— Doskonała wiadomość, milady — ucieszył się MacGuire. — Komandor Schubert jutro powinien być gotów do testów reaktora numer dwa i chciałbym mieć obsadę maszynowni w komplecie, gdy to nastąpi.
— Wygląda na to, że będziesz miał — oceniła i przeniosła spojrzenie na Truman. — Otrzymałam też oficjalne rozkazy i potwierdziło się, że nasze zadanie będzie tak trudne, jak myśleliśmy.
Uaktywniła holoprojektor i nad stołem pojawiła się mapa ukazująca fragment galaktyki. Nierówna żółta kula była obszarem Konfederacji Silesiańskiej. Jej najbliższa granica znajdowała się o sto trzydzieści pięć lat świetlnych na północny zachód od Królestwa Manticore. Było to Imperium Andermańskie, a z Gwiezdnym Królestwem łączyła je cienka czerwona linia oznaczająca odgałęzienie Manticore Wormhola. Na skraju holoprojekcji widać było fragment czerwonej przestrzeni — Ludową Republikę Haven oddaloną o sto dwadzieścia pięć lat świetlnych na północny wschód od Manticore i sto dwadzieścia siedem lat świetlnych od Konfederacji w miejscu, gdzie ich granice znajdowały się najbliżej. Pośrodku nich płonął złoty symbol oznaczający system i terminal Basilisk. Jedno spojrzenie na tę mapę wystarczało, by pojąć wszystkie zalety i niebezpieczeństwa astrograficznego położenia Gwiezdnego Królestwa Manticore. Honor odczekała chwilę, odchrząknęła i oświadczyła:
— Po pierwsze, od trzeciej trzydzieści dziś oficjalnie nazywamy się Grupą Wydzieloną 1037. Brzmi to nader dumnie, realia znamy wszyscy, ale przynajmniej mamy teraz oficjalny kryptonim.
Kilkoro z obecnych uśmiechnęło się, Honor zaś wskazała na mapę i kontynuowała znacznie poważniejszym już tonem, podświetlając odpowiednie fragmenty w miarę referowania.
— Jak wiecie, naszym celem jest sektor Breslau na zachodnim skraju Konfederacji. Najkrótsza trasa prowadzi przez terminal Basilisk i dalej na zachód przez obszar Konfederacji. Jednakże Admiralicja zdecydowała się wysłać nas innym szlakiem, przez terminal Gregor i teren Imperium. Czasowo będzie to około dwadzieścia pięć procent dłużej, co daje nam więcej czasu na zgranie załóg i ma także inne zalety.
Zamilkła, obserwując przerywaną linię biegnącą z systemu, w którym znajdował się terminal, aż do sektora Breslau. Przeniosła wzrok na zebranych, badając ich reakcje, gdy przyglądali się mapie, i dopiero po dłuższej chwili odezwała się ponownie. Wcześniej nadusiła jeden z przycisków na klawiaturze i na mapie pojawiła się seledynowa linia łącząca Manticore z Gregorem, potem biegnąca przez serce Konfederacji do systemu Basilisk i wracająca do Manticore. Na mapie widniał seledynowy trójkąt.
— Admiralicja chce, żebyśmy ruszyli Trasą Trójkąta, dlatego że znacznie spadł na niej ruch frachtowców. Nadal jest spory, ale wielu przewoźników wybiera dalsze trasy, byle trzymać się jak najdalej od strefy działań wojennych. Placówka Basilisk jest co prawda wystarczająco silna, by odeprzeć każdy rajd Ludowej Marynarki, a Home Fleet znajduje się zaledwie o krótki tranzyt od niej, ale nikt nie płaci załogom i przewoźnikom za ryzykowanie ładunku. Większość naszych statków korzysta z terminalu Gregor i dociera do Konfederacji od południa, co nie jest niczym nowym, ponieważ robią to od lat, gdyż dzięki temu najpierw zawijają do portów Imperium. Zmianą i to poważną jest natomiast to, że wracają także przez terminal Gregor, zamiast lecieć do terminalu Basilisk i zamknąć trójkąt, jak to miało miejsce do tej pory. Admiralicja pragnie, byśmy nie wzbudzali podejrzeń, dopóki nie dobierzemy się piratom do skóry, toteż logicznym jest wybór trasy, którą lata większość frachtowców. Tak, Alice?
— Czy władze Imperium zostały uprzedzone o naszym przybyciu? — odezwała się Truman, która wcześniej uniosła dłoń, sygnalizując chęć zadania pytania.
— Wiedzą tylko o przylocie czterech frachtowców.
— Ich flota jest dość czuła na punkcie terminalu Gregor, milady — odezwał się MacGuire. — A na dodatek będziemy potem musieli przelecieć przez spory kawał ich terenu.
