Выбрать главу

Wstał, podszedł do szafy i wyjął z niej skafander próżniowy — zgodnie z nowymi zwyczajami towarzyszowi kapitanowi nie przysługiwał już towarzysz steward, ale to akurat mu nie przeszkadzało, bo i tak zwykł radzić sobie sam. Sprawdził kontrolki i założył skafander, działając całkowicie odruchowo, myślami bowiem był gdzie indziej. Wbrew temu, co powiedział Jourdainowi, szansa na odszukanie jednego konkretnego pirata nie była duża. Wyglądało na to, że tym razem mu się udało, ale pozostała druga kwestia. Zgodnie z danymi wydobytymi z komputera Erewhona okręt piracki był mniejszy i słabiej uzbrojony niż Vaubon, toteż nie było wątpliwości, czy zdoła go zniszczyć. Ale celem nie było zniszczenie, lecz zdobycie tej jednostki i to na tyle szybko i na tyle całej, by dało się wyczyścić zawartość jej komputerów. A to było już znacznie trudniejszym zadaniem.

Uszczelnił skafander, złapał hełm i ruszył ku drzwiom. Chciał tych zboczeńców żywych i chciał informacji — by to uzyskać, gotów był sporo zaryzykować, ale nie wszystko. Cała ta banda i możliwe do zdobycia dane nie były bowiem warte życia choćby jednego członka jego załogi…

* * *

— Wygląda na to, że zdołaliśmy go nabrać, przynajmniej chwilowo… — oznajmiła zamiast powitania MacMurtree, gdy Caslet wyszedł z windy i skierował się do swego fotela. — Pojawił się prawie dokładnie za naszą rufą: namiar 177, ale wyżej, więc wszystko co widzi, to nasz ekran. Nie jest w stanie dostać żadnego odczytu radarowego czy optycznego naszego kadłuba.

— Doskonale. — Caslet zaczepił hełm na prowadnicach fotela kapitańskiego i podszedł do głównego ekranu taktycznego.

Pirat zbliżył się prawie o milion mil i gnał z przyspieszeniem prawie pięciuset g. Vaubon leciał z prędkością trzynastu tysięcy ośmiuset kilometrów, kierując się ku gwieździe klasy F6 zwanej Sharon’s Star z przyspieszeniem sto dwa g. Caslet przyjrzał się projekcjom przewidywanych kursów i spojrzał na oficera astronawigacyjnego.

— Kiedy nas przechwyci?

— Przy obecnych przyspieszeniach za czterdzieści pięć minut, ale miałby wtedy przewagę prędkości prawie dwunastu tysięcy kilometrów na sekundę — odparł porucznik Simon Houghton.

— Rozumiem. — Caslet przyglądał się ekranowi jeszcze przez parę sekund, a potem podszedł do swego fotela.

W drugim identycznym i stojącym obok siedział już komisarz.

— To na pewno ci, o których nam chodzi, towarzyszu komandorze? — powitał go Jourdain.

— Jeżeli Shannon mówi, że to oni, to na pewno ma rację. Poza tym jak dotąd samo ich zachowanie to potwierdza. Robią dokładnie to, czego chcemy; byle tylko postępowali tak nadal.

— A jak to osiągniemy? — ton był złośliwy, ale i szczerze zaciekawiony, toteż Caslet uśmiechnął się lekko i wyjaśnił:

— Żaden sensor nie potrafi pozyskać odczytu przez ekran, towarzyszu komisarzu. Jedyne, co ścigający może w tej chwili znać, to nasze aktywne emisje, a Shannon i nasz pierwszy mechanik zadali sobie sporo trudu, by wszystkie wyglądały jak u typowego frachtowca. Naturalnie nie bylibyśmy w stanie oszukiwać długo porządnego okrętu wojennego, zwłaszcza gdyby kapitan był podejrzliwy, ale mamy do czynienia z piratami, którzy w dodatku spodziewają się, że mają do czynienia z kolejnym statkiem handlowym. Powinni trwać w tym przekonaniu tak długo, jak długo nie zrobimy czegoś, co wzbudziłoby ich podejrzenia. Albo dopóki nie będą w stanie obejrzeć naszego kadłuba. Na szczęście są wyżej i uniemożliwia im to ekran. Nie możemy liczyć, że tak pozostanie do końca, ale daje nam to doskonałą okazję do dłuższego stosowania różnych trików, by ten stan utrzymać, nie wzbudzając ich podejrzeń. Jeśli zgramy to dobrze w czasie, to ustawimy się tak, by gdy ich „zobaczymy”, zacząć uciekać, nie dając im jednocześnie okazji do obejrzenia naszej rufy. Jeżeli teraz lecą z maksymalnym przyspieszeniem, a na to wygląda, to mamy nad nimi dziesięć g przewagi, ale by okazała się ona skuteczna, muszą znaleźć się znacznie bliżej. Obecnie nadal mogą nam uciec do granicy nadprzestrzeni, gdybyśmy po prostu ujawnili, kim jesteśmy, i rozpoczęli pościg. Jeżeli jednak zachowamy się jak przestraszony frachtowiec, nadal będą nas gonić i zwolnią, by móc nas, czy to ostrzelać, czy wziąć abordażem. A wtedy będziemy ich mieli dokładnie tam, gdzie chcieliśmy od samego początku.

