— I tak właśnie będzie to wyglądało — zawyrokowała MacBride, przesuwając wzrokiem po wszystkich. — Żaden z was nie będzie rozrabiać czy obijać się na moim okręcie. Będziecie wykonywać swoje obowiązki i prowadzić się przykładnie, a pierwszy, który tego nie zrobi, pożałuje własnej głupoty. Zrozumieliście?… Co, mowę wam odjęło? Pytałam, czy zrozumieliście!
Odpowiedział jej nieskładny chór potaknięć.
— To dobrze. Jeszcze jedno: Wanderman dostał tu przydział, bo nie mam gdzie położyć go spać. Wkrótce dołączy do was pół tuzina Marines, więc radzę wam się zachowywać. I ze szczerego serca wam życzę, żeby nic, ale to dosłownie nic niemiłego nie przytrafiło się Wandermanowi. Jeżeli wybije sobie choćby palec czy skręci nogę, to przyrzekam, że pożałujecie, żeście się w ogóle urodzili. Nie obchodzi mnie, jakie numery udawały się wam do tej pory, i nie obchodzi mnie, co byście chcieli wywinąć na moim okręcie. A z tego prostego powodu, że jeśli który co wywinie, to poniesie konsekwencje według mojego własnego uznania.
Uśmiechnęła się zachęcająco i wymaszerowała z sali. Aubrey miał nieodpartą ochotę pobiec za nią — stłumił ją z największym trudem, przełknął ślinę i odwrócił się ku pozostałym. Steilman przyglądał mu się z niczym nie maskowaną nienawiścią. Była tak silna, że Aubrey z najwyższym trudem nie cofnął się odruchowo. Spróbował też wyglądać tak, jakby się nie bał, ale wątpił, by to mu się udało. Steilman splunął na pokład i obiecał:
— Żebyś se gówniarz nie myślał, że to koniec. Okręt jest duży, a takie gówniarze co i raz mają wypadki. Nawet taki bosman może mieć wypadek.
Po czym odwrócił się i ciągnąc za sobą poobijaną skrzynkę, podszedł do koi wybranej przez MacBride. Aubrey z ulgą usiadł na swojej, czując dziwną miękkość w kolanach i próbując za wszelką cenę ukryć drżenie mięśni. Nigdy dotąd nie słyszał w niczyim głosie tak jadowitej nienawiści i to na dodatek skierowanej przeciwko sobie. To było nieuczciwe — przecież nic tamtemu nie zrobił, a Steilman zniszczył już jego wyobrażenie o służbie w Królewskiej Marynarce. Zupełnie jakby zatruwał wokół siebie powietrze czymś ohydnym i złym, chcąc wszystkich sobie podporządkować.
Aubrey Wanderman trząsł się na koi, próbując udawać, że się nie boi, i mając nadzieję, że któryś z obiecanych Marines pojawi się szybko.
ROZDZIAŁ IX
Honor Harrington siedziała w swoim fotelu, jedną ręką gładziła siedzącego na jej kolanach Nimitza i obserwowała, jak HMS Wayfarer zbliża się do terminalu Manticore Junction.
Stoczniowcy kompletnie przebudowali mostek, instalując wszystko, co powinno znajdować się na mostku normalnego okrętu wojennego, ale jedno spojrzenie na licznik przyspieszenia rozwiewało tę iluzję, bowiem maksymalnym możliwym dla krążownika pomocniczego było ledwie sto pięćdziesiąt trzy koma sześć g.
Jednostki wyposażone w napęd typu impeller w normalnej przestrzeni wytwarzały dwie spłaszczone fale grawitacyjne zwane ekranami, między którymi unosił się kadłub. Teoretycznie jednostka mogła w ten sposób osiągnąć prędkość światła, natomiast w galaktyce było to niewykonalne, gdyż nie dość, że załoga zostałaby rozmazana po ścianach, to pewne zasady fizyki wymuszały, by ekrany nie stykały się, oraz na dziobie i rufie musiała pozostać wolna przestrzeń. Przez nią bez trudu przedostawały się rozmaite cząsteczki albo i mikrometeoryty, które nie występowały często, ale zdarzały się. By uniknąć uszkodzenia lub nawet zniszczenia przez nie jednostki, instalowano tam generatory pola siłowego, a raczej dwóch pól siłowych: elektromagnetycznego chroniącego przed promieniowaniem i cząsteczkowego wyłapującego bardziej materialne zagrożenia. Generatory wojskowego typu pozwalały osiągać prędkość zero koma osiem c w normalnej przestrzeni, nim przestawały być w pełni skuteczne. W nadprzestrzeni o dwadzieścia pięć procent mniejsze z uwagi na jej większe nasycenie cząsteczkami. Firmy przewozowe czy prywatni właściciele statków handlowych nie chcieli ponosić kosztów związanych z instalacją i eksploatacją tak silnych generatorów, zwłaszcza że były to raczej masywne urządzenia, toteż montowali słabsze. W efekcie frachtowce w normalnej przestrzeni mogły osiągać co najwyżej zero koma siedem prędkości światła, a w nadprzestrzeni połowę jego prędkości. A Wayfarer miał cywilne generatory pól. I nie tylko.
