skierowała się ku drzwiom. Był to rodzaj osobistej magii — była najmniejsza i najdrobniejsza z obecnych (nawet Pritchart była o dobre piętnaście centymetrów wyższa od niej), a dominowała w zupełnie naturalny sposób.
I wydawało się, że robi to zupełnie bez wysiłku.
Idąc za nią krótkim korytarzem, Giscard uczciwie przyznawał, że wywarło to na nim naprawdę duże wrażenie. Nigdy nie służył pod jej rozkazami, choć ich drogi przecięły się parokrotnie jeszcze przed zamachem na Harrisa, dlatego nie znał jej osobiście. Wiedział o niej sporo, bo tylko dureń nie zebrałby wszelkich dostępnych informacji o nowej przełożonej, ale była to wiedza teoretyczna, a nie praktyczna. Dlatego bez trudu przyjął do wiadomości informacje o jej ambicjach, natomiast nie był przygotowany na charyzmę i magnetyzm.
A były one silne i skuteczne, o czym właśnie się przekonywał. Mogły także być groźne, choć nie tyle dla niego, ile dla niej samej. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, by Urząd Bezpieczeństwa był zachwycony z charyzmatycznej sekretarz wojny o tak doskonałym przebiegu służby i doświadczeniu jak jej.
Dotarli do końca korytarza i pilnujący znajdujących się tam drzwi Marine wyprężył się na ich widok w postawie zasadniczej. McQueen wybrała krótki kod na klawiaturze odblokowującej zamek i drzwi otworzyły się bezgłośnie. Weszła do środka, a pozostała trójka podążyła jej śladem. Znaleźli się w przestronnej i wygodnie urządzonej sali odpraw, w której czekali już admirał Bukato i kilku innych oficerów. Najmłodszy stopniem miał rangę kapitana. Wolne fotele stojące wokół stołu opatrzone były tabliczkami, toteż każdy wiedział, gdzie ma usiąść.
McQueen podeszła do fotela stojącego u szczytu stołu i usiadła. Mebel był imponujący, co podkreślała jeszcze jej drobna figura. Fontein zajął miejsce w podobnym, a pozostali na jej znak w skromniejszych, choć także wygodnych. Tron Fonteina stał po prawej stronie, a fotel Giscarda po lewej zajmowanego przez Esther. Pritchart zajęła miejsce z lewej strony Giscarda.
— Admirale Giscard, sądzę, że zna pan admirała Bukato? — spytała McQueen.
— Znam, ma’am. Mieliśmy już okazję się spotkać — odparł zapytany, witając skinieniem głowy admirała Bukato.
— Pozostałych będzie pan miał okazję poznać, i to dobrze, w ciągu najbliższego miesiąca lub dwóch — zapewniła go. — Teraz chciałabym skupić się na ogólnym omówieniu całego pomysłu. Admirale Bukato, zechce pan zabrać głos?
— Naturalnie, ma’am. — Bukato nacisnął przycisk na znajdującej się pod jego fotelem klawiaturze i światła przygasły, a nad stołem pojawiła się duża holomapa.
Przedstawiała zachodnią ćwiartkę obszaru Ludowej Republiki wraz z przebiegiem linii frontu oraz sąsiadującą z nią przestrzeń Sojuszu aż do granicy Konfederacji. Były w nią jednakże wmontowane również mniejsze hologramy pokazujące w przejrzysty graficzny sposób porównanie sił obu stron w poszczególnych klasach okrętów. Przy każdej znajdowała się informacja, ile jednostek znajduje się w naprawie.
Giscard przyglądał się holoprojekcji z uwagą, podobnie zresztą jak Pritchart, o czym doskonale wiedział i z czego był zadowolony. W przeciwieństwie bowiem do większości ludowych komisarzy Pritchart była inteligentna, a ponieważ nie miała militarnego wykształcenia, regularnie zauważała coś, co umykało zawodowym oficerom, albo też interpretowała to, co widzieli, w inny nowy sposób. Dlatego Giscard lubił z nią dyskutować i słuchał jej wniosków i opinii z uwagą. Był to jeden z powodów, dla których tworzyli jeden z najsprawniej działających zespołów dowodzenia w całej Ludowej Marynarce. Bynajmniej zresztą nie jedyny, a czy najważniejszy, o tym wolał nie myśleć.
— Jak widać, choć przeciwnik od początku działań zajął spory fragment naszego obszaru, nie poczynił zbyt dużych postępów od czasu zdobycia Trevor Star — zagaił Bukato. — Według naszych analityków spowodowane to zostało koniecznością uporządkowania sił, podciągnięcia odwodów i wykonania niezbędnych przeglądów i napraw okrętów. Czyli, mówiąc krótko, potrzebą skonsolidowania zajmowanych pozycji przed ponownym podjęciem operacji zaczepnych. Większość ocen jest także zgodna co do tego, że będzie atakował mniej ryzykownie, mając na uwadze konieczność obrony zdobytego obszaru, który jest całkiem spory. Nasze dane dotyczące aktualnej liczebności, składu i dyslokacji sił przeciwnika nie są tak pełne, jak byśmy chcieli, gdyż nasze operacje wywiadowcze na terenie Gwiezdnego Królestwa zostały znacznie ograniczone. Podejrzewamy, że główne przedwojenne siatki wywiadowcze wywiadu floty, ale nie tylko, zostały spenetrowane jeszcze przed jej wybuchem. Wygląda na to, że kontrwywiad Królestwa użył naszych własnych agentów do przekazania nam fałszywych informacji, które doprowadziły do błędnej dyslokacji naszych sił i do ataków w miejscach, w których przeciwnik się tego spodziewał.