— Rozumiem, o co ci chodzi, ale to nie powinno stanowić problemu — odparła Honor. — Imperium uznało nasz traktat z Republiką Gregor, kiedy, jak to oficjalnie określa, „weszło w posiadanie” Gregora B czterdzieści lat temu. Może nie jest to dla nich powód do radości, ale nie występują przeciwko nam i nigdy nie próbowali twierdzić, że Gregor A nie należy prawnie do nas. Nigdy też nie mieli nic przeciwko temu, że troszczymy się o bezpieczeństwo terminalu. Wiedzą też, jakie kłopoty mamy w Konfederacji, i choć nie rozpaczają z tego powodu, gdyż wszystko, co zmniejsza naszą aktywność w tym rejonie, pozwala im zwiększyć własną, przyznali prawo wolnego przelotu eskortom naszych konwojów. Oficjalnie będziemy po prostu kolejnym konwojem, a ponieważ nie będziemy wieźli żadnych ładunków przeznaczonych do ich portów, odpada sprawa kontroli celnej. Nie powinni w ogóle zdać sobie sprawy, że nie przybyliśmy na zwykłych statkach handlowych.
— Dopóki nie zaczniemy wykańczać piratów, milady — zauważyła Truman. — Wtedy się dowiedzą i będą wiedzieli, jak dotarliśmy do Breslau. A to może przy naszym powrocie mieć swoje reperkusje.
— Jeśli tak się stanie, to będzie to problem MSZ, natomiast sądzę, że nie dojdzie do tego. Władze Imperium nie będą już w stanie nic na to poradzić, nie ryzykując incydentu z Królestwem, a tego nie będą chciały.
Odpowiedziały jej zgodne potaknięcia — wszyscy wiedzieli, że Imperium od ponad siedemdziesięciu lat ostrzyło sobie zęby na Konfederację, o co trudno było mieć pretensje, ale robiło to w nienachalny sposób i czekało stosownej okazji, która dotąd nie nastąpiła. Najspokojniejszy nawet sąsiad miałby ochotę na radykalne rozwiązanie, gdyż słabość rządu Konfederacji i chaos panujący na całym praktycznie jej obszarze nie sprzyjały handlowi. Dodatkowo wpływały na pogorszenie sytuacji majątkowej społeczeństwa, które z męczącą regularnością miało do czynienia z jakąś uzbrojoną frakcją separatystyczną. No i prowokowały nieustannie incydenty na północnej granicy Imperium. Kilka z nich spowodowało wysłanie ekspedycji karnych przez imperialną marynarkę, ale ta z zasady zachowywała się na terenie Konfederacji nader dyskretnie. A była to wina Royal Manticoran Navy.
Wielu premierów Królestwa Manticore tęsknie spoglądało na Konfederację, jako że jedynie Imperium stanowiło większy rynek dla produktów Królestwa, toteż chaos w tym rejonie odbiłby się niekorzystnie na giełdzie Landing. Rząd musiał to brać pod uwagę, podobnie jak i to, że obecna sytuacja kosztowała nie tylko utratę statków i ich ładunków, ale również życie załóg. Na zmiany w samej Konfederacji można byłoby liczyć tylko, gdyby zmienił się tam rząd i nastąpiło znaczące wzmocnienie jego władzy. Ponieważ było to raczej niemożliwe, Honor podejrzewała, iż rząd księcia Cromarty’ego — gdyby mógł — dawno już wprowadziłby stosowne zmiany innymi sposobami. Niestety wywołałoby to zgodny wrzask całej opozycji i zarzuty „imperialistycznego awanturnictwa i niedopuszczalnych zapędów agresorskich”. Zamiast więc raz a porządnie wyczyścić to gniazdo żmij, Królewska Marynarka bawiła się w policję, sprzątając je od ponad pół wieku. Sprowadzało się to do utrzymywania bezpiecznych tras przelotowych i nieingerowania w wewnętrzne masakry. Jak długo nie przeszkadzało to w przelotach i nie odbijało się stratami statków, tak długo obywatele Konfederacji mogli się wyrzynać w imię czego tylko chcieli.
Obecność Królewskiej Marynarki była równocześnie jedynym czynnikiem przeszkadzającym ostatnim pięciu władcom Imperium Andermańskiego w zajęciu dużych części Konfederacji. Z początku powód był prosty — RMN była o ponad jedną trzecią większa od Imperialnej Marynarki. Od chwili zaś, gdy Republika Haven ujawniła ekspansjonistyczne skłonności, Imperium odkryło dodatkowy powód do opanowania: Królestwo Manticore stanowiło skuteczną blokadę na drodze Haven i lepiej było, aby tak zostało. Stan ten trwał prawie pięćdziesiąt lat standardowych, a kiedy wreszcie wojna między Królestwem i Ludową Republiką stała się faktem i siły Royal Manticoran Navy zostały w większości wycofane z obszaru Konfederacji, Imperium stanęło wobec dylematu. Z jednej strony mogło spróbować zaanektować rozmaite terytoria przygraniczne z dużym prawdopodobieństwem, że Królestwo Manticore na to nie zareaguje. Z drugiej nie można było mieć pewności co do tego braku reakcji, a na walkę z Królewską Marynarką nikt nie miał ochoty. Zresztą nie tylko na walkę, nawet na ochłodzenie stosunków — barykada sprawdzała się tak długo, toteż nikomu nie zależało, by ją znieść czy osłabić.