— Doceniam pańską szczerość, milordzie, i przekażę pańskie słowa moim przełożonym.
— Dziękuję, milady: o to właśnie chodzi Jego Wysokości. Mój kuzyn chce także wspomóc pani działania; choć nasza marynarka handlowa jest znacznie mniejsza od waszej, a by zmniejszyć ryzyko prowokacji, ograniczyliśmy liczbę naszych okrętów operujących na obszarze Konfederacji, walka z piractwem leży także w naszym interesie. Obecnie ograniczamy się do eskortowania własnych statków i utrzymywania niewielkich sił w najważniejszych systemach administracyjnych. Naturalnie wasza marynarka handlowa jako większa jest bardziej narażona niż nasza, a waszych okrętów jest zbyt mało, by mogły zapewnić jej należytą ochronę. Jego Wysokość polecił mi przekazać pani, iż w rejonach, w których stacjonują nasze okręty, dowódcy otrzymali rozkazy ochrony także statków należących do Królestwa. Jeśli wasza Admiralicja skorzysta z tej informacji i zmieni rozmieszczenie i zadania swych okrętów, będziemy pilnowali waszych pleców. Mamy także zamiar nadal sprawdzać, czy nie pojawią się jakiekolwiek oznaki obecności Ludowej Marynarki lub efekty działania wywiadu Ludowej Republiki na tym obszarze. Gdyby tak się stało, gotowi jesteśmy użyć wszelkich dyplomatycznych środków, by okręty te zostały odwołane, a działania wstrzymane. Naturalnie nie mogę obiecać użycia siły, dopóki któryś z naszych statków nie zostanie zaatakowany przez ich okręty, ale jak pani wie, przypadki chodzą po ludziach.
Oferta była nadspodziewanie wspaniałomyślna. Naturalnie Imperium miało tyleż pożytku z obecności piratów, korsarzy czy rajderów na obszarze Konfederacji, co i Królestwo, ale to co usłyszała, było niemalże ofertą nieformalnego sojuszu!
— Z pewnością o tym także poinformuję Admiralicję, milordzie — obiecała, próbując ukryć zaskoczenie.
Rabenstrange skinął głową z zadowoleniem.
— Ostatnia sprawa dotyczy działania pani grupy, milady. Proszę mi powiedzieć, czy słusznie zakładam, że została pani wyposażona w szeroki asortyment kodów identyfikacyjnych do transponderów?
— Słusznie pan zakłada, milordzie — odparła ostrożnie Honor, bowiem zmiana kodu była równoznaczna z użyciem obcej flagi w czasach marynarek wojennych pływających po morzach.
Większość państw uznawała to za fortel wojenny jak najbardziej zgodny z prawem zawartym w parunastu międzysystemowych konwencjach. Imperium jednakże nigdy żadnej z nich nie sygnowało, a oficjalnie uznawało wykorzystywanie własnych kodów za akt nielegalny i niezbyt przyjazny… co naturalnie nie przeszkadzało wywiadowi w dostarczeniu jej kilkunastu zestawów.
— Tak właśnie sobie myślałem. Poza tym Q-ship operuje raczej w odmiennych warunkach niż normalny okręt wojenny… — herzog powiedział to bardziej do siebie, po czym kiwnął głową i dodał głośniej: — Jego Wysokość polecił mi dostarczyć pani kod identyfikacyjny, który pozwoli na rozpoznanie każdego pani okrętu przez każdą jednostkę Imperialnej Marynarki oraz dowódców wszystkich naszych stacji i baz na terenie Konfederacji. Mamy ich mniej niż wy, ale wszystkim nakazano, by zapewniły pani możliwość zaopatrzenia, napraw i aktualizacji danych wywiadu. Dowódcy otrzymali także rozkaz udzielenia wam bezpośredniej pomocy wojskowej w akcjach przeciwko piratom i korsarzom, jeśli tylko będzie to możliwe. Jego Wysokość prosił mnie także, bym panią poinformował, że jeśli będzie pani zmuszona użyć andermańskich kodów identyfikacyjnych, nasza flota tego nie zauważy.
— Milordzie, nie spodziewałam się tak wielkiego wsparcia ze strony Imperatora — przyznała szczerze Honor. — Zdaje pan sobie sprawę, jak wielką pomoc stanowi to dla każdego statku-pułapki. Zapewniam, że doceniam jej wartość, i w imieniu własnym oraz Królowej chciałabym za pańskim pośrednictwem wyrazić wdzięczność Jego Wysokości.
