— Nie jestem pewna, czy…
— Och, nie musisz się niczym przejmować. To nie jest niebezpieczne! Do przezczaszkowej magnetycznej stymulacji używam pola magnetycznego o indukcji tylko jednej mikrotesli. Obracam je wokół płatów skroniowych w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i, tak jak mówiłam, niemal wszyscy ludzie — to znaczy przedstawiciele Homo sapiens — którzy biorą w tym udział, doświadczają jakiegoś mistycznego przeżycia.
— Jakie… jakie to uczucie? — spytała Mary.
— Wybacz nam na moment — powiedziała Veronica do Pontera i wzięła Mary na bok, tak by neandertalczyk nie słyszał, o czym mówią. — Podczas doświadczenia pojawia się wrażenie, że jakaś istota stoi za tobą lub obok ciebie. Sama forma zależy od przekonań badanego. Fanatyk UFO poczuje obecność kosmity. Ktoś wierzący być może uzna, że widzi samego Chrystusa, a osoba, która niedawno straciła kogoś bliskiego, może zobaczyć zmarłego. Niektórzy opowiadają, że poczuli dotyk aniołów lub Boga. Oczywiście doświadczenie jest całkowicie kontrolowane, a testowani są w pełni świadomi tego, że znajdują się w laboratorium. Ale pomyśl tylko, jak to jest, kiedy podobny efekt pojawia się późnym wieczorem u prostaczka, który znajduje się na jakimś pustkowiu. Albo u kogoś, kto modli się w kościele, meczecie bądź synagodze. Wtedy coś takiego pewnie zwaliłoby cię z nóg.
— Ale ja naprawdę nie chciałabym…
— Proszę. Nie wiem, kiedy nadarzy się kolejna okazja poddania neandertalczyka takiemu eksperymentowi, a muszę najpierw mieć punkt odniesienia.
Mary odetchnęła głęboko. W końcu Reuben uznał procedurę za bezpieczną, no i nie chciała sprawić zawodu tej młodej i pełnej zapału kobiecie, która miała o niej tak wysokie mniemanie.
— Proszę, Mary — powtórzyła Veronica. — Jeśli moje założenia są słuszne, będzie to dla mnie ogromny krok naprzód.
Kanadyjki podbijające szturmem świat. Jak Mary mogła odmówić?
— W porządku — zgodziła się niechętnie. — Zaczynajmy.
Rozdział 7
Nasza siła to zamiłowanie do podróży, ciekawość świata, chęć odkrywania i poszukiwania, pogoń za przygoda…
— Wszystko w porządku? — Głos Veroniki Shannon rozległ się z głośnika tuż obok ucha Mary. — Jest ci wygodnie?
— Tak — powiedziała do małego mikrofonu przyczepionego do bluzki. Siedziała w miękkim fotelu wewnątrz ciemnej kabiny wielkości małej łazienki. Zanim zgasły światła, zauważyła, że ściany pokryte są niewielkimi piramidami z szarej pianki. Domyśliła się, że to izolacja wygłuszająca.
Veronica kiwnęła głową.
— No dobrze. To będzie zupełnie bezbolesne… ale jeśli w którymś momencie zechcesz, abym wyłączyła urządzenie, po prostu daj mi znak.
Mary miała na głowie żółty kask, prawdopodobnie przerobiony z motocyklowego, z solenoidami przymocowanymi po bokach, na wysokości skroni. Nakrycie głowy było połączone wiązką przewodów z urządzeniami ustawionymi przy jednej ze ścian.
— No to do dzieła — oznajmiła Veronica.
Mary sądziła, że usłyszy jakieś brzęczenie lub poczuje łaskotanie przy uszach, ale niczego nie zarejestrowała. Tylko ciemność, ciszę i…
Poczuła napięcie w karku. Przygarbiła ramiona. Ktoś był w komorze razem z nią. Nie widziała go, ale czuła, jak jego oczy wpijają się w tył jej czaszki.
„To idiotyczne” — pomyślała. Zwykła siła sugestii. Gdyby Veronica nie przygotowała jej na to, na pewno niczego by nie wyczuła. Chryste, czasami zdumiewało ją to, na jakie dziwaczne badania można było zdobyć fundusze. Byle jaka sztuczka i…
Och, już wiedziała, kto jej towarzyszy… kto jest z nią w tej komorze.
