Lonwis wyciągnął rękę i ujął dłoń Louise tak, jakby podnosił budzący niesmak przedmiot.
Louise uśmiechnęła się swoim promiennym uśmiechem, który nie zrobił żadnego wrażenia na Lonwisie.
— To dla mnie wielki zaszczyt — przyznała. Spojrzała na Mary. — Ostatni raz byłam tak przejęta podczas spotkania z Hawkingiem!
Stephen Hawking odwiedził kiedyś Sudbury Neutrino Observatory. Jego wizyta okazała się nie lada przedsięwzięciem logistycznym, ponieważ komora detektora znajdowała się dwa kilometry pod ziemią i 1200 metrów w poziomie od najbliższej windy.
— Mój czas jest niezwykle cenny — oznajmił Lonwis. — Możemy przystąpić do pracy?
— Oczywiście — odparła Louise z uśmiechem. — Nasze laboratorium znajduje się w końcu korytarza.
Skierowała się do drzwi, a Lonwis ruszył za nią. Ponter zbliżył się do Mary i czule polizał jej twarz.
— Chodź z nami, Boddit — odezwał się w tej samej chwili Trob, nie oglądając się za siebie.
Ponter z żalem uśmiechnął się do Mary. Uniósł ramiona, jakby chciał powiedzieć „nic na to nie poradzę”, i opuścił gabinet w ślad za Louise i wynalazcą, zamykając za sobą ciężkie drewniane drzwi.
Mary podeszła do biurka i zaczęła porządkować papiery. Dawniej czuła… co? Zdenerwowanie? Zazdrość? Nie miała pewności, w każdym razie niepokoiła się, kiedy Ponter spędzał czas z Louise Benoit. Przypadkiem usłyszała, jak mężczyźni z Synergii za plecami Louise mówili o niej „A-L”. W końcu spytała Franka, jednego z fotooptyków, co to znaczy. Speszony wyjaśnił, że to skrót od „Apetycznej Louise”. Mary musiała przyznać, że takie określenie doskonale pasuje do jej koleżanki.
Teraz jednak już się nie przejmowała, gdy Ponter był z Louise. Przecież kochał ją, a nie francuskojęzyczną Kanadyjkę. Duże piersi i pełne wargi najwyraźniej nie były cechami najbardziej pożądanymi przez Barastów.
Rozległo się pukanie. Mary podniosła głowę.
— Proszę! — zawołała.
W drzwiach stanął Jock Krieger, wysoki, chudy mężczyzna z siwą fryzurą, która przypominała Mary Ronalda Reagana. Wiedziała, że nie tylko jej, bo ci, którzy nazywali Louise „A-L”, na Kriegera mówili „Gipper”.[1] Mary przypuszczała, że dla niej też wymyślili jakąś ksywkę, ale jeszcze żadnej nie słyszała.
— Hej, Mary — rozległ się głęboki i zachrypnięty głos Jocka. — Masz chwilę?
Mary głośno wypuściła powietrze.
— Chwil mam mnóstwo — odparła.
Jock kiwnął głową.
— Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. — Przysunął sobie krzesło do biurka. — Wykonałaś już zadanie, do którego cię tutaj zatrudniłem: znalazłaś niezawodną metodę odróżniania neandertalczyków od nas.
Rzeczywiście, ten cel już osiągnęła. Okazało się to dość proste: przedstawiciele Homo sapiens mieli dwadzieścia trzy pary chromosomów, natomiast Homo neanderthalensis — dwadzieścia cztery.
Poczuła, jak jej puls przyspiesza. Wiedziała, że tak wspaniała praca z niebagatelną stawką dla eksperta nie może trwać wiecznie.
— Jestem ofiarą własnego geniuszu — powiedziała, próbując obrócić sprawę w żart. — Problem w tym, że nie mogę wrócić na uniwersytet. Nie w tym roku akademickim. Kilku wykładowców — z których jeden jest odrażającym monstrum, pomyślała — przejęło zajęcia, jakie wcześniej prowadziłam.
Jock podniósł rękę.
— Ale ja wcale nie chcę, żebyś wracała do Yorku. Mam dla ciebie plany wyjazdowe. Ponter niedługo wraca do domu, tak?
Mary kiwnęła głową.
— Przyjechał tu tylko po to, aby wziąć udział w kilku spotkaniach w ONZ, no i oczywiście żeby przywieźć Lonwisa do Rochester.
