Выбрать главу

— Poczekam — zgodziła się i wcisnęła jeden z przycisków na szerokiej bransolecie obejmującej lewy nadgarstek.

Limuzyna bezszelestnie uniosła się, zamknęła drzwi i odleciała w stronę wlotu podziemnego garażu. Ludmilla zaś ruszyła krok za i krok z boku za Hauptmanem jak przystało agentce ochrony osobistej. Rzeźbione drewniane drzwi otworzył służący. Widząc minę chlebodawcy bez słowa odsunął się z drogi. Gdy Hauptman go minął, uniósł pytająco brew. Adams potrząsnęła przecząco głową i z lekkim uśmiechem pomaszerowała długim korytarzem obwieszonym dziełami sztuki.

— Stacey jest w domu? — spytał Hauptman.

Ludmilla sprawdziła to, łącząc się z komputerem domowym.

— Jest na basenie — odpowiedziała, gdy tylko na ekraniku bransolety wyświetliła się odpowiedź.

— Dobrze. — Klaus przystanął, pociągnął się za ucho i westchnął. — Nie będę cię chyba już dziś potrzebował, bo na wieczór zostajemy w domu. Jeżeli będziesz miała czas i ochotę, miło by mi było, gdybyś zjadła z nami kolację.

— Naturalnie, panie Hauptman — zgodziła się. Potem obserwowała, jak odchodzi korytarzem.

Hauptman stanowił przedziwną mieszaninę wykluczających, zdawałoby się, cech: egoista, choleryk zdolny do czystego chamstwa, do tego arogant i pozbawiony skrupułów manipulator z jednej strony, a łagodny, nawet wspaniałomyślny (jak długo było to na jego warunkach) i kierujący się w życiu żelaznym poczuciem obowiązku w stosunku do swych pracowników z drugiej. Gdyby nie był tak bogaty, jedynym pasującym doń określeniem byłoby „rozpuszczony”, a tak określano go mianem „ekscentryczny”.

Klaus Hauptman maszerował korytarzem nieświadom, iż stał się tematem przemyśleń swojej szefowej bezpieczeństwa. Zaprzątały go inne sprawy i to niezbyt radosne, toteż na centralny dziedziniec wyszedł w raczej poważnym nastroju. Nie licząc dużego basenu na samym środku, dziedziniec był wielkim starannie utrzymanym ogrodem o ścieżkach obsadzonych ziemskimi różami i lokalnymi koronami. Basen miał rozmiary niewielkiego boiska i na samym środku fontannę w formie brązowych ryb z kilku różnych planet. Z ich otwartych pysków leciała woda, szumiąc uspokajająco, a między nimi zastygły także odlane z brązu syreny i trytony.

Hauptman jak zwykle zignorował fontannę, koncentrując uwagę na pływaczce. Miała ciemne włosy tak jak on, ale brązowe oczy po matce. Podobnie jak wysokie kości policzkowe i owalną twarz. Nie była piękna w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale miała oryginalne rysy, co zresztą samo w sobie było wymowne, bowiem dzięki najlepszym biochirurgom w galaktyce mogła zmienić się w boginię. Stać ją było na to, ale Stacey Hauptman zdecydowała się iść przez życie z figurą i twarzą, którą otrzymała od natury. Już samo to świadczyło o tym, że jest to kobieta, która akceptuje siebie i nie musi nikomu niczego udowadniać.

Dopłynęła do brzegu i stanęła, widząc zbliżającego się ojca. Pomachał jej, na co odpowiedziała podobnym gestem.

— Cześć, tato! Nie spodziewałam się, że tak wcześnie wrócisz.

— Sytuacja się skomplikowała. Masz chwilę? Musimy porozmawiać.

— Pewnie.

Podpłynęła do drabinki i wyszła z basenu. Gdy sięgała po ręcznik, wyraźnie było widać grę mięśni — była wysportowana, ale normalnie zbudowana, ze wszystkimi krągłościami tam, gdzie być powinny, i to wyraźnymi. Poczuł znajomą irytację, widząc skąpość jej kostiumu kąpielowego, i uśmiechnął się ironicznie pod własnym adresem — Stacey miała dwadzieścia dziewięć lat standardowych i udowodniła wielokrotnie, że potrafi zadbać o siebie. Co i z kim robiła, było jej sprawą, ale podejrzewał, że każdy ojciec czułby się podobnie. W końcu wszyscy jeszcze pamiętali, co sami wyczyniali w tym wieku.