Nie był to żaden on lecz ona.
Maria.
Dziewica.
Matka Boska.
Mary jej nie widziała… niezupełnie. Tylko bardzo, bardzo jasne światło przesuwało się zza jej pleców do przodu — blask, który nie raził w oczy. Nie miała jednak żadnych wątpliwości, kto to jest. Czystość, spokój, mądrość i łagodność. Zamknęła oczy, ale światło nie znikło.
Maryja.
Mary otrzymała imię na jej cześć i…
I w tej chwili włączył się jej ścisły umysł. Nic dziwnego, że zobaczyła właśnie Maryję. Gdyby była Meksykaninem o imieniu Jesus, być może wydawałoby jej się, że widzi Chrystusa. Gdyby miała na imię Teresa, pewnie poczułaby obecność Matki Teresy. Poza tym, nie dalej jak wczoraj rozmawiała z Ponterem o Najświętszej Marii, więc…
Ale nie.
Nie, to nie było to.
Nie miało znaczenia, co podpowiada jej logika.
W głębi serca czuła, co to za blask.
Jej dusza to wiedziała.
To była Maria, matka Jezusa.
„Dlaczego nie?” — pomyślała Mary. To nic, że znajdowała się na uniwersytecie, w laboratorium, w kabinie badawczej.
Zwykle sceptycznie podchodziła do współczesnych objawień i cudów, ale jeśli rzeczywiście się zdarzały, to Dziewica Maria mogła pojawić się wszędzie.
Przecież podobno zjawiła się w portugalskiej Fatimie.
I dotarła do Lourdes we Francji.
I do Guadalupe w Meksyku.
I La Vang w Wietnamie.
Dlaczego więc nie do Sudbury w Ontario?
Dlaczego nie na tutejszy uniwersytet?
Może nawet mogła przemówić do Mary?
Nie. Nie. W obecności Matki Boskiej należało zachować pokorę, idąc za jej wspaniałym przykładem.
Tylko…
Tylko czy rzeczywiście takie dziwne było to, że Dziewica pokazała się właśnie jej? Przecież Mary wybierała się na inny świat — świat, który nie znał Boga Ojca, świat, który nie miał pojęcia o boskim synu, Jezusie, świat, którego nigdy nie dotknął Duch Święty. To naturalne, że Marię z Nazaretu zainteresowała osoba, którą czekała taka podróż!
Czysta, jasna postać przesuwała się teraz na lewo od Mary. Unosiła się, nie dotykając ziemi.
Jakiej ziemi? Znajdowali się w piwnicy. Tu nie było ziemi.
Mary tkwiła przecież w laboratorium!
Jej mózg reagował na przezczaszkową stymulację magnetyczną.
Znowu zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki, ale to niczego nie zmieniło. Nadal czuła jej obecność.
Jej cudowną, cudowną obecność …
Otworzyła usta, żeby odezwać się do Błogosławionej Dziewicy i…
I nagle widzenie znikło.
Mimo to Mary ogarnęła euforia. Nie czuła się tak od pierwszej eucharystii po bierzmowaniu, kiedy jeden jedyny raz w życiu miała wrażenie, że wstępuje w nią duch Chrystusa.
— I jak? — usłyszała kobiecy głos.
Zignorowała to ostre, niemiłe wtargnięcie w jej nabożne skupienie. Chciała sycić się tą chwilą, zatrzymać ją… choć ona odpływała jak senne marzenie, którego Mary nie potrafiła przekuć w świadomą myśl, zanim zniknie zupełnie…
— Mare — rozległ się inny, niższy głos — nic ci nie jest?
Znała ten głos. Kiedyś tak bardzo pragnęła znowu go usłyszeć, ale teraz, w tej chwili — dopóki trwała — chciała jedynie ciszy.
Tylko że ona tak szybko blakła. Jeszcze dwie sekundy, jedna… Drzwi do kabiny się otworzyły i światło — fluorescencyjne, surowe i sztuczne — wdarło się do wnętrza. Do środka weszła Veronica Shannon, a za nią Ponter. Młoda kobieta zdjęła Mary kask.
Ponter pochylił się ku ukochanej i krótkim, szerokim kciukiem wytarł jej policzek. Potem odsunął dłoń i pokazał jej, że kciuk jest mokry.
— Nic ci nie jest? — spytał raz jeszcze.