Zdecydowanie był to dzień pełen niespodzianek. Giscard kolejny raz zmusił się do zachowania nieprzeniknionego wyrazu twarzy, choć przyszło mu to z większym niż dotąd trudem. Wszyscy dobrze wiedzieli, że w tych „mniej ważnych rejonach” okręty Ludowej Marynarki stacjonowały nie dla obrony przed atakiem ze strony RMN, ale dlatego by nie wybuchły w nich powstania, o co Komitet podejrzewał mieszkańców. Jeżeli zdołała namówić do czegoś podobnego Komitet, to…
— Musimy zacząć od zgromadzenia sił i zorganizowania nowej floty — oznajmiła rzeczowo McQueen, potwierdzając tym samym, że uzgodniła sprawę z Komitetem. — Główną siłę uderzenia będą stanowiły pancerniki wsparte przez dreadnoughty i superdreadnoughty wycofane z mniej ważnych i mniej narażonych na atak systemów. Podjęcie decyzji o ich wycofaniu nie było łatwe, dlatego też musimy uzyskane w ten sposób siły wykorzystać naprawdę skutecznie. I to właśnie będzie pańskim zadaniem, admirale Giscard.
— Rozumiem, ma’am — odparł.
Sam był zaskoczony własnym spokojem: dostał właśnie szansę, jaka zdarza się raz w życiu — dowodzenia dużą formacją mającą odegrać decydującą rolę w całej wojnie. Powinien być dumny i uradowany. A nie był, gdyż zdawał sobie również sprawę, że jeśli mu się nie uda, to nie było we wszechświecie takiej siły, która byłaby w stanie ocalić go przed śmiercią z rozkazu aktualnych władców Ludowej Republiki Haven.
— Sądzę, że rzeczywiście pan rozumie, admirale — powiedziała cicho McQueen.
I uśmiechnęła się.
Tyle że uśmiech ten nie sięgnął jej zielonych oczu, którymi uważnie się w niego wpatrywała.
— Damy panu wszelką możliwą pomoc i wsparcie — dodała. — Będzie pan, no i towarzyszka komisarz Pritchart naturalnie, mógł wybrać sobie członków sztabu i oficerów flagowych na tyle, na ile będzie to od nas zależne. Admirał Bukato i jego sztab pomogą w opracowaniu planu i skoordynowaniu operacji, tak by reszta floty mogła udzielić panu jak największego wsparcia. Ale to będzie pańska operacja, admirale Giscard. I to pan będzie odpowiedzialny za doprowadzenie jej do szczęśliwego końca.
Nie dodała, że zamierza dać mu najlepszych dowódców, w tym i Tourville’a, gdyż nie była pewna, że zdoła go wyrwać spod „opieki” Saint-Justa. Cała załoga okrętu flagowego i pełen sztab Lestera Tourville’a z nim samym na czele nadal znajdowali się w odosobnieniu pod strażą UB. Co prawda nikt ich już nie przesłuchiwał, ale przez dziesięć miesięcy, które upłynęły od śmierci Ransom, nikt też nie ogłosił, że ona nie żyje. Dlatego właśnie wszyscy, którzy o tym wiedzieli, a nie znajdowali się na powierzchni Piekła, zostali pozbawieni kontaktu z kimkolwiek spoza Urzędu Bezpieczeństwa. Inaczej wieści o śmierci nie opłakiwanej towarzyszki sekretarz nie dałoby się utrzymać w tajemnicy. Podobnie zresztą, jak i towarzyszących jej okoliczności. Teraz jednak Tourville był jej potrzebny i zamierzała o niego walczyć.
— Rozumiem, ma’am — powtórzył Giscard. — A jaki jest konkretnie cel tej operacji?
— Do tego, o jakie systemy chodzi, przejdziemy za chwilę — odparła spokojnie. — Natomiast najważniejszym celem nie jest zdobycie żadnego systemu planetarnego czy też zadanie przeciwnikowi jak największych strat. Celem głównym jest podniesienie morale własnego i obniżenie morale wroga. Jak dotąd od początku wojny tańczyliśmy tak, jak nam zagrała Królewska Marynarka. Wiem, że nie tak brzmi wersja oficjalna, ale taka jest prawda, a nie możemy pozwolić sobie na ignorowanie rzeczywistości.
Tym razem spojrzała na Fonteina, ale ten jedynie odwzajemnił jej spojrzenie. Przeniosła więc wzrok na Giscarda i oznajmiła dziwnie miękko:
— To się musi skończyć, Javier. Musimy odzyskać choćby częściową kontrolę i przejąć choćby lokalnie inicjatywę, zmuszając przeciwnika do obrony. I to ty zostałeś wybrany do dokonania tej zmiany. Dasz sobie radę?
Pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. Musiał przyznać, że była doskonałą manipulatorką. Czuł syreni śpiew jej osobowości, czuł jej entuzjazm i nadzieję i wiedział, że mówiąc otwarcie prawdę, zapraszała go do znacznie poważniejszej rozgrywki. Zdawał sobie sprawę, jak ryzykowne jest zostanie uznanym za jej zwolennika, ale zdecydował się świadomie zaryzykować. W końcu mogli go zabić tylko raz…
— Tak, ma’am — odparł bez cienia wahania. — Dam sobie radę.
— Doskonale — uśmiechnęła się szerzej i bardziej zapraszająco. — W takim razie, admirale Giscard, obejmuje pan dowództwo operacji „Ikar”.
Rozdział XVI
Dowodzący 12. Flotą Ludowej Republiki towarzysz admirał Giscard wszedł do sali odpraw swego nowego okrętu flagowego i rozejrzał się po obecnych. Sztab został wreszcie skompletowany, ale podobnie jak cała operacja „Ikar” był nadal na etapie organizacji. Osobiście co prawda wolałby, żeby operacja miała kryptonim „Dedal”, bo ten przeżył pierwszy lot w dziejach ludzkości, ale nikt go o to nie pytał.
Zresztą nie byłby tak przesądny, gdyby Royal Manticore Navy zawsze dotąd nie wygrywała. I miał pełną tego świadomość.
Podszedł do fotela stojącego u szczytu stołu. W ślad za nim niczym cień podążała Eloise Pritchart z twarzą — jak zwykle w czasie pełnienia obowiązków służbowych — pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Bez słowa zajęła miejsce po jego prawej stronie.
Siadając, Giscard przyznał w duchu, że jest zadowolony tak z nowego sztabu, jak i z nowego okrętu. Co prawda Salamis nie był nowy w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale w Trzeciej Bitwie o Nightingale został poważnie uszkodzony i dopiero zakończono jego remont kapitalny i modyfikację, toteż wewnątrz superdreadnought wręcz pachniał nowością. Co ważniejsze, dowodzący nim kapitan Short twierdził, że wszystkie systemy pokładowe są w stu procentach sprawne, a poza tym wyrażał zadowolenie z załogi maszynowej, co mogło wskazywać, że okręt dłużej pozostanie wolny od plagi awarii i drobnych uszkodzeń, niż można by się normalnie spodziewać.
Rozsiadł się wygodniej, uruchomił komputer i sprawdził stan gotowości okrętu — okazało się, że Salamis osiągnął pełną gotowość bojową. Uśmiechnął się zadowolony i przyjrzał kolejno siedzącym wokół stołu.
Pomimo obietnicy McQueen nie zdołał ściągnąć do siebie tylu oficerów, ilu byłby w stanie admirał o jego starszeństwie i z takim zadaniem do wykonania za czasów Legislatorów. Prawdę mówiąc, dostał tylko dwóch z tych, przy których najbardziej się upierał: komandora Andrew MacIntosha, swego oficera operacyjnego, i komandor Frances Tyler, oficera astronawigacyjnego.
MacIntosha znał tylko z opowiadań osób trzecich i lektury akt — nigdy razem nie służyli, ale czarnowłosy komandor o szarych oczach cieszył się reputacją energicznego i śmiałego. A obie te cechy należały do rzadkości wśród korpusu oficerskiego Ludowej Marynarki. Natomiast były jak najmilej widziane wśród planistów i wykonawców operacji „Ikar”.
Zupełnie inaczej rzecz się miała z Tyler. „Franny” Tyler miała zaledwie dwadzieścia dziewięć lat standardowych, toteż nawet w realiach Ludowej Marynarki była młoda jak na posiadany stopień. Przez ostatnie pięć do sześciu lat Giscard robił co mógł, by pilnować jej kariery, o czym najprawdopodobniej nie miała pojęcia. A z pewnością nie wiedziała, jak rozległa była ta opieka. Co prawda wiązało się z tym niebezpieczeństwo dla obojga, na szczęście fakt, iż była zgrabna i ładna, częściowo je neutralizował. Powodem bowiem, który automatycznie nasuwał się każdemu, kto to rozważał, było prywatne zainteresowanie jej osobą. A to było znacznie bezpieczniejsze. Prawda wyglądała inaczej — został jej patronem, gdyż zauważył u niej, gdy była jeszcze podporucznikiem, nie tylko umiejętności, ale i skłonność do podejmowania ryzyka, jeśli wymagało tego wykonanie zadania. Podobnie jak MacIntosh nie tylko spokojnie przyjmowała, ale wręcz zdawała się szukać dodatkowych obowiązków, zupełnie jakby były to wyzwania, a nie okazje do fiaska i zwrócenia na siebie uwagi ubecji. Było to zgoła odmienne podejście niż reprezentowane przez przytłaczającą większość oficerów — zwłaszcza tych o dłuższym stażu służby czy wyższych rangach. A taki oficer dla każdej floty był skarbem. Dla Ludowej Marynarki był wręcz bezcenny.