Выбрать главу

— Jak to? — tym razem Jourdain nie ukrywał zdziwienia.

— Jeśli pogonimy ich tak, by weszli w nadprzestrzeń, ale nie dogonimy ich przed skokiem, mogą okazać się na tyle głupi czy spanikowani, że doprowadzą nas do swej bazy — wyjaśnił poważniejąc Caslet. — Mogą mieć dwa okręty albo trzy, a chcę wiedzieć, gdzie one są i ile ich jest. Mam przeczucie, że towarzysz admirał Giscard może chcieć ich załatwić równie mocno jak my, a dysponuje wystarczającą siłą ognia, by zniszczyć każdą grupę piratów, jaka kiedykolwiek działała w galaktyce. W przeciwieństwie do nas.

Komisarz powoli skinął głową, zdając się nie zauważać, że Caslet użył formy „my”, a nie jak dotąd „ja”. Rozejrzał się po mostku, kiwnął głową do własnych myśli i zdecydował:

— Dobrze, towarzyszu komandorze. Mamy dość czasu, by sprawdzić przynajmniej system Sharon’s Star. Jeśli tam nie odnajdziemy piratów, zastanowię się, co zrobimy dalej. Ta dywersja nie opóźni wykonania zadania, a prawdą jest, że ja też chciałbym dostać tych sukinsynów.

Przy ostatnich słowach uśmiechnął się lodowato.

— Bardzo mnie cieszy, że jesteśmy zgodni — powiedział cicho komandor Warner Caslet i dodał głośniej: — Zajmij się jak najszybciej danymi dostarczonymi przez grupę abordażową, Shannon.

ROZDZIAŁ XIV

— I co myślicie? — spytała Honor, rozglądając się po obecnych w sali odpraw.

Znajdowali się na orbicie planety Sachsen po półtoramiesięcznej podróży z New Berlin. Sachsen była stolicą sektora, dlatego stacjonowały tu spore siły Marynarki Konfederacji, a dodatkowo Imperium wydzierżawiło na sto lat trzeci księżyc planety, zakładając na nim bazę marynarki. Dzięki temu system Sachsen stanowił rzadko spotykaną na obszarze Konfederacji oazę spokoju i bezpieczeństwa. Pytanie nie dotyczyło jednak sytuacji w systemie, lecz tego, co ukazywała wyświetlona nad stołem holomapa.

— Nie jestem pewien, milady — powiedział z wahaniem Rafe Cardones. — Jeśli informacje imperialnego wywiadu są prawdziwe, to jest to niebezpieczny rejon, o którym dotąd nie wiedzieliśmy. Ale to odrębny sektor i Admiralicji może się to nie spodobać… prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy mnie samemu podoba się pomysł takiego rozproszenia sił. Kapitan Truman?

Zapytana wzruszyła ramionami.

— Rozdzielenie sił to rozdzielenie sił: nie będziemy w stanie wspierać się wzajemnie, czy będziemy operować w odrębnych systemach, czy w odrębnych sektorach, Rafe — zauważyła rozsądnie. — A musimy się rozdzielić, bo cztery frachtowce latające razem nie są normalnym obrazkiem w tym obszarze. Większość piratów ma dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy i gdy nas zobaczy, może wyczuć pułapkę i zwiać. A jeśli się to rozniesie, będą przed nami uciekać i nic nie zwojujemy. Jeżeli będziemy działać pojedynczo, zdołamy patrolować znacznie większy obszar. Podoba mi się także pomysł rotacji okrętów: w ten sposób nowe jednostki pojawią się w tych samych systemach, co nie wzbudzi podejrzeń, a równocześnie nasi ludzie unikną rutyny.

— Może tak — zgodził się Rafe. — Ale skoro Imperium tak łatwo nas rozszyfrowało, to czy nie należałoby założyć, że innym też się to może udać? Jeśli piraci dowiedzą się, że w tym rejonie operują statki-pułapki, to albo będą trzymać się z daleka, albo zabiorą się za nas kupą. Pamięta pani te ćwiczenia parami w symulatorach, gdy dowodziłem korsarzami, skipper?

Honor przytaknęła i spojrzała pytająco na Truman.

Ta wzruszyła ponownie ramionami.

— Rafe może mieć rację w obu kwestiach — przyznała — ale odstraszenie jest podstawowym celem, który chcemy osiągnąć. Naturalnie wybicie ich dałoby znacznie trwalszy skutek, ale nie zdołamy tego dokonać tak szczupłymi siłami. Naszym głównym zadaniem jest zmniejszenie strat marynarki handlowej, a odstraszając piratów z najgroźniejszych dotąd sektorów, osiągniemy to. Jeśli chodzi o drugą ewentualność: gdyby zaatakowali kupą, jak to Rafe zgrabnie ujął, nasz pojedynczy okręt, może być różnie. Na pewno poniesiemy straty, a w najgorszym razie stracimy okręt i załogę. Pytanie tylko, po co piraci mieliby się jednoczyć w ataku na tak trudny cel jak Q-ship? Nie zdobędą cennych łupów, za to na pewno poniosą większe straty niż my, nawet jeśli w końcu wygrają. Takie jednoczenie jest wbrew ich zwyczajom i wymaga czasu oraz wysiłku. No i po co mieliby ryzykować walkę, wiedząc, że nic na niej nie zarobią? Przecież napadają na statki dla pieniędzy, nie dla przyjemności.

Honor pokiwała głową, drapiąc siedzącego na jej kolanach Nimitza. Rafe odgrywał rolę adwokata diabła, sprzeczną zresztą z jego własną agresywną naturą. Robił to, bo zadaniem zastępcy było wyszukiwanie słabych punktów w planie kapitana zgodnie z zasadą, że łatwiej o nowy plan niż o nowy okręt. I w jednym miał bezsprzecznie rację — jeśli piraci zaatakują w grupie, pojedynczy Q-ship mógł nie mieć szans na przetrwanie. Ale Alice także miała rację, uważając takie postępowanie za nielogiczne z punktu widzenia piratów.

Problem leżał w danych dostarczonych przez komandora Hausnera, bowiem od czasu, gdy wywiad Królewskiej Marynarki sporządził plan użycia statków-pułapek, sytuacja dość drastycznie się zmieniła. Dotąd statki ginęły pojedynczo lub po dwa pod rząd w systemie Breslau i sąsiadującym z nim sektorze Posnan. Po zdobyciu takiego pechowca czy dwóch piraci wycofywali się, dzięki czemu kilka kolejnych przelatywało bezpiecznie. Teraz ginęły trzy, a nawet cztery frachtowce po kolei w tym samym systemie, a straty w sektorze Posnan przerosły te w sektorze Breslau. Dlatego Honor skłonna była zmienić pierwotne założenia i operować w obu sektorach, a nie tylko w Breslau. Oznaczało by to konieczność dodatkowego rozciągnięcia już i tak zbyt słabych sił, ale nie to było najgroźniejsze. Najbardziej niepokojący był wzrost strat występujących w tych samych systemach w krótkim czasie, bowiem piraci nie powinni być do tego zdolni. Jeżeli, ma się rozumieć, operowali tak jak zazwyczaj, czyli pojedynczo…

Żaden piracki kapitan nie chciał pętać się ze swym łupem, gdyż dwa lecące razem statki wzbudzają większe zainteresowanie niż jeden, dlatego regułą było obsadzanie zdobyczy załogą pryzową specjalnie w tym celu zabieraną i wysyłanie do bazy albo do pasera.

Rzadko która jednostka piracka była jednak na tyle duża, by zabierać na pokład więcej niż dwie czy trzy załogi, chyba że łapano uciekające załogi zaatakowanych statków i zmuszano je do współpracy.

Zwykle w połowie przypadków, załogi zaatakowanych przez piratów statków zdołały uciec, w połowie dostawały się w ich ręce i część ataków tak się właśnie kończyła.

Ale tylko część, bowiem w sumie osiemdziesiąt procent załóg statków należących do Królestwa znikało wraz z ładunkami i statkami. Oznaczało to dwie możliwości, obie niemiłe — albo ktoś celowo niszczył statki wraz z załogami, albo piraci pracowali co najmniej parami, dzięki czemu po ataku jeden pilnował łupu, drugi łapał kutry pinasy i kapsuły ratunkowe, którymi próbowała uciec załoga.

I to był powód stanowiska Cardonesa — zbyt wiele okoliczności wskazywało na to, że piraci przestali działać samotnie. A skoro w jednym systemie mogli natknąć się na kilku piratów działających wspólnie, walka miałaby zupełnie inny przebieg niż w scenariuszu założonym przez Admiralicję.

— Chciałabym wiedzieć, jak Imperium nas rozszyfrowało — odezwała się Truman cicho.

— Ja też — przyznała Honor. — Tego jednak Rabenstrange nie chciał zdradzić i trudno mieć o to do niego pretensję. Już mówiąc, ile wiedzą, poważnie naraził ich siatkę wywiadowczą u nas. Teraz niech nasi spece od kontrwywiadu biorą się do roboty.