Выбрать главу

Pomysłowość projektantów bynajmniej się na tym nie skończyła — ładownie trzecią i czwartą przerobiono na hangary dla kutrów rakietowych. Jednostki te były zbyt małe, by można w nich zamontować napęd nadprzestrzenny, natomiast jako niezwykle szybkie i zwrotne nadawały się do działań wewnątrzsystemowych. Słabsze ekrany i osłony burtowe oznaczały, iż łatwo było je zniszczyć, ale były solidnie uzbrojone w ciężkie jednostrzałowe wyrzutnie rakiet. Przypominały jajka uzbrojone w młotki, ale w walce z piratami mogły stanowić całkiem groźną broń.

W dodatku były to kutry nowej generacji, które Królewska Marynarka zaczęła budować zaledwie cztery standardowe lata temu. Pomysł był połączeniem poważnej przeróbki pierwotnej idei autorstwa Hemphill oraz rozwiązań technologicznych stosowanych przez Marynarkę Graysona. W oparciu o graysoński, zupełnie nowatorski projekt kompensatora bezwładnościowego wydział budowy okrętów floty opracował nowy, znacznie skuteczniejszy typ kompensatora. Ponieważ inżynierowie graysońscy nie znali zasady jego działania, przystępując do opracowywania urządzenia, o którym wiedzieli, że istnieje i funkcjonuje, poszli zupełnie inną drogą niż ich poprzednicy. Drogą, która zdaniem wielu, prowadziła donikąd. A jednak udało im się stworzyć urządzenie, które po zastosowaniu nowoczesnych technologii okazało się efektywniejsze od poprzednich. Kutry wyposażone zostały w kompensatory ponad dwadzieścia pięć procent skuteczniejsze od dotychczas używanych (czyli najnowszych, w jakie wyposażony był cztery lata temu HMS Nike). W połączeniu z silniejszym napędem pozwalało im to osiągać przyspieszenie przekraczające sześćset g. Były to więc najszybsze okręty latające w normalnej przestrzeni. Przynajmniej chwilowo.

Zostały również wyposażone w znacznie silniejsze generatory osłon burtowych i zamontowano na nich w miarę solidne uzbrojenie artyleryjskie. Co prawda to ostatnie kosztem kilku wyrzutni, ale okręt stał się przez to odporniejszy na trafienia i znacznie groźniejszy na małym dystansie. Na dalekim zresztą też, gdyż wymieniono wyrzutnie na ostatni, ciężki model montowany w zasobnikach holowanych.

Ponieważ większość jednostek pirackich była uzbrojonymi statkami cywilnymi, każdy z nowych kutrów dorównywał im uzbrojeniem i mógł w razie konieczności nawiązać wyrównaną walkę. A Wayfarer miał ich na pokładzie dwanaście — po sześć w każdej ze zmodyfikowanych ładowni. Oznaczało to, iż wszędzie w normalnej przestrzeni mógł zwielokrotnić swą siłę, włączając do akcji tuzin niewielkich, ale dobrze uzbrojonych okrętów.

Największą natomiast jego słabością była niemożność zamontowania silniejszego napędu, gdyż wiązałoby się to z rozebraniem go prawie na elementy składowe i przeciągnęło czas do nieomalże równego temu, jaki byłby potrzebny do budowy nowego okrętu. Generatory osłon burtowych wzmocniono na ile się dało, podobnie jak generatory pola elektromagnetycznego, ale pod wieloma względami okręt przypominał przerośnięty kuter rakietowy. Był w stanie wykończyć z zaskoczenia większość przeciwników, a wybić zęby każdemu, ale w przypadku dłuższej walki nie miał żadnych szans.