— W takim razie, może byś wróciła razem z nim? Neandertalczycy bardzo hojnie dzielą się wiedzą z genetyki i bioinżynierii, ale zawsze można dowiedzieć się czegoś więcej. Chciałbym, abyś wybrała się na neandertalski świat na dłużej… może na miesiąc… i dowiedziała się jak najwięcej o ich biotechnologii.
Mary poczuła, jak jej serce zaczyna mocniej bić z emocji.
— Bardzo chętnie.
— Doskonale. Nie wiem tylko, jak rozwiążesz sprawę mieszkania tam, ale…
— Poprzednio gościłam u partnerki partnera Pontera.
— U partnerki partnera Pontera… — powtórzył Jock.
— No tak. Ponter ma partnera Adikora… Słyszałeś o nim, to ten, który wraz z nim stworzył komputer kwantowy. Z kolei Adikor jest jednocześnie związany z kobietą, chemiczką o imieniu Lurt. Kiedy Dwoje nie jest Jednym, czyli w okresie gdy mężczyźni i kobiety na neandertalskim świecie żyją osobno, mieszkam właśnie u niej.
— Ach tak — Jock pokręcił głową. — A myślałem, że tylko w operach mydlanych relacje są tak skomplikowane.
— Ależ w telenowelach wszystko jest proste — odparła Mary z uśmiechem. — Siostrzeniec wuja żeni się z bratanicą jego byłej żony. Oczywiście dzieje się to już po tym, jak ona wychodzi za znajomego trzeciego męża swojej kuzynki — i to dwa razy, bo później zrobi to jeszcze po raz trzeci. Potem on zostaje mężem…
Jock podniósł ręce do góry.
— Jasne, jasne!
— Tak czy inaczej, partnerką partnera Pontera jest chemiczką o imieniu Lurt. Neandertalczycy uważają genetykę za dział chemii, czym na dobrą sprawę oczywiście jest. Lurt będzie mogła poznać mnie z odpowiednimi osobami.
— Znakomicie. Jeśli więc zgodzisz się pojechać na drugą stronę, na pewno przydadzą nam się zebrane tam przez ciebie informacje.
— Jeśli się zgodzę? — Mary starała się powstrzymać entuzjazm. — A czy papież jest katolikiem?
— Był nim, kiedy ostatnio to sprawdzałem — odparł Jock z nikłym uśmiechem.
Rozdział 2
Dziś chcę mówić tylko o naszej przyszłości — o przyszłości Homo sapiens — ale nie dlatego, że przemawiam wyłącznie jako prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki. Nie, powód jest inny. Otóż w tej sferze przyszłość nasza oraz przyszłość neandertalczyków nie są ze sobą związane…
Cornelius Ruskin bał się, że koszmary nigdy się nie skończą. Co noc przeżywał to samo: ten przeklęty jaskiniowiec rzucał się na niego, powalał go na ziemię i okaleczał. Każdego ranka budził się zlany potem.
Większą część dnia po tym, jak odkrył potworną prawdę, spędził w łóżku, zwijając się z bólu. Telefon dzwonił kilka razy. Na pewno ktoś z uniwersytetu próbował ustalić, co się do diabła dzieje. Cornelius nie potrafił jednak zmusić się do rozmowy z kimkolwiek.
Późnym wieczorem zatelefonował na wydział genetyki i zostawił wiadomość na automatycznej sekretarce Qaiser Remtulli. Zawsze nie cierpiał tej kobiety, a teraz — po tym, co go spotkało — nienawidził jej jeszcze bardziej. Na szczęście udało mu się zachować spokojny ton. Wyjaśnił, że jest chory i że wróci do pracy dopiero za kilka dni.
Dokładnie pilnował, czy w jego moczu nie pojawia się krew. Co rano badał okolice rany, sprawdzając, czy nic się z niej nie sączy, i wielokrotnie mierzył temperaturę, kontrolując, czy nie ma gorączki — oczywiście nie miał, choć często ogarniały go fale gorąca.
Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Przytłaczała go sama myśl o tym, co się stało. Czuł ból, ale ten z każdym dniem słabł. Poza tym Cornelius pomagał sobie kodeiną — całe szczęście, że w Kanadzie można ją było kupić bez recepty. Zawsze miał w mieszkaniu zapas. Początkowo brał po pięć tabletek naraz, ale teraz ograniczał się już do normalnej dawki dwóch.
1
W 1940 roku Ronald Reagan zagrał w biograficznym filmie Knute Rockne,