— Słodki Boże! — mruknął LaFollet i otrząsnął się jak pies wychodzący z wody.
— Dlatego chciałam tego typka przestraszyć. Jeśli gubernator go wypuści i da nowy okręt, chcę, żeby się pocił za każdym razem, gdy kogoś zaatakuje. I dlatego też nim go oddamy, on i jego załoga usłyszą jeszcze jedną nowinę.
— Jaką, milady?
— Że właśnie wykorzystali swoją szansę na przeżycie. Jeśli złapię ich drugi raz, każdy wyleci przez śluzę ze strzałką z pulsera w głowie — odparła rzeczowo i LaFollet nie wątpił, że dotrzyma słowa.
W kabinie zapadła chwila ciszy, przerwana pytaniem Honor:
— Zaskoczyłam cię?
Kiwnął głową.
— Cóż, nie jest to coś, co chciałabym robić, ale mam zlikwidować piractwo w tej okolicy i nie będę się dziesięć razy uganiała za tą samą bandą, tym bardziej, że oni już wiedzą, jak wyglądamy. Poza tym piraci to złodzieje i mordercy… Ta banda, o której przed chwilą ci mówiłam… gdy ich złapałam drugi raz, właśnie zamordowali dziewiętnaście osób. Dziewiętnastu ludzi, których jedyną „winą” było posiadanie czegoś, co tamci chcieli mieć. Gdybym wykonała wyrok za pierwszym razem, gdy ich złapałam, te dziewiętnaście osób by żyło… — potrząsnęła głową, przyglądając mu się zimnymi jak przestrzeń oczyma. — Dam władzom szansę, by uporały się z własnymi śmieciami. To sprzedajne gnojki, ale to ich system i należy im się odrobina zaufania. A może ten gubernator jest akurat uczciwy… ale będzie miał tylko jedną szansę, by to udowodnić.
ROZDZIAŁ XVII
MacGuiness zebrał na tacę naczynia po deserze i nalał świeżej kawy gościom, a kakao Honor.
— Życzy pani sobie jeszcze czegoś, milady? — spytał.
— Poradzimy sobie, Mac. Zostaw tylko dzbanek z kawą gdzieś, gdzie ci barbarzyńcy będą w stanie go znaleźć.
— Dobrze milady — potwierdził z szacunkiem Mac, lecz nim zniknął w kuchni, posłał jej wyrażające naganę spojrzenie.
— „Barbarzyńcy” to nie za ostra klasyfikacja? — spytał niewinnie Rafe.
— Skądże znowu — zaprotestowała radośnie Honor. — Każda cywilizowana jednostka o jako takim smaku musi zdać sobie sprawę, że kakao pod każdym względem przewyższa kawę jako napój. Wszyscy poza barbarzyńcami o tym wiedzą.
— Aha — Cardones uśmiechnął się promiennie. — To znaczy, że nie czytała pani tego artykułu w „Landing Times” o ulubionym gatunku kawy Jej Wysokości?
Honor zakrztusiła się kakaem, a zebrani parsknęli śmiechem. Odstawiła kubek, otarła usta serwetką i spojrzała groźnie na wcielenie niewinności spoglądające na nią radośnie.
— Oficerowie, którzy próbują być mądrzejsi od swych kapitanów, mają przed sobą krótką karierę, panie Cardones — poinformowała go.
— Mówi się trudno, ma’am. Przynajmniej picie kakao jest mniej odrażającym nałogiem niż żucie gumy.
— Ty się rzeczywiście prosisz o kłopoty — oceniła Susan Hibson.
Po czym spokojnie sięgnęła do kieszeni, wyjęła paczkę gumy do żucia i prowokacyjnie wolno odpakowała jedną, włożyła do ust i powoli zaczęła żuć. Cardones wzruszył bezradnie ramionami z miną uciśnionej niewinności, ale widząc błysk w jej zielonych oczach, nie podjął wyzwania.
Wokół stołu rozbrzmiała kolejna fala śmiechu.
Honor rozsiadła się wygodniej i założyła nogę na nogę. Ta kolacja była formą uczczenia pierwszego zwycięstwa i cieszyła się, że upłynęła w luźnej i wesołej atmosferze. Poza Tschu i Kanehamą w przestronnej jadalni kapitańskiej obecni byli wszyscy starsi oficerowie okrętu. Kanehama miał wachtę, a Tschu w ostatniej chwili zatrzymały jakieś problemy w siłowni numer jeden. Nie wyglądały na zbyt poważne, ale podobnie jak Honor Tschu wyznawał zasadę, że należy się zajmować problemami natychmiast, gdy się pojawią, a nie dopiero wtedy, gdy stają się krytyczne.
