— Sądziłem, że będzie pani zadowolona — Cortez uśmiechnął się blado. — Teraz druga kwestia: myślę, że znalazłem też pierwszego oficera, z którego również będzie pani zadowolona, milady.
Nacisnął przycisk na konsoli łączności i rozsiadł się wygodnie. Chwilę później drzwi gabinetu otworzyły się, ukazując wysokiego, ciemnowłosego komandora o orlim nosie i radosnym błysku w oczach. Na prawym rękawie munduru miał ciemnoczerwoną wstążkę Monarszego Podziękowania, a na lewej piersi baretki: białobłękitną Order of Gallantry i czerwonobiałą Saganami Cross. Wyglądał absurdalnie młodo jak na kogoś, kto zdobył dwa z czterech najwyższych odznaczeń za odwagę w walce, nawet jeśli brać pod uwagę fakt, że w dzieciństwie został poddany procesowi prolongu. Jednakże Honor, wstając z radosnym uśmiechem, miała przed oczyma nieporadnego niczym szczeniak podporucznika, którego pierwszym przydziałem bojowym był HMS Fearless wysłany na placówkę Basilisk.
— Rafe! — przełożyła Nimitza w zgięcie lewej ręki i wyciągnęła ku nowo przybyłemu prawą.
— Jak sadzę, państwo się znacie — bąknął z zadowoloną miną sir Lucien Cortez.
— Nie miałem okazji za długo posłużyć pod panią na Nike. — Cardones uścisnął energicznie jej dłoń. — Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, skipper.
— Jestem tego pewna, Rafe — odparła ciepło i dodała, zwracając się do Corteza: — Dziękuję, sir. Naprawdę bardzo dziękuję, sir.
— Musiał zostać czyimś pierwszym oficerem, milady. A poza tym wydaje mi się, że ma pani dobry wpływ na karierę i wyszkolenie tego młodego człowieka i szkoda byłoby psuć tak dobrze współdziałający zespół, który ma jeszcze daleką drogę przed sobą.
Cardones błysnął w uśmiechu zębami, słysząc komentarz, który osiem lat temu spowodowałby, iż zrobiłby się czerwony jak piwonia i nie byłby w stanie wykrztusić logicznego zdania. Honor uśmiechnęła się do niego — pomimo młodego wieku Rafael Cardones był jednym z najlepszych oficerów taktycznych, jakich znała, a w dodatku od ostatniego spotkania zdecydowanie wydoroślał.
Cortez obserwował ich radość, nie ukrywając zadowolenia i zastanawiając się, czy lady Harrington zdawała sobie sprawę, jak dalece Cardones wzorował się na niej, o czym najlepiej świadczył przebieg jego służby przed i po ich pierwszym spotkaniu. Zaciekawiony sprawdził przebiegi służby kilku innych oficerów, którzy brali udział w walce pod jej dowództwem, i był pod wrażeniem tego, co odkrył. Część najlepszych dowódców RMN nigdy nie zdoła stać się dobrymi nauczycielami. Honor Harrington była i doskonałym dowódcą, i dobrym nauczycielem — oprócz wspaniałych wyników w walce wykazywała niemalże mistyczną zdolność przekazywania własnej wiedzy, poświęcenia i poczucia obowiązku podwładnym. Dla szefa kadr Królewskiej Marynarki zdolność ta była cenniejsza od jej umiejętności bojowych.
Teraz odchrząknął, a gdy oboje spojrzeli na niego, powiedział:
— Komandor Cardones otrzymał częściowy spis załogi HMS Wayfarer, milady. Jest on naturalnie niepełny, ale od czegoś trzeba zacząć. Komandor wysunął już kilka sugestii dotyczących oficerów i podoficerów i moi ludzie sprawdzają obecnie, kogo z nich uda się pani przydzielić na czas. Jak rozumiem, w ocenie admirała Georgidesa za trzy tygodnie będzie można uruchomić reaktory i wprowadzić na pokład załogę?
— Za około trzy tygodnie, sir — potwierdziła Honor. — Sądzę, że to nieco pesymistyczna ocena, ale wątpię, by udało się ten czas skrócić o więcej niż kilka dni. Parnassus i Scheherazade będą gotowe w tym samym czasie, ale Gudrid będzie potrzebował jeszcze około dziesięciu dni.
— Dobrze — Cortez zastanowił się chwilę. — Do czwartku będę miał przynajmniej kapitanów dla każdego z nich, a zanim załogi będą mogły wejść na pokład, powinniśmy mieć pełen skład oficerów. Będą albo już tu, albo w drodze. To samo dotyczy podoficerów, a generał Vonderhoff zapewnił mnie, że z kontyngentami Marines nie będzie żadnych problemów. Natomiast jeśli chodzi o członków załogi, to nie jestem w stanie powiedzieć, jak szybko uda się zebrać wszystkich, więc będę przysyłał ich partiami. Postaram się skompletować je najszybciej jak to będzie możliwe, ale nie podejmuję się podać pani żadnych terminów.
