Truman skinęła głową, a Honor przetarła oczy zmęczonym gestem.
— I ostatnia kwestia: możliwość, iż te zmiany faktycznie oznaczają, że mamy do czynienia nie z piratami, lecz z korsarzami! „Rządy wyzwoleńcze” Psyche i Lutrell są najbardziej prawdopodobnymi winnymi, bo narozdawały listów kaperskich bez opamiętania. Ale to nie muszą być korsarze, bo nie tylko oni mogą operować w zorganizowanych grupach o sile eskadry.
— Ludowa Marynarka — dodała rzeczowo Truman.
— Właśnie. Ani nasz wywiad, ani imperialny nie natrafiły na najmniejszą choćby wskazówkę, że operują tu ich okręty, ale to nie znaczy, że ich tu nie ma. Ludowa Republika ma na tym obszarze swoje kontakty, jej ambasady nadal są czynne i nie tak trudno byłoby im się po cichu dogadać z gubernatorem któregoś mniejszego systemu w kwestii dostaw zaopatrzenia. Ich wywiad dostarczyłby dane umożliwiające skuteczne ataki, a odpadłby problem, co zrobić z łupem: wysyłaliby zdobycz do siebie lub ją po prostu niszczyli, bo nie o pieniądze by chodziło. Załogi natomiast wysyłaliby z tego prostego powodu, by nikt się nie dowiedział, że tu są. A przede wszystkim tłumaczyłoby to, dlaczego znikają głównie nasze statki.
— Chyba że chodzi im o zmuszenie Admiralicji do wydzielenia poważnych sił, by się nimi zajęły, i osłabienie w ten sposób frontu — zauważyła Alice. — Tego właśnie próbowali ostatnio, kończąc próbą opanowania Yeltsina. Jeśli chcą odciągnąć nasze siły jak najdalej od frontu, nie będą się zbyt długo kryć. Choć z drugiej strony nie sposób koordynować operacje na taką odległość i działanie ich eskadry tutaj może być z założenia długoplanowe, a wtedy będą starali się o utrzymanie swej obecności w tajemnicy, bowiem Admiralicję do działania, o które im chodzi, zmuszą same straty floty handlowej. Jest to, przyznaję, dość mało prawdopodobne, raz dlatego, że mamy znacznie krótszy czas tranzytu dzięki Manticore Junction. Moglibyśmy wysłać tu stosowne siły, zniszczyć ich eskadrę i wrócić, nim wiadomość o tym, że wyruszyliśmy, dotarłaby do Republiki. A bez stałych baz, których nie mają, eskadra taka byłaby skazana na klęskę, gdybyśmy wysłali tu większe siły. Po drugie, wątpię, by chcieli zirytować Imperium, którego bezczynność jest dokładnie tym, o co im chodzi. Niewiele jest skuteczniejszych sposobów, by wepchnąć Imperium w nasze objęcia, jak jawne wysłanie większych sił nad samą jego granicę i to na teren, który Cesarz uważa za swój. W sumie zresztą nie jest aż tak istotne, kto atakuje nasze statki, ważne, że robi to skutecznie.
— Fakt — przyznała Alice.
— Mówię o tej możliwości tylko dlatego, że ma ona spore znaczenie dla nas — kontynuowała Honor. — Jeśli bowiem działa tu eskadra Ludowej Marynarki, to jako przeciwnika będziemy mieli pełnowartościowe okręty wojenne, a nie na poczekaniu uzbrojone w nie wiadomo co jednostki pirackie. Wątpię, by tak było, ale nie możemy pozwolić sobie na zlekceważenie żadnej możliwości. Dlatego cały czas musimy mieć się na baczności i dokładnie sprawdzać, z kim mamy do czynienia, nim podejmiemy walkę. Wydam oficjalny zakaz wdawania się w starcia z każdym okrętem Ludowej Marynarki większym niż ciężki krążownik. Jeśli natkniemy się na coś większego, starajcie się nie zdradzić, że jesteśmy krążownikiem pomocniczym, bo w takim starciu nie mamy szans. Co prawda utrata krążownika liniowego czy pancernika bardziej zaboli ich niż strata Q-shipa nas, ale ani pozostałe nasze okręty, ani Admiralicja nie dowiedzą się o ich obecności tutaj. A ta wiedza jest ważniejsza od zniszczenia okrętu, nawet liniowego.
— Jeśli operują tutaj, to raczej lekkimi siłami — wtrąciła Truman. — Naszych okrętów tu nie ma, toteż nie mieliby z kim walczyć, a po co wysyłać okręty liniowe do zwalczania statków handlowych.