— Dziękuję i przekażę — zapewnił Rabenstrange i dodał z niewesołym uśmiechem: — Brutalna prawda jest taka, milady, że ani nam, ani wam nie zależy, by Konfederacja stała się kolejnym punktem zapalnym w galaktyce. Co prawda jest to najbardziej prawdopodobny powód niezgody między naszymi krajami i w mojej prywatnej ocenie jedyny. Uważam również, że prawdziwym nieszczęściem tak dla Imperium, jak i dla Królestwa byłoby, gdyby ta niezgoda przerodziła się w otwarty konflikt. Niestety, nikt nie potrafi przewidzieć, do czego mogą doprowadzić ambicje obu stron i całkowicie zrozumiała troska o bezpieczeństwo dwóch potęg międzysystemowych, a ja, podobnie jak i pani, jestem sługą Korony. Na szczęście obecnie górą jest zdrowy rozsądek nakazujący, by Imperium i Królestwo Manticore pozostawały w przyjaźni, jeśli chcą przetrwać zagrożenie ze strony Ludowej Republiki. Jego Wysokość zdecydował się podjąć te najsilniejsze z możliwych środki, które właśnie pani przedstawiłem, na dowód swego pragnienia, by tak właśnie wyglądały stosunki między nami. Fakt, że mogę dzięki temu pomóc oficerowi, którego niezwykle cenię i szanuję za dotychczasowe osiągnięcia i przebieg służby, jest jedynie miłą dodatkową korzyścią.
— Dziękuję, milordzie — powiedziała cicho i z przekonaniem Honor.
— Cóż, koniec części oficjalnej! — oznajmił radośnie herzog, unosząc kielich. — Zapraszam panią na obiad i ostrzegam, że mój kucharz wymyślił specjalną niespodziankę na pani cześć! Jeśli zechce pani, naturalnie wraz ze swymi gwardzistami, towarzyszyć kapitanowi Guntermanowi, komandor Schoeninger, komandorowi Hauserowi i mnie, to może uda nam się miło spędzić czas, jak robią to cywilizowani ludzie. Na wojskowe odprawy i inne nudne narady przyjdzie pora.
ROZDZIAŁ XII
— Ma pani chwilę, ma’am? — dobiegło od strony otwartych drzwi sali odpraw i Honor zaskoczona uniosła głowę znad komputera.
W progu stali Rafe Cardones i komandor porucznik Tschu — pierwszy miał pod pachą elektrokartę, drugi na ramieniu treecata strzygącego uszami i zmęczoną twarz potwierdzającą, że za wyjątkiem kilku godzin snu cały czas spędzał w maszynowni. Oznaczało to, że Samantha spędzała na mostku niewiele czasu. Nadrabiała to teraz, rozglądając się ciekawie. Nimitz, dotąd wygodnie rozwalony na oparciu fotela Honor, usiadł nagle prosto. Honor gestem zachęciła obu oficerów do wejścia i ukryła uśmiech, czując, jak Nimitz wita Samanthę. Treecaty przejawiały całkowity brak zainteresowania życiem seksualnym ludzi i z ulgą stwierdziła, że mimo tak rozbudowanej więzi w drugą stronę działa to dokładnie tak samo — amory Nimitza nie miały żadnego wpływu na nią. Nie znaczyło to bynajmniej, iż pozostawała w nieświadomości odnośnie tego, co oba treecaty czuły, i trochę abstrakcyjnie ciekawa była, czy Nimitz doświadczał podobnych uczuć, kiedy ona była z Paulem.
Wskazała przybyłym miejsca i zamknęła drzwi. Obaj usiedli i Honor uśmiechnęła się lekko, widząc, jak Cardones opada na oparcie fotela i oddycha z ulgą.
— Dlaczego mam taką dziwną pewność, że coś knujecie? — spytała niewinnie.
Rafe uśmiechnął się i odparł:
— Prawdopodobnie dlatego, że tak jest. Chciałem…
I urwał, gdyż Nimitz spłynął z oparcia fotela na stół konferencyjny i pomaszerował bezgłośnie na jego środek. Samantha zrobiła to samo i oba treecaty usiadły tak blisko, że prawie stykały się nosami. I zamarły. Jedynie koniuszki ogonów leciutko im drgały. Rafe przyglądał się obojgu dłuższą chwilę, nim się otrząsnął i skomentował:
— Miło, że chociaż komuś wszystko się układa.
Po czym spojrzał podejrzliwie na Tschu i spytał niewinnie: