Выбрать главу

— Witamy na pokładzie, milady — odezwał się głębokim głosem i szerokim gestem wskazał ogrom ładowni niczym król oprowadzający po swym królestwie.

— Dziękuję — odparła uprzejmie.

Powitanie nie było jedynie zwyczajową uprzejmością, gdyż do zakończenia przebudowy Wayfarer należał do stoczni, nie do Honor, czyli konkretnie był jednostką Schuberta, o ile wybebeszony kadłub z całkowicie wyłączonymi reaktorami można było traktować jako jednostkę latającą. A Honor była jedynie gościem na jego pokładzie.

— Proszę za mną, milady — zaproponował i powoli zwiększył ciąg dysz manewrowych, oddalając się w głąb ładowni.

Honor i LaFollet ruszyli za nim, przy czym LaFollet tak idealnie trzymał się nieco z boku i z tyłu, jakby pół życia spędził w próżni. Honor rozglądała się uważnie, słuchając równocześnie wyjaśnień Schuberta.

— Jak pani widzi, jedyną rzeczą, której mamy naprawdę w nadmiarze, jest przestrzeń i projektujący przebudowę postanowili to wykorzystać. Zresztą głównym powodem opóźnienia, które mamy, jest skala i ilość modyfikacji zatwierdzonych po przyjęciu pierwotnego projektu.

Kierowali się ku jednej z oaz światła i wzorem Schuberta z dużym wyprzedzeniem rozpoczęli łagodne wytracanie prędkości. Niewielkim łukiem dotarli do celu. Honor przełączyła lewe oko na normalne, dzienne widzenie i przyjrzała się ekipie stoczniowców w pancernych skafandrach.

— To jeden z głównych torów, milady — wyjaśnił Schubert całkowicie już poważnym tonem. — Jest ich sześć rozmieszczonych równomiernie na wszystkich powierzchniach ładowni. Co dwieście metrów znajdują się krzyżówki. Dzięki temu w każdej salwie będzie pani w stanie odpalić sześć zasobników, a jeśli jakiś fragment torów zostanie zniszczony, można będzie dzięki najbliższej sprawnej krzyżówce przerzucić zasobnik na objazd, po czym wrócić na pierwotny kurs i wykorzystać jego wyrzutnię.

— Rozumiem, komandorze — potwierdziła, przyglądając się stoczniowcom mocującym ostatni fragment szyny.

Prawie gotowa była podziwiać prostotę i funkcjonalność pomysłu. Ponieważ admirał White Haven nie miał nic wspólnego tak z opracowaniem, jak i z realizacją projektu „Koń Trojański”, mógł podać jej jedynie ogólne założenia zmian i modernizacji. Sama miała jednak dość czasu, by poszperać w bazie danych Vulcana, i to, co odkryła, a co potwierdzała inspekcja okrętu, zrobiło na niej duże wrażenie. Byłoby większe, gdyby autorką pomysłu nie była admirał Eskadry Czerwonej Sonja Hemphill.

Honor miała własne powody, by serdecznie nie cierpieć „Upiornej Hemphill”, jak ją nazywano w Królewskiej Marynarce, poza tymi bardziej ogólnej i teoretycznej natury. Hemphill przewodziła bowiem frakcji zwanej jeune ecole, odrzucającej tradycjonalistyczne podejście do doktryny strategii i uzbrojenia, którego zwolennikiem był na przykład earl White Haven czy lady Honor Harrington. Hemphill co prawda przyznawała, że należy znać klasyczną strategię i taktykę, ponieważ nie są one całkowicie bezużyteczne, ale upierała się, że obecna doktryna jest przestarzała i należy ją radykalnie zmienić. Uzbrojenie okrętów wojennych, zwłaszcza liniowych, było wynikiem modernizacji tego, które zostało przyjęte wieki temu, w konsekwencji czego taktyka i sposób użycia tychże okrętów zostały wykorzystane i nic nowego w tej materii nie da się osiągnąć, twierdziła. Według jej filozofii wykorzystanie takie było równoznaczne z brakiem rozwoju technologicznego. Jej zwolennicy głosili konieczność odrzucenia „przestarzałych, blokujących dalszy rozwój koncepcji” i wprowadzenia zupełnie nowych rodzajów uzbrojenia. Chodziło im o tak radykalne rozwiązania techniczne, że gdyby okazały się one skuteczne, żadna flota, która by ich nie przyjęła, nie miałaby cienia szansy na zwycięstwo z nowocześnie uzbrojoną.

Do pewnego stopnia Honor nawet się z tym zgadzała, gdyż choć nie wierzyła w magiczne kule, to jako taktyk z dużym doświadczeniem praktycznym szczerze nienawidziła bojów spotkaniowych flot, w których wszystkie manewry były znane i stosunkowo łatwe do przewidzenia, a jedynym rezultatem bitwy były straty w ludziach i okrętach. Jako strateg wolałaby znać jakiś sposób na staczanie bitew rozstrzygających, a nie tylko wyniszczających, które przegrywająca strona zawsze mogła przerwać i salwować się ucieczką. Problem polegał na tym, że do nowych broni należało podchodzić rozważnie i najpierw je sprawdzać dokładnie i wszechstronnie, a nie od razu montować na okrętach i wysyłać do akcji.

Biorąc pod uwagę odległości wchodzące w grę w przypadku wojny międzysystemowej, błyskawiczne uderzenie w centrum wroga, jak na przykład w system Haven, oznaczało najczęściej odsłonięcie własnego centrum strategicznego. By tego uniknąć, trzeba byłoby dysponować przygniatającą przewagą liczebną, co w rzeczywistych działaniach wojennych prawie nigdy nie miało miejsca. Kanapowi stratedzy zapominali o tym regularnie, z uporem godnym lepszej sprawy pytając, dlaczego flota bawi się w zdobywanie systemu po systemie, zamiast atakować strategiczne cele o znaczeniu priorytetowym dla przeciwnika. W końcu okręty bez oporu z jego strony mogły latać w przestrzeni międzysystemowej, gdzie nikt ich nie był w stanie znaleźć i przechwycić, więc dlaczego flota nie koncentrowała się na atakowaniu i zdobywaniu istotnych celów? Ludowa Republika postępowała tak w kilkunastu przypadkach w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat i zawsze z pozytywnym skutkiem.

Odpowiedź była prosta — celami ataków Ludowej Marynarki były dotąd zawsze państwa o flotach zbyt słabych, by stanowiły poważniejsze zagrożenie, stąd mogła ona sobie pozwolić na równoczesny atak na samo serce przeciwnika bez obawy osłabienia obrony własnych żywotnych miejsc. Królewska Marynarka była zbyt liczna i zbyt silna, by Ludowa Republika zdecydowała się na takie ryzyko, gdyż obie strony mogły przeprowadzić taki atak, a żadna nie chciała ryzykować pozostawienia najważniejszego swego systemu bez odpowiedniej obrony. Dlatego w obu systemach macierzystych roiło się od fortyfikacji i stacjonowały tam eskadry liniowe stanowiące trzon sił każdej z flot. A działania ofensywne prowadzono jedynie pozostałymi siłami, co oznaczało, że walki toczyły się o kolejne systemy znajdujące się między obydwoma systemami macierzystymi. Naturalnie wybierano te, które miały dla przeciwnika jakąś wartość, ale celem było zmuszenie go do ich obrony, przez co zyskiwało się okazję do stopniowego osłabiania jego sił na wybranych przez siebie warunkach. Jeśli odpowiednio długo utrzymywało się stosowną inicjatywę, w końcu osiągało się etap, w którym przeciwnik nie dysponował już wystarczającymi siłami, by równocześnie bronić własnego układu macierzystego i atakować poważne cele.

I to był główny, strategiczny powód, dla którego admirał White Haven tak usilnie dążył do zdobycia Trevor Star. Nie tylko zlikwidowałoby to duże zagrożenie dla systemu Manticore i ogromnie ułatwiło kwestie logistyczne; po zdobyciu tego systemu nadal kontynuowano by atak w głąb terenu Ludowej Republiki, co powinno zmusić Ludową Marynarkę do dalszej obrony na warunkach atakujących… i uniemożliwić jej jakiekolwiek zaskakujące uderzenie. Tego ostatniego Ludowa Marynarka próbowała jak dotąd dwukrotnie — pierwszy raz rozpoczynając wojnę, i drugi raz rok temu, próbując zdobyć system Yeltsin. Sojusz nie miał zamiaru dopuścić do tego, by skusiła ją trzecia okazja.

Nie był to najszybszy sposób wygrania wojny i Honor także wolałaby odważne, niespodziewane uderzenie w serce wroga, ale niestety było ono możliwe jedynie wobec przeciwnika, który by na nie pozwolił swą bezmyślnością, a o Ludowej Marynarce czy Republice Haven można było powiedzieć wiele, ale nie to, że brakowało im doświadczenia. Pół wieku podbojów zapewniło go aż za dużo. I dlatego jedyną sensowną strategią było stopniowe wyniszczanie sił Ludowej Marynarki i pozbawienie jej możliwości ofensywnych, a pod sam koniec i defensywnych. Im szybciej Sojusz zdoła osiągnąć ten poziom wyniszczenia, tym mniej sam straci ludzi i okrętów, toteż Honor gotowa była zgodzić się na każdą, byle przemyślaną i przetestowaną propozycję mogącą to przyspieszyć. Nawet jeśli była autorstwa Upiornej Hemphill.