— Jeżeli tak postąpili i jeśli natkniemy się na ich lekkie okręty, to je zniszczymy — zdecydowała bez wahania Honor. — Tyle tylko że ja w zeszłym roku też nie spodziewałam się pancerników w Yeltsinie… Ludowa Marynarka udowodniła, że potrafi używać eskadr lekkich jednostek agresywnie, choć niezbyt skutecznie. Dlatego jeśli spotkamy coś dużego, chcę o tym wiedzieć jak najszybciej. Nie potrzebujemy martwych bohaterów, pamiętajcie o tym. Jeżeli zostaniecie zmuszeni do walki, użyjcie wszystkiego, czego będziecie musieli, i nie martwcie się o zachowanie tajemnicy, ale pamiętajcie, że informacja o okrętach Ludowej Marynarki jest dla wszystkich ważniejsza od zniszczenia jednego z nich. Jasne?
Truman i Cardones przytaknęli. Honor wstała, przesadziła Nimitza z oparcia fotela na swoje ramię i oświadczyła:
— W takim razie bierzmy się do roboty. Punktualnie o trzeciej mam zamiar wyruszyć na pierwszy patrol.
ROZDZIAŁ XV
Klaus Hauptman kiwnął dłonią szoferowi, gdy otworzyła przed nim drzwi limuzyny. Był wściekły, a atmosfera w pojeździe przypominała zbierającą się burzę z piorunami, ale Ludmilla Adams nie bardzo się tym przejmowała. Nie ona była powodem złego humoru szefa i to się liczyło. Hauptman bowiem miał chwalebny zwyczaj, że gdy ktoś go rozzłościł, informował go o tym natychmiast i to nie przebierając w słowach, natomiast nie wyżywał się na innych tylko dlatego, że znaleźli się pod ręką. Czasami jego wybuchy gniewu nie były spowodowane przez nikogo konkretnego, ale dawno temu nauczyła się podchodzić do nich filozoficznie, jak ktoś żyjący w cieniu wulkanu. Poza tym nie zdarzały się często, a Hauptman, choć arogancki egoista, gdy gniew mu przeszedł, starał się wynagrodzić swoim pracownikom wcześniejsze zachowanie. Ma się rozumieć, że nie zawsze tak się działo, tym bardziej, że Hauptman był mściwy i pamiętliwy, ale Ludmilla pracowała u niego ponad dwadzieścia lat i to nie tylko jako osobisty szofer, ale także szef bezpieczeństwa i ochroniarz osobisty. Miała także tę cechę, którą Klaus Hauptman cenił najwyżej — była kompetentna. Dlatego ją szanował, a przez lata wytworzyli odpowiadające obojgu wzajemne stosunki, które skutecznie chroniły ją przed jego atakami wściekłości.
Teraz Hauptman wysiadł z luksusowego wozu na wypieszczony trawnik swej posiadłości, nie odzywając się słowem. Rozłożysta budowla sprawiała wrażenie dwupiętrowej — w rzeczywistości miała dziewięć podziemnych poziomów i garaż. Hauptmanowie ze służbą zajmowali naziemne poziomy, a pod ziemią znajdowały się: bank danych, sekcja komputerowa i cały aparat zarządzający różnorakimi interesami Hauptman Cartel.
Budowa stanowiła połączenie rzymskiej willi i domku myśliwskiego, ale nie był to architektoniczny upiorek — została doskonale wkomponowana w gęsty las porastający większość posiadłości. Naturalnie była to kosztowna „skromność” — normalna wieża mieszkalna byłaby znacznie tańsza, bo łatwiej budować wzwyż niż wkopywać się w głąb. Byłaby także funkcjonalniejsza: kuchni od jadalni nie dzieliłoby pół kilometra. Ale dziadek Klausa zdecydował, że chce mieć domek na wsi, więc go zbudował.
— Będzie pan jeszcze dziś potrzebował wozu, panie Hauptman? — spytała Adams.
— Nie! — warknął i zatrzymał się. — Przepraszam, Milla. Nie chciałem tak się do ciebie odezwać.
— W porządku: robię za odgromnik — odparła bez urazy.
Parsknął śmiechem.
— Mimo to nie powinienem — przyznał i po chwili dodał: — Wóz dziś nie będzie mi potrzebny. Zresztą w ciągu najbliższych dni mogę go również nie potrzebować, bo prawdopodobnie opuszczę Manticore na jakiś czas.
— Mam uprzedzić zespół, żeby byli gotowi?
— Nie. Jeśli polecę, to nie w tego typu podróż — uśmiechnął się, widząc jej uniesione brwi. — Nie mam zamiaru niczego przed tobą ukrywać. Powiem ci o wszystkim wystarczająco wcześnie, tylko najpierw sam muszę wiedzieć, czy opuszczę planetę, czy nie będzie takiej konieczności.