— Hm, to miło.
— Opowiedz mi coś o sobie. Masz dzieci?
— Jeszcze nie.
— Aha. Ja mam dwie córki i wnuka. Chciałabyś zobaczyć ich zdjęcia?
— Chętnie.
Bandra znowu się roześmiała.
— Wy Gliksini i wasze skomplikowane maniery! Jesteś tak cudownie uprzejma! Na pewno, żeby mnie nie urazić, przez całe decymy oglądałabyś obrazy, które zarejestrowałam podczas moich podróży.
Mary poczuła się swobodniej. Dobry humor Bandry był zaraźliwy.
— Chyba nie masz nam za złe tej wizyty — powiedziała Lurt — ale…
— Ale akurat przechodziłyście obok! — stwierdziła Bandra, szeroko uśmiechając się do Mary.
Mary przytaknęła.
— Ruch to zdrowie — powiedziała Bandra z przesadnym akcentem. — Wy, Gliksini, macie takie cudowne powiedzonka.
— Dziękuję.
— Lurt wspominała, że chcesz mnie o coś poprosić. — Bandra gestem ogarnęła skały wypełniające całe laboratorium. — Nie mam pojęcia, w czym może ci pomóc geolog, ale — to moje ulubione powiedzonko — „cała zamieniam się w słuch”.
— Hm, no tak. Chodzi o to, że szukam mieszkania w Centrum Saldak.
— Naprawdę?
Mary się uśmiechnęła.
— Niech mnie dunder świśnie, jeśli kłamię.
Bandra ryknęła śmiechem.
— Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie! — odparła. — Mam stary, duży dom i teraz mieszkam w nim sama.
— Wiem to od Lurt. Zamierzam tu zostać jedynie przez jakiś miesiąc, ale gdybyś chciała mieć współlokatorkę…
— Chciałabym, tylko… — Bandra umilkła.
Mary miała ochotę zapytać: „Tylko co?”, ale przecież Bandra nie musiała niczego uzasadniać.
— Mówisz, że tylko na miesiąc? — spytała po chwili. — Czyli że zostaniesz tutaj tylko na jeden okres, gdy Dwoje będzie Jednym?
— Tak, ale wtedy oczywiście nie będę ci przeszkadzała.
Na szerokiej twarzy neandertalki widać było walkę emocji. Mary oczywiście rozumiała wahanie Bandry. Z jednej strony musiała się liczyć z niedogodnościami, z jakimi wiązało się goszczenie u siebie obcej osoby, a z drugiej — miała możliwość przebywania przez jakiś czas z kobietą z drugiego świata.
— No dobrze — powiedziała w końcu Bandra. — Jak wy to mówicie? Twój dom jest moim domem.
— Chyba na odwrót.
— Ach, tak, tak! Ciągle się uczę!
Mary się uśmiechnęła.
— Ja też.
Rozdział 16
Upłynęły już jednak trzy dekady, odkąd Eugene Cernan jako ostatni spacerował po Księżycu. Ostatni! Kto by pomyślał, że pokolenia urodzone po 1972 roku o ludziach odwiedzających inne światy będą się uczyły tylko na lekcjach historii…
Dom Bandry okazał się o wiele wygodniejszy od domu Lurt, choć wcale nie był większy. Po pierwsze, Mary bardziej podobały się tutejsze meble, a po drugie, okazało się, że Bandra uwielbia obserwować ptaki i ma wielki talent do rysowania. Ściany i sufity ozdobiła przepięknymi malunkami lokalnego ptactwa, w tym również gołębia wędrownego. Mary także uwielbiała ptaki. Miedzy innymi właśnie dlatego na uniwersytecie sama zajęła się analizą DNA gołębia wędrownego, podczas gdy jej doktorantka, Daria, badała materiał genetyczny egipskiej mumii.
Dziwnie się czuła, wracając do domu wcześniej od gospodyni, zwłaszcza że nie musiała otwierać żadnych zamków. Neandertalczycy po prostu nie zamykali drzwi na klucz — nie Musieli tego robić.
Bandra, tak jak wielu Barastów, miała domowego robota. Z wyglądu przypominał patykowatego insekta. Gdy Mary weszła do domu, zmierzył ją niebieskimi, mechanicznymi oczami — podobnymi do oczu Lonwisa — po czym wrócił do pucowania i odkurzania.
Wiedziała, że Pontera zobaczy dopiero gdy Dwoje znowu stanie się Jednym, ale mogła przecież z nim porozmawiać. Jej nowy, lśniący Kompan mógł się skomunikować z jego Kompanem.
Ułożyła się wygodnie na kanapie w głównym pokoju i podziwiając piękne malowidło na suficie, poprosiła Christine, aby wywołała Haka.
— Cześć, skarbie. — Użyła określenia, które w kategorii czułych słów było dla Pontera równie trudne do wymówienia co „kochanie”. No, ale on przecież słuchał tylko tłumaczenia Christine.
— Mare! — usłyszała jego uradowany głos. — Jak dobrze cię słyszeć!
— Tęsknię za tobą — przyznała. Czuła się tak jak wtedy, gdy miała osiemnaście lat i zamknięta w swoim pokoju w domu rodziców rozmawiała z Donnym.
— Ja też za tobą tęsknię.
— Gdzie jesteś?
— Z Pabo na spacerze. Przyda się nam trochę ruchu.
— Jest z tobą Adikor?
— Nie, został w domu. Co u ciebie słychać?
Po raz pierwszy rozmawiała z Ponterem za pośrednictwem Kompanów. Na początek opowiedziała mu o zabiegu wszczepienia jej własnego implantu, a potem o przeprowadzce do Bandry.
— Lurt powiedziała mi o czymś bardzo intrygującym. Podobno jest jakieś zakazane urządzenie, które mogłoby nam pomóc w poczęciu dziecka.
— Naprawdę? Co to takiego?
— Lurt mówiła, że to wynalazek Vissan Lennet.
— Och! Przypominam ją sobie. Widziałem ją na Podglądaczu. Podobno usunęła Kompana i postanowiła żyć w lesie. Zrobiła to z powodu konfliktu z Siwymi w sprawie jakiegoś odkrycia.
— Właśnie! — przytaknęła Mary. — Wynalazła urządzenie zwane kodonerem, które pozwala stworzyć dowolne nici DNA, a my dokładnie tego potrzebujemy, żeby mieć dziecko. Lurt mówiła, że Vissan prawdopodobnie zachowała prototyp.
— Być może, ale jeśli… Przepraszam cię na moment. Dobra sunia! Dobra sunia! No masz! Aport! Aport! Wybacz mi, chciałem powiedzieć, że nawet jeśli urządzenie istnieje, to nadal nie wolno go używać.
— Racja. Na tym świecie nie, ale jeśli zabierzemy je na mój…
— Znakomity pomysł! Tylko jak je zdobędziemy?
— Myślę, że najlepiej będzie odszukać Vissan i zapytać ją wprost. Co mamy do stracenia?
— Ale jak ją znajdziemy? Przecież nie ma Kompana.
— Lurt mówiła, że dawniej Vissan mieszkała w mieście o nazwie Kraldak. Wiesz, gdzie to jest?
— Oczywiście. Na północ od jeziora Duranlan, waszego Erie. Kraldak jest mniej więcej w tym samym miejscu co na twoim świecie Detroit.
— Skoro mieszka gdzieś w lesie, to może nie oddaliła się zbytnio od tego miejsca, jak sądzisz?
— Możliwe. Bez Kompana nie mogła skorzystać z żadnego transportu.
— Lurt wspomniała jeszcze, że Vissan mogła sobie zbudować jakieś schronienie.
— To zrozumiałe.
— Moglibyśmy więc przestudiować zdjęcia satelitarne i odszukać na nich nowe zabudowania… takie, których nie ma na mapach sprzed czterech miesięcy.
— Chyba zapominasz, gdzie jesteś, kochana — upomniał ją Ponter. — Baraści nie mają satelitów.
— No tak. A niech to. A jakiś zwiad lotniczy? No wiesz, zdjęcia robione z samolotów?
— Samolotów też nie mamy, ale mamy helikoptery.
— Może więc po jej zniknięciu ktoś robił z helikoptera zdjęcia terenów, o które nam chodzi?
— Kiedy to dokładnie było?
— Lurt mówiła, że około czterech miesięcy temu.
— W takim razie na pewno tak. Latem borykamy się z problemem pożarów w lasach — tych wywołanych przez pioruny i tych spowodowanych przez ludzi. Dzięki zdjęciom z powietrza śledzimy ich przebieg.
— I można takie zdjęcia zdobyć?
— Hak?
W głowie Mary odezwał się głos Haka.
— Właśnie je ściągam — oznajmił Kompan. — Według archiwów alibi implant Vissan Lennet przerwał transmisję danych w dniu 148/101/17. Od tamtej pory w okolicach Kraldak przeprowadzono trzy powietrzne zwiady. Problem w tym, że chaty, którą łatwo da się dostrzec zimą, latem można nie zauważyć pod koronami drzew liściastych.