— Może z ich bazy danych dowiemy się więcej — wyraził przypuszczenie Jourdain.
MacMurtree potrząsnęła smętnie głową.
— Nic z tego, towarzyszu komisarzu; otrzymałam meldunek od Simons tuż przed spotkaniem. Trafienie w mostek zniszczyło całkowicie bazę danych o ich okrętach i działaniach, a z dziennika pokładowego wiemy, gdzie operowali w tym rejsie, ale o położeniu bazy nie wiemy nic, ponieważ tam, gdzie dane się zachowały, mowa jest tylko o „bazie”, bez żadnych szczegółów.
— W takim razie zapytajmy załogę. — Jourdain uśmiechnął się zimno. — Jeśli obiecamy darować życie temu, który powie, gdzie jest baza, nie powinniśmy zbyt długo czekać na ochotnika.
— Możemy spróbować — zgodził się Caslet i westchnął ciężko. — A więc wyjaśniło się coś, co dotąd nie miało sensu.
Jourdain spojrzał na niego pytająco, wobec czego wyjaśnił.
— Ta grupa, mimo że z pozoru przypomina bandę maniaków, działa zgodnie z procedurami przyjętymi we wszystkich marynarkach w galaktyce, jeżeli chodzi o zachowanie tajemnicy operacyjnej. Dlatego w dzienniku pokładowym nie ma żadnych informacji dotyczących bazy, a nikt z załogi poza oficerami nie ma pojęcia, gdzie ona się znajduje. Większość oficerów została oddelegowana do dowodzenia pryzami wziętymi w tym rejsie, a astrogator, pierwszy i kapitan zginęli na mostku, gdy stracił on hermetyczność. Nikt z pozostałych przy życiu nie wydaje się wiedzieć więcej, a żaden człowiek nie zdoła powiedzieć tego, czego nie wie…
— …nawet żeby uratować życie — dokończył Jourdain.
— Właśnie. — Caslet zamyślił się i potarł szczękę, po czym uaktywnił holoprojektor. Nad stołem pojawiła się mapa z podświetlonymi niektórymi systemami.
Następnie usiadł wygodniej i pogwizdując, podziwiał własne rękodzieło.
— Jakiś pomysł, towarzyszu komandorze? — spytał wreszcie Jourdain, gdy milczenie zbytnio się przeciągało.
— Nawet kilka, towarzyszu komisarzu. Na ich trop wpadliśmy tutaj, w Arendscheldt, potem lecieliśmy za nimi do Sharon’s Star. Według dziennika pokładowego przed Arendscheldt próbowali szczęścia w systemach Sigma i Hera, a wcześniej zdobyli statek w Creswell, gdzie wykorzystali ostatnią załogę pryzową. Wcześniej byli w układzie Socum, gdzie nic nie zdobyli. To prawie pełne koło, a skoro przed atakiem na konwój, o którym mówił Sukowski, mieli spotkać się z innymi jednostkami, to uważam, że kierowali się albo do systemu Magyar, albo Schiller. To także sugerowałoby, że ich baza leży gdzieś dalej na południowym zachodzie. Z tym, że dokładniejsze określenie będzie znacznie bardziej problematyczne.
— Hmm — komisarz przyglądał się holomapie przez kilka sekund — zgadzam się, że to logiczne. W takim razie Magyar czy Schiller?
— Schiller — Caslet uśmiechnął się. — Magyar jest co prawda bliżej o dobrych dwadzieścia lat świetlnych i gdyby nie Sukowski, twierdziłbym, że to logiczniejszy kolejny cel dla nich, ale Schiller znajduje się bliżej systemu Posnan. Jeśli udamy się tam natychmiast, powinniśmy zastać tam inny ich samotny okręt. Jeśli go zdobędziemy, przy odrobinie szczęścia dowiemy się, gdzie znajduje się ich baza.
— A jeśli będzie ich więcej?
— Nie odczuwam jakoś skłonności samobójczych, towarzyszu komisarzu — odparł spokojnie Caslet. — Jeśli będzie ich więcej, nie będę wdawał się z nimi w walkę, chyba że będzie to absolutnie konieczne. Schiller jest atrakcyjniejszy z jeszcze jednego powodu: mamy tam konsulat, czyli powinna znajdować się tam jednostka kurierska. Możemy jej użyć do przekazania informacji towarzyszowi admirałowi Giscardowi. Wtedy dostanie je szybciej, niż gdybyśmy sami tam polecieli.
— Fakt — przyznał Jourdain. — I doskonały pomysł, towarzyszu komandorze.
— W takim razie lecimy do systemu Schiller?
