Mary już miała zamiar powiedzieć „chyba w prawo”, ale w porę przypomniała sobie, że neandertalczycy czytają od prawej strony do lewej, a nie od lewej do prawej.
— Naprawdę? Aż o tyle? — zdziwiła się.
— Tak. Nasi najgłupsi ludzie są teraz tak samo inteligentni jak dawniej przeciętnie inteligentni członkowie naszego społeczeństwa.
— Nie potrafię sobie wyobrazić, by u nas zaakceptowano odgórne decyzje na temat tego, kto może posiadać potomstwo. — Mary pokręciła głową.
— Ależ ja nie bronię naszej metody — powiedziała Bandra. — Macie doskonałe powiedzenie: „Każdy orze, jak może”. — Uśmiechnęła się szeroko i ciepło. — No, dość już tych poważnych tematów. Wieczór jest piękny! Może pójdziemy na spacer? Potem opowiesz mi wszystko o sobie.
— Co chciałabyś wiedzieć?
— Wszystko. Wszyściusieńko. Co do joty. Od deski do deski…
Mary się roześmiała.
— Rozumiem — powiedziała, wstając z kanapy.
Rozdział 17
Jak mogło do tego dojść? Jak mogliśmy zrezygnować z najszlachetniejszych dążeń, które doprowadziły nas znad wąwozu Oldwai do księżycowych kraterów? Otóż przestaliśmy pragnąć więcej. Wiek, który niedawno się skończył, był świadkiem większych postępów w sferze ludzkiego bogactwa, dobrobytu, zdrowia, długowieczności, technologii i wygód materialnych niż całe czterdzieści tysiącleci przed nim…
Mary z czasem przyzwyczaiła się do nowego porządku dnia: rankami i popołudniami studiowała neandertalską genetykę razem z Lurt i innymi specjalistkami w tej dziedzinie, a wieczory spędzała w przytulnym domu Bandry.
Zawsze uważała, że ma za szerokie biodra, ale miednica u neandertalskich kobiet była jeszcze szersza. Pamiętała, jak kiedyś Erik Trinkaus zasugerował, że u neandertalczyków ciąża mogła trwać jedenaście lub dwanaście miesięcy, ponieważ szersze biodra pozwalały na urodzenie większego dziecka. Później jednak zarzucono ten pogląd, kiedy kolejne badania wykazały, że inne ukształtowanie miednicy neandertalczyków wynikało z ich sposobu chodzenia. Uważano, że poruszali się rozkołysanym krokiem, tak jak kowboje z Dzikiego Zachodu. Teraz Mary mogła zobaczyć to na własne oczy.
Neandertalskie siodłowe krzesła były dla niej niewygodne. Ponieważ większość Barastów miała golenie krótsze od ud, popularne u nich krzesła miały siedziska trochę za blisko ziemi, jak na jej gust. Dlatego poprosiła, aby znajoma Lurt zrobiła dla niej nowy fotel z ramą z sękatej sosny i wygodnymi poduszkami pod plecy i siedzenie.
Tego dnia Bandra wróciła do domu pierwsza. Odpoczywała w swojej sypialni, ale wyszła stamtąd, kiedy Mary stanęła w drzwiach.
— Cześć, Mare — powiedziała. — Tak mi się wydawało, że czuję twój zapach.
Mary się uśmiechnęła. Naprawdę zaczynała się do tego wszystkiego przyzwyczajać!
— Spójrz! — Bandra wskazała mebel. — Przywieziono twój fotel! Musisz go wypróbować.
Mary powoli usiadła na wyściełanym siedzeniu.
— No i jak?
— Jest cudowny! — przyznała, wypróbowując różne pozycje. — Naprawdę. Bardzo wygodny.
— Zgodnie z zaleceniem lekarza! — oznajmiła Bandra, po czym zdumiała Mary, podnosząc dłonie z wystawionymi do góry kciukami.
— Jak najbardziej! — roześmiała się Mary.
— Wart wszystkich pieniędzy! Ideał!
— Z całą pewnością tak.
— Aha. — Bandra była w doskonałym humorze. — Bingo! W dechę! — zadeklarowała i uśmiechnęła się do Mary, która też odpowiedziała jej ciepłym uśmiechem.
Jeszcze tego samego wieczoru Mary poddała nowy mebel dłuższemu testowi, zwijając się na nim zjedna z książek, które kupiła w księgarni na Laurentian University.
Bandra pracowała nad nowym malunkiem ptaka. W końcu jednak uznała, że przyszedł czas na przerwę. Podeszła do Mary i stanęła za nią.
— Co czytasz?
Mary instynktownie pokazała jej książkę, ale w tym samym momencie uświadomiła sobie, że Bandra nie potrafi przeczytać tytułu — choć biorąc pod uwagę jej zachwyt językiem angielskim, należało się spodziewać, że wkrótce zacznie się go uczyć.
— To Posiadacz — wyjaśniła. — Autorem jest John Galsworthy. Na moim świecie zdobył najwyższą nagrodę dla pisarzy, Nobla w dziedzinie literatury. — Colm od lat polecał jej dzieła Galsworthyego, ale Mary postanowiła je przeczytać dopiero gdy jej siostra Christine zachwyciła się nową adaptacją BBC Sagi rodu Forsytheów. Posiadacz był pierwszym tomem tej serii.
— O czym to jest?
— O bogatym prawniku żonatym z piękną kobietą. Prawnik wynajmuje architekta, żeby zbudować dom na wsi, ale jego żona wdaje się z tym człowiekiem w romans.
— Aha — odezwała się Bandra. Mary spojrzała na nią, uśmiechnęła się i spróbowała raz jeszcze wyjaśnić fabułę.
— To książka o zawiłościach relacji między Gliksinami.
— Przeczytasz mi fragment? — spytała Bandra.
Jej prośba zaskoczyła Mary, ale też sprawiła jej przyjemność.
— Oczywiście.
Bandra usiadła okrakiem na siodłowym krześle naprzeciwko Mary i oparła ręce o kolana. Mary zaczęła cicho czytać tekst, a Christine przekładała go na neandertalski.
Większość ludzi gotowa uważać małżeństwo takie jak związek Soamesa i Ireny za najszczęśliwiej dobrane: on wnosił majątek — ona urodę; doskonałe warunki do wzajemnych ustępstw. Nie istnieje powód, dla którego by nie mogli ciągnąć pospołu taczki życia, chociażby mieli się wzajem nienawidzić. Mniejsza o to, jeżeli każde z nich pójdzie własną drogą, byleby nie zostały przekroczone granice przyzwoitości, byleby uszanowana została świętość węzłów małżeńskich, nienaruszalność ogniska domowego. Połowa małżeństw wśród wyższych warstw klasy średniej opiera się na następujących zasadach: nie obrażać poczucia przyzwoitości społeczeństwa oraz drażliwości Kościoła. Aby uniknąć tego, warto poświęcić własne uczucia. Korzyści ustalonego ogniska rodzinnego są widoczne i namacalne — składa się na nie tyle obiektów posiadania! Utrzymanie status quo nie grozi żadnym ryzykiem. Zburzenie ogniska rodzinnego jest w najlepszym razie wielce niebezpiecznym, w dodatku czysto egoistycznym eksperymentem.
Ten punkt nadawał się do obrony i młody Jolyon westchnął.
„Sedno całej tej sprawy — pomyślał — to własność, lecz wiele ludzi wolałoby nie stawiać jej na tej płaszczyźnie. W ich pojęciu idzie wyłącznie o «świętość węzłów małżeńskich». Ale podstawą świętości węzłów małżeńskich jest świętość rodziny, a świętość rodziny oparta jest na świętości posiadania. A przecie wszyscy ci ludzie są wyznawcami Tego, który nic nigdy nie posiadał na własność. Ciekawe!”
I młody Jolyon ponownie westchnął…[9]
— Interesujące — przyznała Bandra, gdy Mary przerwała lekturę.
Mary się roześmiała.
— Na pewno mówisz tak tylko przez grzeczność. Dla ciebie to muszą być same bzdury.
— Nie. Nie. Myślę, że rozumiem. Ten mężczyzna… Soames, tak? … żyje z tą kobietą, tą…
— Ireną — podpowiedziała Mary.
— Ale w ich związku nie ma ciepła. On potrzebuje znacznie więcej intymności niż ona.
Mary z podziwem skinęła głową.
— Zgadza się.
— Podejrzewam, że takie problemy są uniwersalne — stwierdziła Bandra.
— Pewnie tak. Prawdę mówiąc, utożsamiam się z Ireną. Poślubiła Soamesa nie wiedząc, czego tak naprawdę pragnie. To tak jak ja Colma.