Ponieważ ekrany były nieprzenikliwe dla każdego znanego rodzaju uzbrojenia, a otwór na dziobie szerszy niż na rufie, marzeniem każdego taktyka było tak zwane postawienie kreski nad T, czyli przecięcie linii przeciwnika pod kątem prostym. Manewr ten umożliwiał oddanie pełnych salw burtowych w jego odsłonięty dziób i z zasady kończył się zniszczeniem okrętu przeciwnika. Burty chroniono osłonami burtowymi, których moc także zależała od generatorów, ale nawet w najlepszym wypadku i tak były wielokrotnie słabsze od ekranów. Z małej odległości strzały z broni energetycznej radziły sobie z nimi bez trudu, natomiast przy pojedynku rakietowym miały istotne znaczenie. Dla Honor wszystko to było drugorzędne, bowiem głównym powodem troski była nieruchawość i powolność okrętu. Był on powolniejszy od każdego prawdziwego okrętu wojennego i wolniej też przyspieszał.
Przyspieszenie jednostki kosmicznej zależy od trzech czynników: siły napędu, efektywności kompensatora bezwładnościowego i masy. Napędy i kompensatory wojskowego typu były znacznie silniejsze, a więc i droższe od cywilnych. Wayfarer miał masę przeciętnego superdreadnoughta, ale nie był w stanie dorównać jego osiągom. Przy kompensatorach równej efektywności mniejsza jednostka była w stanie pozbyć się większej części sił bezwładnościowych powstających w czasie przyspieszania, odprowadzając je do ekranów, niż większa. Dlatego mogła osiągać większe przyspieszenia, dzięki czemu lżejszy okręt był w stanie uciec cięższemu, pomimo iż oba mogły poruszać się z taką samą maksymalną prędkością. Mniejszy okręt nie mógł lecieć szybciej, ale mógł tą prędkość szybciej rozwinąć. Dlatego większy, jeśli nie zmniejszył odpowiednio dystansu, zanim to nastąpiło, nie mógł go zmusić do walki. W przypadku Wayfarera sytuacja była gorsza, bowiem nawet superdreadnaught mógł rozwinąć dwukrotnie większe przyspieszenie od niego.
W praktyce oznaczało to, że manewrował jak kulawy żółw i by doprowadzić do starcia, Honor mogła polegać jedynie na maskowaniu i pomysłowości.
Uśmiechnęła się nieco melancholijnie, mając świadomość, że będzie musiała przyzwyczaić się do tego typu myślenia, od którego już dość dawno odwykła. I tak wraz z pozostałymi kapitanami spędziła sporo czasu na dyskusjach i symulacjach, których celem było obmyślenie i wypróbowanie najlepszych metod i taktyk. Część z nich musi okazać się niepraktyczna, bo tak już w życiu bywa, ale w miarę jak poznawali możliwości swych jednostek, rosła ich wiara we własne siły i rodziły się nowe, czasem zwariowane pomysły. Ich podstawowym atutem było zaskoczenie — jednostka wyglądała jak frachtowiec i wszystkie emisje także mieli odpowiednie. Jeśli statki-pułapki nie zdradzą się zachowaniem, każdy pirat uzna je za frachtowce i sam zbliży się na niewielką odległość. A potem będzie już za późno…
Spojrzała na ekran taktyczny fotela i kiwnęła głową z satysfakcją — Parnassus i Scheherazade trzymały się wyznaczonych pozycji z boków i nieco z tyłu Wayfarera, uważając, by nie zbliżyć się zanadto, jako że każdy krążownik pomocniczy miał ekran o średnicy stu kilometrów. Gudrid leciał za jego rufą, dopełniając formacji o kształcie rombu. Biorąc pod uwagę jak niewiele czasu mieli na ćwiczenia, efekty były niezłe. Wayfarer przeszedł testy odbiorcze trzy tygodnie temu, a dwa pozostałe kilka dni po nim, lecz Gudrid trafił do służby niecałe dwa tygodnie temu. Kapitan MacGuire dokonał cudu i choć teraz wraz z komandorem Stillmanem nie zdradzali się z tym, wiedziała, że boją się, by lada chwila nie ujawniły się jakieś poważniejsze usterki przeoczone z powodu braku czasu. Zresztą nie tylko oni się o to martwili i nie chodziło wyłącznie o ewentualne mankamenty sprzętu. Honor celowo wybrała najgorsze i potencjalnie najgroźniejsze szumowiny do swojej załogi, ale to nie znaczyło, że pozostałe także nie były mieszanką niedoświadczonych żółtodziobów i mających nienajlepsze nawyki weteranów. Oznaczało to słabą i nie do końca zdyscyplinowaną załogę, a więc i znacznie gorsze wyniki przez nią osiągane.