Jakikolwiek by Hauptman był, nie stanowił problemu, a to nie był najwłaściwszy moment na wspomnienia, toteż przegoniła je i skupiła uwagę na jeńcach, których zaprosiła do apartamentu przydzielonego jej przez herzoga Rabenstrangego w głównej bazie Imperialnej Marynarki na planecie Potsdam.
Imperator nie był zachwycony informacją o aktywności Ludowej Marynarki praktycznie na swoim pograniczu i dał to odczuć Ludowej Republice nie tylko kanałami dyplomatycznymi. Dlatego też Honor, jej podkomendni i jej jeńcy korzystali z gościny Imperialnej Marynarki do czasu przybycia okrętów Royal Manticoran Navy.
Kolejny dowód niełaski otrzymał ambasador Republiki, kiedy bez powodzenia próbował negocjować zwolnienie tychże jeńców.
— Dziękuję za przybycie — powiedziała Honor wyżej wzmiankowanym jeńcom.
— Cała przyjemność po naszej strome — odparł ironicznie Caslet. — Nie wspominając o takim drobnym szczególe, że byłoby nam trudno odmówić.
— Fakt — przyznała ze śmiechem. — Herzog Rabenstrange oczekuje nas na kolacji i chciałby państwa poznać. Poprosiłam was najpierw tu, byście dowiedzieli się czegoś, o czym został już poinformowany kapitan Holtz. Na moją prośbę i za zgodą tak Imperium, jak i naszego ambasadora za trzy dni zostaniecie państwo wraz ze wszystkimi rozbitkami z Achmeda przekazani waszemu ambasadorowi. Zostajecie uwolnieni bez żadnych dodatkowych warunków.
Caslet przestał się uśmiechać, a Honor nawet bez pomocy Nimitza wyczuła jego nagły strach. Podobnie zresztą jak i pozostałych. Zrobiła chwilę przerwy, wiedząc, że w sumie nie powinna, ale nie mogła oprzeć się pokusie. Potem odchrząknęła i ciągnęła spokojnie:
— Pomimo usilnych starań komandor Foraker próbującej najrozmaitszymi metodami wydobyć techniczne informacje z moich ludzi — Shannon Foraker zarumieniła się po czubki włosów pod jej spojrzeniem — nikt z was nie dowiedział się niczego, co nie jest bądź też nie będzie w najbliższym czasie znane Ludowej Marynarce z innych źródeł. Na przykład wiecie, że nasze statki pułapki uzbrojone są w ciężkie działa energetyczne i mogą używać dużych ilości zasobników holowanych, ale do tej pory te informacje bez wątpienia uzyskał już ze swych źródeł na terenie Konfederacji któryś z waszych szpiegów. Dlatego nie narażając własnego bezpieczeństwa, możemy was spokojnie odesłać do domu. Biorąc pod uwagę, co zrobiliście dla kapitana Sukowskiego i komandor Hurlman, nie wspominając wysiłków podkomendnych kapitana Holtza na pokładzie Wayfarera, byłoby rażącą niesprawiedliwością dalsze przetrzymywanie was w niewoli.
Nie dodała naturalnie, że równie istotnym powodem było to, aby dowództwo Ludowej Marynarki z pierwszej ręki uzyskało relację, jak to jeden krążownik pomocniczy zdobył lekki krążownik i zniszczył dwa krążowniki liniowe (nie wspominając o zdobyciu bazy piratów), nim sam został zniszczony. Powinno to dać sporo do myślenia zwolennikom atakowania statków handlowych Królestwa Manticore sądzących dotąd, że to bezpieczne i bolesne jedynie dla przeciwnika zajęcie.
— Dziękujemy — powiedział cicho Caslet, nie bardzo mogąc zdobyć się na radość na myśl o tym, co Urząd Bezpieczeństwa zrobi z nim za to, że stracił okręt, próbując uratować wrogi statek.
Honor uśmiechnęła się do niego.
— Nie ma za co, komandorze — powiedziała poważnie. — Zanim to jednak nastąpi, mam pewną prośbę.
— Prośbę?
— Owszem. Widzi pan, wkrótce polecę na Manticore po nowy przydział, więc zajęłam się papierkową robotą i całą resztą. Niestety większość zapisów straciliśmy w czasie ostatniej walki i zniszczenia Wayfarera, toteż mam pewne problemy ze zrekonstruowaniem niektórych szczegółów — zwłaszcza wcześniejszych akcji. I tak się złożyło, że za nic nie mogę sobie przypomnieć, kodu którego z andermańskich statków używałam, kiedy przybyliście z odsieczą w systemie Schiller.
Przez moment Caslet po prostu nie zrozumiał tego, co usłyszał. A potem zesztywniał, gdy dotarł doń nie tylko sens jej słów, ale i wszystkie znaczenia tego, co powiedziała. Fakt, że wiedziała o terrorze UB, nie zaskoczył go — wszyscy wiedzieli. Natomiast zszokowało go, że wiedziała także o rozkazie udzielania pomocy statkom andermańskim, co ponoć było tak superpilnie strzeżoną tajemnicą…
Ocknął się z wysiłkiem. To akurat było mało ważne w tej chwili. Istotne było co innego — obecni w pomieszczeniu byli jedynymi z całej załogi Vaubona, którzy wiedzieli, że lecą na pomoc frachtowcowi należącemu do Gwiezdnego Królestwa Manticore. I wszyscy co do jednego zdawali sobie sprawę, co się z nimi stanie, jeśli dowiedzą się o tym ich przełożeni czy bezpieka…
Rozejrzał się i na twarzach obecnych dostrzegł to samo zaskoczenie, przechodzące stopniowo w zrozumienie. Allison MacMurtree pierwsza uśmiechnęła się porozumiewawczo i kiwnęła potakująco głową. Po niej pozostali… poza Denisem Jourdainem, który siedział, jakby kij połknął, z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu. W absolutnej ciszy upłynęło kilka sekund długich jak wieczność, nim towarzysz komisarz wzruszył lekko ramionami i przez jego usta przewinął się cień uśmiechu.
— Sądzę, że był to kod frachtowca Sternenlicht, milady — powiedział, pierwszy raz nie używając zwrotu „ma’am”.
Honor odpowiedziała mu wyraźniejszym uśmiechem.
— Tak mi się też wydawało… — powiedziała. — Dziękuję za pomoc. Obiecuję, że nie zapomnę o tym, zanim nie skończę raportu… i moi oficerowie także.
— Miło mi było pani pomóc, milady — ton Jourdaina mówił o wiele więcej niż jego słowa.
Oboje spojrzeli sobie w oczy i oboje równocześnie skinęli głowami.
A potem wstała, mając na ramieniu Nimitza, zaś w objęciach Samanthę i skierowała się ku drzwiom. Zatrzymała się przed nimi, czekając, aż LaFollet je otworzy, i dodała nieco złośliwie pod adresem idących za nią oficerów:
— Będzie mi was wszystkich brakowało, ale jestem pewna, że z ulgą wrócicie do domu. A teraz, panie i panowie, admirał Rabenstrange, kapitan Holtz i komandor Wicklow naturalnie dość się już na nas naczekali.