— Jak poszło z gubernatorem, ma’am? — zainteresowała się Jennifer Hughes.
— Idealnie… w teorii.
— W teorii, ma’am? — powtórzyła zdziwiona Hughes.
— Gubernator Hagen zamknął ich jak należy w areszcie i podziękował, tylko coś dziwnie spieszno mu było, żebyśmy sobie już odlecieli. — Honor spojrzała na Hibson, która dowodziła konwojem.
Piraci zostali dostarczeni skuci, zgodnie z przepisami, ale Susan Hibson była zbyt doświadczonym oficerem Korpusu, by pewne drobiazgi nie wzbudziły jej podejrzeń… mimo że nie miała treecata, który przekazywałby jej uczucia innych. Na przykład olbrzymiej ulgi tłustego kapitana na widok gubernatora. Co zdecydowanie nie należało do normalnych odczuć przestępcy na widok sędziego.
— Faktycznie, strasznie mu się spieszyło — potwierdziła Hibson z niesmakiem. — I nie spodobała mu się pani decyzja o zniszczeniu ich okrętu, ma’am. Zauważyła pani?
— Zauważyłam i nie uwierzyłam, że chciał go przekazać celnikom na patrolowanie… cóż, nie pierwszy raz nas to spotyka, zgadza się? Obawiam się, że przeżyję jego niezadowolenie, natomiast oni nie przeżyją, jeśli, jak podejrzewam, gubernator ich wypuści i da inny okręt.
— To znaczy, że mówiła pani poważnie o tym, co ich czeka przy powtórnym spotkaniu, ma’am? — spytała Hibson i widząc potakujący gest Honor, dodała z satysfakcją: — To dobrze.
Susan Hibson mierzyła nieco mniej niż sto sześćdziesiąt centymetrów i była drobnej budowy, ale w jej rysach, a zwłaszcza w oczach nie było nic miękkiego. Była Marine do szpiku kości, a Marine nienawidzili piratów. Honor podejrzewała, że istotnym elementem tej nienawiści był fakt, iż to oni stanowili większość grup abordażowych i jako pierwsi mogli naocznie przekonać się, jakie zbrodnie popełniali piraci na pokładach zdobytych okrętów.
— Osobiście wolałabym ich nie rozstrzeliwać: to zajęcie dla katów, nie dla Marines — odezwała się po chwili Honor — ale jeśli okaże się to jedynym sposobem fizycznego uniemożliwienia im powrotu do zawodu, to nie będziemy mieli wyjścia. I tak najpierw ich uczciwie osądzimy. Z pragmatycznego punktu widzenia może się okazać, że będziemy musieli zrobić to tylko raz: reszcie wystarczy świadomość, że nie żartujemy.
— To podobnie jak ze szczepieniem profilaktycznym, milady — dodała ciemnowłosa chirurg komandor porucznik Angela Ryder słynąca z roztargnienia objawiającego się częstym noszeniem lekarskiego kitla zamiast uniformu. — Nie lubię zabijania ludzi, ale jeśli ta lekcja zadziała, to w ogólnym rozrachunku będziemy zmuszeni zabić ich znacznie mniej.
— O to właśnie mi chodzi, Angie — potwierdziła Honor. — Jak miałam poprzednio okazję zauważyć, piratami zostają dość specyficzni ludzie. Są przekonani, że są zbyt dobrzy, zbyt sprytni i mają zbyt wiele szczęścia, by skończyć jako nieboszczycy po złapaniu przez władze i po procesie. Wiedzą naturalnie, że części z nich przytrafia się podobny finał, ale jest to wiedza teoretyczna, bowiem im samym nic się nie może przytrafić. I przykro to przyznać, ale większość ma rację, choć nie jest to ich zasługa. Konfederacja obejmuje sferę o średnicy stu pięciu lat świetlnych, czyli obszar jakichś sześćdziesięciu tysięcy lat sześciennych. Bez skutecznej i uczciwej administracji i władz lokalnych, które przeganiałyby ich z kolejnych planet, piraci zawsze znajdą jakąś dziurę, gdzie będą mogli urządzić sobie bezpieczną kryjówkę. Poza tym w przytłaczającej większości to i tak wynajęte zbiry.