Podniósł jej płaszcz kąpielowy i pomógł jej go założyć — wieczory bywały o tej porze chłodnawe, a popołudnie zbliżało się powoli ku końcowi. A potem wskazał najbliższy stolik. Usiadła w ogrodowym foteliku, założyła nogę na nogę i przyjrzała się z ciekawością ojcu. Spoważniał, przypominając sobie informację, która tak skutecznie pozbawiła go humoru.

— Straciliśmy następny statek — oznajmił sucho.

Oczy Stacey pociemniały — ojciec użył formy „my” i była ona jak najbardziej odpowiednia, bowiem Klaus wyciągnął stosowne wnioski z błędów popełnionych przez ojca. Eric Hauptman należał do ostatniej generacji nie poddanej procesowi prolongu i upierał się, by osobiście kontrolować swe imperium aż do dnia śmierci. Klaus otrzymał pewną władzę, ale był jedynie jednym z dyrektorów, co spowodowało, iż obejmował korporację nieprzygotowany, a co gorsza pełen złudzeń, że wszystko wie. Dlatego pierwszych kilka lat jego rządów było dla kartelu prawdziwą huśtawką, która jeszcze długo odbijała się czkawką przy rozmaitych okazjach.

Dlatego też, mimo iż miał przed sobą około dwustu lat standardowych aktywności zawodowej, jeżeli nie przydarzy mu się nieszczęśliwy wypadek, postanowił już teraz zabezpieczyć się przed taką ewentualnością. Ożenił się późno, ale doczekał sprytnej, inteligentnej i samodzielnej córki, toteż nie zamierzał dopuścić, by wyrosła na głupią i rozkapryszoną dziedziczkę fortuny ani na sfrustrowaną i nieprzygotowaną jego zastępczynię, która dopiero po jego śmierci będzie miała coś do powiedzenia. Stacey była aktualnie dyrektorem na Manticore B; nadzorowała między innymi olbrzymi dział firmy, jakim było górnictwo w pasie asteroidów, i zawdzięczała tę pozycję własnym umiejętnościom, a nie koneksjom. Od śmierci matki była też jedyną osobą we wszechświecie, którą Klaus całkowicie i bezwarunkowo kochał.

— Który? — spytała.

Klaus Hauptman zamknął na moment oczy.

— Bonaventure — westchnął i skrzywił się, słysząc cichy jęk.

— Załoga? Kapitan Harry? — spytała pospiesznie.

— Prawie cała załoga uratowała się, ale on został na statku. I jego pierwszy oficer także.

— Oh! — jęknęła głośniej i Hauptman zacisnął pięści w bezsilnej złości.

Harold Sukowski był kapitanem jachtu Hauptmanów, gdy Stacey była podrostkiem. Zakochała się w nim na zabój, potem jej przeszło, ale to on nauczył ją podstaw astronawigacji i pomógł uzyskać licencję pilota planetarnego, a potem systemowego. On i jego rodzina byli zawsze dla niej ważni, a nasiliło się to po śmierci matki. Klaus kochał córkę głęboko, ale miał świadomość, że nie zawsze wystarczająco to okazywał, a bogactwo i pozycja miały też negatywny skutek — samotne dzieciństwo. Stacey szybko nauczyła się ostrożnie podchodzić do nowych „przyjaciół”, gdyż często okazywało się, że chodzi im o przyjaźń z jej pieniędzmi, a większość innych, z którymi miała kontakt, to byli pracownicy jej ojca. Sukowski także należał do tych drugich, lecz miał również patent kapitański, więc był kimś. A poza tym nie traktował jej jak księżniczkę, z bajki czy dziedziczkę, największej fortuny w Królestwie Manticore. Nie traktował jej nawet jak swego przyszłego szefa, tylko jak samotną dziewczynę.

Patrzyła w niego jak w obrazek, aż Klaus Hauptman stał się zazdrosny, co go samego zaskoczyło. Zapanował jednak nad tym uczuciem i patrząc z perspektywy czasu, był sobie za to wdzięczny. Nie był najlepszym ojcem dla pozbawionej matki dorastającej dziewczyny, a rodzina Sukowskiego pomogła wypełnić powstałą po śmierci matki pustkę w jej życiu. Kiedy zdał dowództwo jachtu, było jej przykro, ale pociechę stanowiła świadomość, że otrzymał frachtowiec prosto ze stoczni. Był to właśnie Bonaventure. Zaciągnęła ojca na przyjęcie z okazji oddawania statku do służby i podarowała Sukowskiemu zabytkowy sekstans. Zrewanżował się, wpisując ją jako nadliczbowego członka na listę załogi swego nowego statku, dzięki czemu znalazła się w grupie wybrańców zwanych „właścicielami kilu”.