— Tak — zgodził się Jourdain. — Na pewno tak.
— Słyszałaś, Allison? — spytał Caslet. — Powiedz Simons, żeby kończyła tak szybko, jak będzie w stanie, a potem dopilnuj rozmieszczenia ładunków. Mam zamiar wyruszyć nie później niż za dwie godziny.
ROZDZIAŁ XX
— Jezu, Aubrey! Co ci się stało?
Aubrey otworzył oczy i dostrzegł nad sobą zatroskaną twarz Ginger Lewis. Pierwszym uczuciem, jakie pojawiło się w jego skołatanej głowie, było zdziwienie. Co też ona robi w kabinie, którą dzielił z trzema innymi młodymi podoficerami? Następnie zaczął się zastanawiać, czym jest tak zaniepokojona. Dopiero potem przypomniał sobie, że leży na obserwacji w izbie chorych z powodu wstrząsu mózgu.
— Upadłem — oznajmił niezbyt wyraźnie z powodu opuchniętych warg i zatkanego nosa.
Poczuł ból i zamknął oczy. Porucznik chirurg Holves twierdził, że przyspieszone gojenie w ciągu najbliższych dwóch dni zlikwiduje co bardziej spektakularne ślady, ale proces dopiero się rozpoczął i jak na razie czuł się cały poobijany. Poza tym złamany nos i popękane żebra nie zagoją się w dwa dni, a to bolało go najbardziej.
— Gówno prawda! — oceniła rzeczowo. — Nie pleć bzdur, Aubrey. Ktoś spuścił ci lanie i zrobił to fachowo.
Aubrey zamrugał oczami, zaskoczony jej wyrazem twarzy — była na niej wypisana żądza mordu i nie bardzo rozumiał dlaczego. W końcu to nie ją sprali na kwaśne jabłko.
— Upadłem — powtórzył z uporem godnym lepszej sprawy. Wiedział, że musi trzymać się tej wersji i że to ważne, choć nie bardzo chwilowo mógł sobie uświadomić dlaczego… a potem przypomniał sobie wszystko.
— Potknąłem się i upadłem, i… — wzruszył ramionami i skrzywił się, gdyż ruch wywołał silny ból.
— Kłamiesz — powiedziała spokojnie Ginger. — Masz dwa pęknięte żebra, a porucznik Holves twierdzi, że co najmniej trzy razy walnąłeś głową o pokład. Teraz gadaj, kto ci to zrobił, a potem jego dupa należy do mnie!
Aubrey wytrzeszczył oczy, próbując przyswoić sobie nową rewelację — Ginger była wściekła z powodu tego, co mu się przytrafiło. Zawsze ją lubił i nawet teraz jej troska sprawiła mu przyjemność, która przyniosła nieco lodowaty wszechobecny strach przed Steilmanem. Problem polegał na tym, że nie mógł narażać na niebezpieczeństwo kogoś, kto był przyjacielem.
— Zapomnij o tym — bez powodzenia spróbował mówić pewniejszym głosem. — To nie twoja sprawa.
— Właśnie, że moja! — warknęła przez zaciśnięte zęby. — Po pierwsze, jesteś moim przyjacielem. Po drugie, to się wydarzyło w sekcji maszynowej, a to moje podwórko. Po trzecie, bandyci, którzy dla rozrywki biją ludzi, potrzebują nauczki. Po czwarte, jestem bosmanmatem i do mnie należy dawanie takich nauczek. Więc gadaj, kto to był!
— Nie. Nie mogę. Trzymaj się od tego z daleka, Ginger.
— Nie zmuszaj mnie… dobra, rozkazuję ci, żebyś mi powiedział! — powiedziała głośniej.
Aubrey potrząsnął jedynie przecząco głową z uporem godnym muła. Ginger spojrzała nań wściekle, ale nim zdążyła coś powiedzieć, obok pojawił się porucznik Holves.
— Wystarczy — stwierdził stanowczo. — Musi odpocząć. Proszę wrócić za dziesięć czy dwanaście godzin, wtedy będzie można sensowniej z nim porozmawiać.
Ginger przyglądała się mu przez chwilę, po czym wzięła głęboki oddech i przytaknęła niechętnie.
— Dobrze, sir. A ty, Aubrey, zacznij myśleć. Obojętne, czy mi powiesz czy nie — i tak się dowiem, kto to zrobił.
A gdy się dowiem, będzie mógł pocałować swoją dupę na do widzenia.
Odwróciła się i wyszła.
Holves obserwował ją, a gdy zniknęła za drzwiami, potrząsnął głową, spojrzał na Aubreya i powiedział rzeczowo: