Poza przyjmowaniem leków przeciwbólowych nie miał pojęcia, co robić. Absolutnie nie mógł iść do żadnego lekarza. Gdyby to zrobił, nie utrzymałby w tajemnicy tego, co go spotkało. Ktoś na pewno by się wygadał, a Ponter miał rację: Cornelius nie mógł ryzykować.
Kiedy w końcu udało mu się jakoś pozbierać, usiadł do komputera. Był to bezwartościowy rupieć Pentium 90 MHz. Miał go od czasów studenckich. Maszyna jako tako nadawała się do pisania tekstów i odbierania maili, ale z Internetu zwykle korzystał w pracy. Na uniwersytecie miał szerokopasmowy dostęp do sieci, a w domu mógł sobie pozwolić tylko na zwykłe telefoniczne łącze modemowe za pośrednictwem lokalnej firmy ISP. Tylko że nie mógł czekać, aż wróci do pracy; potrzebował odpowiedzi natychmiast. Jakoś musiał przetrzymać obezwładniająco powolne otwieranie stron.
Trwało to dwadzieścia minut, ale w końcu znalazł informacje, których szukał. Ponter wrócił na tę Ziemię wyposażony w medyczny pas, który zawierał, między innymi, kauteryzujący skalpel laserowy. Ten sam instrument ocalił mu życie, kiedy neandertalczyk został postrzelony przed siedzibą ONZ. Na pewno tego właśnie użył do…
Wszystkie mięśnie Corneliusa napięły się, gdy znowu pomyślał o tym, co go spotkało.
Jego moszna została rozcięta — prawdopodobnie laserem — i…
Zamknął oczy i z wysiłkiem przełknął ślinę, próbując nie dopuścić do tego by kwas żołądkowy ponownie wspiął się do przełyku.
W jakiś sposób — może nawet gołymi rękami — Ponter usunął mu jądra, a potem laserem zamknął ranę.
Cornelius wcześniej gorączkowo przetrząsnął całe mieszkanie. Miał nadzieję, że może da się je wszczepić z powrotem. Jednak po dwóch godzinach, z twarzą mokrą od łez złości i frustracji, musiał stawić czoło rzeczywistości. Ponter pewnie spuścił jego jaja w klozecie albo zabrał je ze sobą. Tak czy inaczej, przepadły na dobre.
Czuł wściekłość. Przecież zrobił tylko to, co powinien. Te kobiety — Mary Vaughan i Qaiser Remtulla — stały mu na drodze. Dostały swoje tytuły i etaty ze względu na płeć. To on miał doktorat z Oksfordu, ale przy awansach pomijano go, ponieważ uniwersytet „korygował historyczny brak równowagi w traktowaniu obu płci”. Został wydymany, więc pokazał tej pakistańskiej suce Remtulli i Vaughan, która dostała jego etat, jakie to uczucie.
„Niech to cholera” — pomyślał ponownie, macając się między nogami. Moszna była bardzo opuchnięta, ale pusta.
Niech to cholera.
Jock Krieger wrócił do swojego biura na parterze siedziby Synergii. Duże okno gabinetu wychodziło na południe, na przystań, a nie na widoczne od północy Ontario. Rezydencja znajdowała się na biegnącym ze wschodu na zachód pasku lądu w części Rochester zwanej Seabreeze.
Jock miał doktorat z teorii gier; studiował u Johna Nasha w Princeton i spędził trzy dekady w korporacji RAND, która okazała się idealnym dla niego miejscem. Finansowana ze środków Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, była głównym zespołem doradczym rządu Stanów Zjednoczonych podczas zimnej wojny i przeprowadzała badania dotyczące konfliktu nuklearnego. Do dziś skrót M. D. kojarzył mu się nie z doktorem medycyny, a z megadeath — milionową liczbą ofiar wśród cywilów.
W Pentagonie wściekano się z powodu przebiegu pierwszego kontaktu z neandertalskim naczelnym — pierwszym neandertalczykiem, który trafił do tej rzeczywistości z tamtego świata. Donosy o współczesnym jaskiniowcu, który pojawił się w kopalni niklu w północnym Ontario, przypominały plotki z brukowców, podobne do opowieści o spotkaniach z kosmitami lub Yeti, i inne podobne bzdury. Zanim władze amerykańskie — a prawdę mówiąc, również kanadyjskie — zaczęły traktować sprawę poważnie, neandertalczyk trafił między zwykłych członków społeczeństwa i sytuacja stała się niemożliwa do opanowania.
