— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład, sir — uroczyście wygłosiła starożytną formułkę.
— Pozwolenia udzielam, milady — odparł równie uroczyście oficer, opuszczając dłoń od daszka wysokiej czapki.
Zarówno czapka, jak i mundur były śnieżnobiałe i utrzymanie ich w tym stanie musiało być nie lada wyzwaniem, ale oficer prezentował się znakomicie.
Podobnie jak Marines tworzący wartę honorową. W Imperialnej Marynarce, podobnie jak w Marynarce Graysona, a odmiennie niż w Royal Manticoran Navy, Korpus wchodził w skład armii, nie floty. Okręty andermańskie miały także mniejsze ich kontyngenty na pokładach, ponieważ rola Korpusu ograniczała się do abordaży i prowadzenia walk na powierzchni planet. Ich musztra była jednak równie doskonała jak musztra Royal Marine Corps, a wyglądali na zarówno niebezpiecznych, jak i kompetentnych nawet w galowych mundurach. Czarne kurtki miały na piersiach bogate srebrne wyszycia w poziomie, wyglądające w opinii Honor co najmniej dziwacznie. Stojący na czele oficer miał również krótką, lamowaną futrem kurtkę z rękawami, przerzuconą przez jedno ramię i futrzaną czapę ze srebrnym szkieletem z przodu. Kurtka nazywała się mentyk, czapka czako, a warta należała do elitarnego pułku huzarów Totenkopf, co wywołało spore zaskoczenie Honor. Pułk Totenkopf był bowiem odpowiednikiem Queen’s Own Regiment (czyli Pułku Własnego Królowej, jak to ktoś kiedyś niezgrabnie przełożył). Była to więc formacja przyboczna monarchy i jego rodziny. Jej mundury zaprojektował osobiście Gustaw Anderman, nawiązując do „pruskiego dziedzictwa”, a konkretnie do formacji Huzarów Śmierci. Honor, mając w pamięci własne doświadczenia z mundurem graysońskim, pomyślała złośliwie, że zapewne są tak niewygodne, jak to sugeruje ich wygląd.
Huzarzy Totenkopf cieszyli się jednak taką reputacją, że mało kto ryzykował wyśmiewanie się z ich mundurów. Poza okresami wojny prawie nie opuszczali Potsdamu i ich obecność jako kontyngentu pokładowego na Defflingerze była oczywistym dowodem na to, że herzog Rabenstrange cieszył się szczególnymi względami swego kuzyna i monarchy.
Oficer oddał honory szablą, huzarzy wyprężyli się jak na paradzie. Honor odsalutowała i poszła śladem komandor Schoeninger do windy. Kiedy winda ruszyła po wybraniu przez przewodniczkę miejsca docelowego, ta uśmiechnęła się i spytała:
— Nasze wojsko jest raczej barwne, prawda?
— Fakt — przyznała ostrożnie Honor, nie bardzo wiedząc, do czego tamta zmierza.
— Zapewniam, milady, że służbowe mundury są znacznie praktyczniejsze. Czasami sama żałuję, że galowe nie są mniejszym anachronizmem, ale sądzę, że gdybyśmy z nich zrezygnowali, nie byłoby to już to samo wojsko.
Honor uśmiechnęła się i skorzystała z okazji.
— To byli huzarzy pułku Totenkopf, prawda? — spytała.
— Tak. — W głosie Schoeninger słychać było zaskoczenie, którego nie czuła, o czym nie omieszkał poinformować Honor Nimitz, przekazujący wszystkie uczucia przewodniczki.
— Sądziłam że opuszczają Potsdam jedynie w czasie wojny. — Honor stwierdziła to, nie spytała.
— Zazwyczaj tak, milady. Herzog Rabenstrange jest najbliższym kuzynem Imperatora i jest z nim szczególnie związany: razem chodzili do akademii i praktycznie nigdy nie rozstawali się na dłużej. Dlatego Jego Wysokość polecił, by kontyngent pokładowy jego okrętu flagowego stanowili zawsze huzarzy jego przybocznego pułku.
— Rozumiem.