Wszystko to powodowało, że Wayfarer i pozostałe statki-pułapki mogły okazać się skuteczniejsze w sektorze Breslau niż zakładano. Honor spędziła w przestrzeni Konfederacji prawie dwa lata, ganiając piratów, gdy dowodziła ciężkim krążownikiem Fearless. Znała ten rejon lepiej niż większość oficerów Royal Manticoran Navy i nigdy nie spotkała tam pirata, który byłby w stanie dotrzymać pola jej nowemu okrętowi. Inaczej rzecz mogła się mieć w przypadku korsarzy — niektóre ich okręty prawie dorównywały uzbrojeniem krążownikom liniowym, ale było ich niewiele i do tego rozsianych na olbrzymiej przestrzeni. W dodatku mieli oni zwyczaj omijać statki należące do Królestwa Manticore, uważając rozsądnie, że tak będzie dla nich zdrowiej. Mogło się to naturalnie zmienić, odkąd Admiralicja wycofała większość okrętów z rejonu Konfederacji, ale korsarze musieli do pewnego stopnia liczyć się z rządami, które nominalnie przynajmniej reprezentowali. Żaden, zwłaszcza leżący gdzieś na uboczu system planetarny nie miał ochoty irytować bez potrzeby takiej potęgi jak Gwiezdne Królestwo Manticore we własnym dobrze pojętym interesie. Co najmniej jeden korsarz został aresztowany przez własny rząd i wraz z całą załogą przekazany pod jurysdykcję Królestwa, gdy tenże rząd został poinformowany, co go spotka w przypadku niearesztowania rzeczonego korsarza wraz z załogą.

Mając dobrą załogę, Honor nie musiała się martwić spotkaniem z jakimkolwiek piratem czy korsarzem, o którym słyszała. Ku swemu zaskoczeniu zaczęła z pewną niecierpliwością oczekiwać chwili rozpoczęcia tego zadania.

ROZDZIAŁ VI

Admirał Eskadry Zielonej sir Lucien Cortez, Piąty Lord Przestrzeni Royal Manticoran Navy, wstał zza biurka, gdy adiutant wprowadził do jego gabinetu lady Honor Harrington.

Dla Honor ostatnie trzy doby przypominały bezpośredni kontakt z trąbą powietrzną. Zdołała zorganizować parę godzin, by odwiedzić rodziców, i była to jedyna wolna chwila, którą miała. Poza tym cały czas spędziła na zwiedzaniu okrętu, sprawdzaniu planów i dyskusjach ze specjalistami ze stoczni na temat dodatkowych przeróbek i modyfikacji. Na poważne zmiany nie mieli czasu, ale drobne dało się wykonać, a było ich sporo. Jak choćby zamontować dodatkowe szyby wind między obiema ładowniami zamienionymi na hangary, co skróciło czas przejazdu obsługi technicznej kutrów, jak i czas zajęcia stanowisk bojowych przez załogi w chwili ogłoszenia alarmu o ponad dwadzieścia pięć procent. I tak dobre trzydzieści sześć godzin zajęło uzyskanie zgody, gdyż była to zbyt poważna przeróbka, by stocznia mogła ją wykonać po cichu.

Pozostałe były drobniejszej natury, toteż nie zawracano sobie głowy papierkami. Kiedy Honor goniła Siriusa w systemie Basilisk, pierwszym ostrzeżeniem, które doprowadziło ją do zorientowania się, że ma do czynienia z rajderem, było odrzucenie przez niego fragmentów poszycia, za którymi ukryte było uzbrojenie. Wykrył je radar i było to coś tak nietypowego, że wzbudziło jej podejrzenia. Między innymi dzięki temu wydarzeniu, opisanemu przez nią w raporcie, Wayfarer został wyposażony w odsuwane ambrazury — zadano sobie nawet trud, by upodobnić je do płyt poszycia albo do standardowych włazów, co dało śmiechu wart efekt, gdyż w połączeniu z drzwiami ładunkowymi do obu ładowni-hangarów burty przypominały oklejony plastrami żółty ser. Nie było szans, by nie wzbudziły poważnych podejrzeń u każdego, kto uzyska wizualny obraz jednostki.

Dlatego Honor zaproponowała, by wszystkie ambrazury zakryć plastikowymi elementami tak wykonanymi, by kształtem i barwą zlewały się z kadłubem. Elementy te po odstrzeleniu pozostawały niewidoczne dla radaru i nie przeszkadzały w prowadzeniu ognia, nie wzbudzając równocześnie żadnych podejrzeń. Były tanie, wykonać je można było na poczekaniu, a Wayfarer mógł ich zabrać kilkaset i montować nowe po każdym starciu.