Dlatego niezwłocznie pojawiły się fundusze — część z INS,[2] ale większość z departamentu obrony — na stworzenie grupy Synergia. Tak nazwał ją jakiś polityk; gdyby to zależało od Jocka, nazywałaby się pewnie GOPOKON: „Grupa Odpowiedzialna za Ponowny Kontakt z Neandertalczykami”. Ale nazwę — i to głupie logo z symbolem jedności obu światów — ustalono jeszcze zanim powierzono mu kierowanie organizacją.
Nieprzypadkowo powołano na to stanowisko specjalistę od teorii gier. Wiadomo było, że gdyby kiedyś doszło do odnowienia kontaktu między światami, to neandertalczycy i ludzie — Jock nadal rezerwował ten termin, przynajmniej prywatnie, dla prawdziwych ludzi — mieliby różne interesy, a przecież w teorii gier chodziło właśnie o określenie najkorzystniejszych rozwiązań, jakich można się było spodziewać w takich sytuacjach.
— Jock?
Krieger zwykle zostawiał uchylone drzwi — jak chyba każdy dobry szef powinien, prawda? Czy nie na tym polegała polityka otwartych drzwi? Mimo to zdumiał się na widok zaglądającej do środka neandertalskiej twarzy — szerokiej, zarośniętej i z wydatnym wałem nadoczodołowym.
— Tak, Ponterze?
— Lonwis Trob przywiózł z Nowego Jorku nowe komunikaty. — Lonwis, razem z dziewięciorgiem neandertalczyków i ambasadorką Tukaną Prat, większość czasu spędzał w siedzibie ONZ. — Dotarły do ciebie wieści o podróży do analogicznego miejsca?
Jock pokręcił głową.
— Ale wiesz, że są plany stworzenia większego, stałego portalu między obydwoma światami na powierzchni ziemi? Podobno wasza Organizacja Narodów Zjednoczonych podjęła decyzję, aby portal połączył jej główną siedzibę z odpowiadającym temu punktowi miejscem na moim świecie.
Jock zmarszczył brwi. Dlaczego od tego cholernego neandertalczyka dowiadywał się o tym, o czym powinien donieść mu wywiad? Wprawdzie jeszcze nie zdążył sprawdzić poczty elektronicznej; może dostał już jakąś wiadomość na ten temat. Oczywiście wiedział, że rozważano opcję usytuowania takiego przejścia w Nowym Jorku. Gdyby to od niego zależało, sprawa nie podlegałaby dyskusji. Nowy portal musiałby, rzecz jasna, powstać na terenie Stanów Zjednoczonych, a usytuowanie go w United Nations Plaza — czyli w zasadzie na terytorium międzynarodowym — zadowoliłoby resztę świata.
— Lonwis twierdzi — ciągnął Ponter — że planowana jest podróż oficjalnej delegacji przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych na drugą… moją stronę. Adikor i ja mamy zabrać ich na wyspę Donakat, czyli na naszą wersję Manhattanu, aby mogli obejrzeć teren. Pozostają jeszcze kwestie związane z zabezpieczeniem dużego komputera kwantowego przed promieniowaniem słonecznym, kosmicznym i ziemskim, aby nie wystąpiła dekoherencja.
— Tak? i co w związku z tym?
— Pomyślałem, że może zechciałbyś nam towarzyszyć? Przewodzisz grupie, której celem jest budowa dobrych relacji z moim światem, ale sam jeszcze go nie widziałeś.
Propozycja Pontera zaskoczyła Jocka. Prawdę mówiąc, obecność dwóch neandertalczyków w siedzibie Synergii budziła w nim odrazę. Wyglądali zupełnie jak trolle. Nie miał pewności czy chce odwiedzić miejsce, gdzie byłby otoczony przez takich jak oni.
— Na kiedy planowana jest ta wyprawa?
— Zaraz po następnych dniach, podczas których Dwoje będzie Jednym.
— Ach tak. — Jock próbował zachować uprzejmy wyraz twarzy. — Nasza Louise ma na to własne określenie: „Szykuje się balanga!”
— Nie polega to wyłącznie na imprezowaniu — sprostował Ponter. — No, ale podczas tej wyprawy tego nie zobaczymy. Dołączysz do nas?
2
Immigration and Naturalization Service — istniejąca do 2003 roku część departamentu sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zajmująca się legalną i nielegalną imigracją oraz naturalizacją.