— I wtedy ich rozwalimy! — dokończył z nieukrywaną satysfakcją towarzysz komisarz.

Jourdain dokładnie obejrzał nagrania kapitana Branscombe’a, co skutecznie rozwiało jego wątpliwości co do negatywnych skutków likwidacji piratów ze względu na wysokość strat floty handlowej Królestwa. Stanowiło to kolejny dowód, iż był zbyt uczciwy jak na zadanie zlecone mu przez bezpiekę, ale na to Caslet akurat nie zamierzał narzekać. Natomiast uznał, iż nadszedł czas, by nieco zaktualizować wnioski i pragnienia Jourdaina.

— I wtedy możemy ich rozwalić — zgodził się. — Natomiast wolałbym zdobyć ich jednostkę w miarę nieuszkodzoną.

— Nieuszkodzoną? — zdziwił się Jourdain. — To będzie znacznie trudniejsze!

— Zgadza się, ale w ten sposób dostaniemy zawartość ich baz danych i będziemy w stanie określić, ilu podobnych zboczeńców liczy cała banda i gdzie się gnieździ.

Przy odrobinie szczęścia być może uzyskamy wystarczające dane o innych ich okrętach, by mocje zidentyfikować w razie spotkania. Informacja to druga najgroźniejsza broń znana człowiekowi, towarzyszu komisarzu.

— Druga? A co w takim razie jest pierwszą, towarzyszu komandorze?

— Zaskoczenie — odparł miękko Caslet. — A to już mamy.

Pirat zbliżał się ciągle, a Vaubon leciał prosto ku Sharon’s Star. W ten sposób minęły trzydzieści cztery minuty i odległość zmniejszyła się do siedmiu milionów kilometrów. Piracka jednostka osiągnęła przewagę prędkości dziesięciu tysięcy kilometrów na sekundę, co według Casleta było przewagą, gdyż nawet przy tak niskim przyspieszeniu, jakie ujawnił Vaubon, nagła zmiana kursu oznaczałaby, że pirat minie go z prędkością względną ponad sześciu tysięcy kilometrów na sekundę za czternaście minut trzydzieści sekund i będzie potrzebował kolejnych dwudziestu sześciu minut na wytracanie prędkości do relatywnego zera względem celu. W tym czasie odległość między nimi zwiększy się do dziewięciu i pół miliona kilometrów i pogoń będzie musiała zacząć się od nowa. Naturalnie wynik był przesądzony — „frachtowiec” musiał przegrać, gdyż pirat dysponował większym przyspieszeniem, ale przeciągało to całą sprawę i zwiększało niewielkie, ale jednak istniejące niebezpieczeństwo pojawienia się w okolicy jakiegoś okrętu. Szansę na to były astronomicznie nikłe, jednak istniały, i fakt, iż piraci nie wzięli tego pod uwagę, świadczył wyraźnie o braku ich fachowości.

Z drugiej strony nawet tak niekompetentna banda nie będzie zwiększać prędkości w nieskończoność, tym bardziej, że gdy zbliżą się o kolejny milion kilometrów, nawet zużyte sensory frachtowca będą musiały ich dostrzec. Oznaczało to, że szybko dadzą znać o swojej obecności…

— Odpalili rakiety! Mam dwie, skipper, po jednej z każdej burty.

— Doskonale. Ster, wykonać uzgodniony plan.

— Aye, aye, sir. Rozpoczynam uniki.

Dziób lekkiego krążownika skierował się w dół, a okręt obrócił się na prawą burtę. Dzięki temu zszedł z kursu rakiet i osłonił się przed nimi dennym ekranem, czyli jedyną osłoną, jaką dysponowałby frachtowiec. Pomimo dużej odległości prędkość napastnika powodowała bowiem, że Vaubon znajdował się w zasięgu rakiet mogących jeszcze manewrować. W takiej sytuacji prawdziwy frachtowiec mógł jedynie robić uniki, o co zresztą chodziło atakującym. Rakiety nawet nie zmieniły kursu — leciały po prostej i gdy dotarły do miejsca, gdzie w chwili ich wystrzelenia znajdował się Vaubon, eksplodowały. Miały konwencjonalne głowice nuklearne, ale ich znaczenie było oczywiste.