Schoeninger uśmiechnęła się lekko, ale Honor wyczuła dzięki Nimitzowi jej znacznie silniejszą niż sugerował to uśmiech satysfakcję — przewodniczka specjalnie tak pokierowała rozmową, by móc wygłosić to, co powiedziała na końcu. Honor nie wydało się prawdopodobne, by Schoeninger zrobiła to, aby podkreślić pozycję społeczną swego dowódcy. Znacznie bardziej prawdopodobnym powodem była chęć uświadomienia gościowi, że wszystko co herzog powie, należy traktować jako zgodne z wolą Cesarza. Zrobiła to nader sprawnie i Honor czuła podziw — subtelność nie była jej najmocniejszą stroną, ale potrafiła ją docenić u innych.
Winda dotarła na miejsce, drzwi otworzyły się i komandor Schoeninger poprowadziła ich krótkim korytarzem do drzwi pilnowanych przez dwóch huzarów, którzy na jej widok wyprężyli się w pozycji zasadniczej.
— Goście do admirała — oznajmiła. — Oczekuje nas.
— Tak jest, ma’am — odpowiedź padła w standardowym angielskim, która to uprzejmość nie umknęła uwadze Honor. Huzar nacisnął przycisk interkomu umieszczonego w ścianie obok drzwi i zameldował:
— Fregattenkapitanin Schoeninger und Graffin Harrington, Herr Herzog.
Drzwi otworzyły się natychmiast.
— Proszę za mną, milady. — Komandor weszła jako pierwsza, a Honor omal nie zamarła w progu przytłoczona tym, co zobaczyła: była to najwspanialej urządzona kabina, jaką w życiu widziała.
Wielkością zaledwie trochę przewyższała jej apartament na Terrible, ale wyposażenie…
— Ach. Lady Harrington. — Chien Lu von Rabenstrange powstał na powitanie i z uśmiechem wyciągnął rękę.
Pozostali — jeden krępy i muskularny mężczyzna w mundurze kapitana, drugi typowej dla mieszkańców Potsdamu budowy, w mundurze komandora ozdobionym akselbantem oficera sztabowego — również się podnieśli.
— Witam, admirale von Rabenstrange. — Honor ostrożnie uścisnęła dłoń gospodarza.
W tym momencie kapitan zauważył, że ochrona Honor ma broń, i widać było, że się przestraszył — rzucił wymowne spojrzenie herzogowi, ale ten jedynie skinął głową. — Kapitan Gunterman, mój kapitan flagowy — dokonał prezentacji. — I komandor Hauser, mój oficer wywiadu.
— Członkowie mojej ochrony osobistej i jednocześnie Gwardii Harrington, milordzie — zrewanżowała się Honor. — Major LaFollet, gwardziści Candless i Howard.
— A, tak! — ucieszył się herzog. — O majorze LaFollecie czytałem w pani dossier, milady.
I podał mu rękę bez śladu jakiegokolwiek wahania, po czym uśmiechnął się do Honor poważniej i powiedział:
— To niezwykłe szczęście mieć tak oddanych i kompetentnych członków ochrony.
LaFollet zarumienił się, a Honor poważnie skinęła głową.
— Wiem, milordzie. Mam nadzieję, że ich obecność nie stanowi problemu?
— Gdyby ściśle brać pod uwagę wymogi protokołu, pewnikiem by stanowiło. Biorąc jednak pod uwagę obecne warunki i pani status, są jak najbardziej mile widziani — odparł Rabenstrange.
Widać było, że kapitan Gunterman jest odmiennego zdania, co Honor całkowicie rozumiała. Ona także nie byłaby zadowolona, gdyby oficer innej floty przyprowadził uzbrojonych ludzi na spotkanie z członkiem Domu Winton. Gunterman nie odezwał się jednak słowem, a herzog zdawał się mówić zupełnie szczerze i wyglądał na autentycznie zadowolonego, że ma okazję ją poznać. Jego uczucia przekazywane przez Nimitza były mieszanką rozbawienia, oczekiwania i złośliwej satysfakcji przebijających się przez znacznie silniejszą powagę.
— Dziękuję, milordzie, doceniam pańskie zrozumienie — skwitowała uprzejmie.
— Nie ma potrzeby za nic mi dziękować, milady. Zaprosiłem panią i oczywiście oczekiwałem, iż spełni pani wszystkie prawne wymogi związane z zajmowaną przez panią pozycją.
Honor leciutko uniosła brwi, nie ukrywając zaskoczenia tym, jak kompletne było jej dossier i jego przygotowanie do spotkania — niewielu obywateli Królestwa zdawało sobie sprawę, że obecność osobistej ochrony stanowiła wymóg graysońskiego prawa. A Rabenstrange o tym wiedział. Widząc jej reakcję, uśmiechnął się ponownie.