— Doceniam to, sir. — Honor w pełni zdawała sobie sprawę, jak niezwykłe jest to, że admirał Cortez osobiście zajmuje się kwestią obsady pojedynczej eskadry i rozmawia o związanych z tym problemach z jej dowódcą.
— Przynajmniej tyle możemy zrobić, milady. — Cortez skrzywił się wymownie. — Jeśli politycy wtrącają się do operacji wojskowych, nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi, o czym oboje wiemy. Ich fanaberie już nas kosztowały przerwę w pani służbie i to w okresie, w którym bardzo by się pani przydała, żałuję też, że pani powrót do czynnej służby odbywa się w takich warunkach. Chciałbym też powiedzieć pani, na wypadek gdyby nikt dotąd tego nie zrobił, że wszyscy cieszymy się z pani powrotu, milady.
— Dziękuję, sir — Honor poczuła, że się rumieni, ale nie spuściła wzroku.
Cortez pokiwał z aprobatą głową i dodał:
— W takim razie proponuję, abyście oboje wzięli się do pracy. — Wstał i wyciągnął dłoń na pożegnanie. — Macie przed sobą nie lada wyzwanie, a pani, kapitan Harrington, będzie dodatkowo musiała uporać się z kilkoma problemami, z którymi nie powinna się pani borykać. Jeżeli jednak ktoś potrafi wykonać to zadanie, to jestem pewien, że właśnie pani jest tym kimś. Gdybyśmy się nie zobaczyli przed pani odlotem, życzę szczęścia i udanego polowania.
— Dziękuję, sir. — Honor uścisnęła jego dłoń. — Dołożymy wszelkich starań, sir.
ROZDZIAŁ VII
Honor odchyliła się na oparcie fotela i rozmasowała bolące skronie. Została zakwaterowana w „rzędzie kapitańskim” na stacji Vulcan do czasu, dopóki nie będzie mogła przenieść się do swej kwatery na pokładzie okrętu, i musiała przyznać, że kabina była duża i wygodna jak na standardy Królewskiej Marynarki. Naturalnie była mniejsza od czekającej na krążowniku pomocniczym i znacznie mniejsza niż apartamenty admirała na Terrible, ale cóż, była chwilowo tylko kapitanem. Nie miała zresztą zbyt wielu okazji do korzystania z oferowanych przez tymczasowe lokum wygód. Prawdę mówiąc, nie miała nawet czasu, by ćwiczyć w sali gimnastycznej dla wyższych oficerów istniejącej na terenie Vulcana, gdyż zalewał ją nieustanny potok papierkowej roboty. Nie dość, że obejmowała nowy okręt, to na dodatek będący jeszcze w stoczni, co zwiększało ilość dokumentów. Musiała też przeglądać papiery związane z tworzeniem eskadry, a wszystko to odbywało się w przyspieszonym tempie i w efekcie ledwie miała czas na krótki sen.
Nie była w tym osamotniona — Rafe walczył z podobnym zalewem dokumentów, bowiem kapitan dowodził okrętem i był odpowiedzialny za wszystkie aspekty jego działania i bezpieczeństwa, a pierwszy oficer okrętem zarządzał. Oznaczało to, iż na jego głowie było zaplanowanie wacht, dopilnowanie dostaw zapasów, organizacja szkoleń, przeglądów i wszystkie inne sprawy składające się na sprawne funkcjonowanie okrętu i załogi. Powinien też osiągnąć to w ten sposób, by kapitan nie musiał na nic zwracać uwagi i niczym nie zaprzątać sobie głowy. Nie było to łatwe zadanie, ale wykonalne — dlatego właśnie każda flota w ten sposób ostatecznie testowała każdego oficera, który w przyszłości miał otrzymać dowództwo własnego okrętu. Jeśli podołał obowiązkom zastępcy, oznaczało to, że się nadawał. Już choćby to wypełniało Cardonesowi cały czas, a na dodatek Admiralicja nie przyznała Honor sztabu, mimo że miała dowodzić nie tylko swoim krążownikiem pomocniczym, ale i trzema innymi. W sumie było to sensowne posunięcie, ponieważ najprawdopodobniej każdy z nich będzie działał samodzielnie, z rzadka w parze z innym, ale chwilowo oznaczało to, iż Rafe oprócz obowiązków pierwszego oficera HMS Wayfarer musiał przejąć też rolę kapitana flagowego.