Выбрать главу

Odetchnął głęboko z taką siłą, że Mary poczuła na twarzy podmuch.

— Pamiętasz, jak mówiłem ci, że spotykałem się z rzeźbiarzem osobowości?

Skinęła głową.

— W związku z gwałtem.

— To był jeden z powodów moich spotkań, ale były też inne… inne sprawy… kwestie…

— U nas mówimy w takiej sytuacji o problemach — podpowiedziała.

— Aha. No właśnie, okazało się, że muszę się uporać z innymi problemami.

— I?

Ponter zmienił pozycję w fotelu, bez trudu przesuwając siebie i Mary.

— Rzeźbiarz osobowości, do którego chodziłem, nazywa się Jurard Selgan. — Była to mało istotna informacja, ale Ponter potrzebował więcej czasu na zebranie myśli. — Wysunął on pewną hipotezę…

— Jaką?

Ponter nieznacznie wzruszył ramionami.

— Dotyczącą mojego uczucia do ciebie.

Mary zesztywniała. Nie dość że przysparzała Ponterowi problemów, to jeszcze dowiadywała się, że ktoś, kogo nigdy nie spotkała, snuł na jej temat jakieś teorie!

— I co to była za hipoteza? — W jej głos wkradł się iście plejstoceński chłód.

— Wiesz, że moja partnerka zmarła na raka krwi.

Przytaknęła.

— Klast już nie ma. Jej istnienie skończyło się całkowicie i zupełnie.

— Podobnie jak życie żołnierzy, których nazwiska widnieją na pomniku weteranów wojny w Wietnamie. — Mary przypomniała sobie wspólną podróż do Waszyngtonu i to, czego Ponter z takim zapałem próbował tam dowieść.

— Właśnie! Dokładnie tak!

Skinęła głową, czując, jak elementy układanki trafiają na swoje miejsca.

— Denerwowało cię to, że ludzie odwiedzający tamto miejsce znajdowali pocieszenie w świadomości, iż bliskie im osoby w pewnym sensie nie przestały dla nich istnieć.

— Ka — przyznał Ponter cicho. Christine nie zawracała sobie głowy tłumaczeniem neandertalskiego słowa oznaczającego „tak”, jeśli Barast tylko to wypowiadał.

Mary ponownie skinęła głową.

— Ty… ty im zazdrościłeś, że znajdują pokrzepienie po tragicznej stracie. Sam nie mogłeś go poczuć, bo nie wierzysz W niebo ani w życie po śmierci.

— Ka — powiedział znowu Ponter, ale tym razem, po długiej pauzie, zaczął mówić dalej, a Christine podjęła tłumaczenie. — Ale Selgan i ja nie rozmawialiśmy o mojej wizycie w Waszyngtonie.

— A o czym?

— On zasugerował, że… mój pociąg do ciebie…

— Tak?

Ponter zadarł głowę do góry i spojrzał na malowany sufit.

— Wcześniej powiedziałem, że nigdy nie zdarzyło mi się wierzyć w coś wbrew dowodom, iż jest inaczej. Tak samo jest z wiarą w to, na co nie ma żadnych dowodów. Selgan jednak zasugerował, że być może uwierzyłem ci, kiedy mówiłaś, że masz duszę i że w pewnym sensie będziesz istniała nawet po śmierci.

Mary ściągnęła brwi i przekrzywiła głowę na bok, zdumiona tym, co słyszała.

— On… on… — Ponter nie był w stanie mówić dalej. W końcu podniósł rękę do góry. — Hak?

Kompan podjął wyjaśnienia, zwracając się do Mary po angielsku.

— Nie przejmuj się, Mare. Ponter też nie dostrzegał tego, co było oczywiste dla Uczonego Selgana… no i dla mnie.

— Czyli czego?

— Nie można wykluczyć, że gdybyś ty miała umrzeć, Ponter nie czułby tak dotkliwego żalu jak wtedy, gdy zmarła Klast. Nie dlatego, że mniej cię kocha, ale dlatego, że pocieszałby się myślą, iż nadal w jakiejś formie istniejesz.

Mary poczuła, jak ogarnia ją bezwład. Gdyby ręce Pontera nie obejmowały jej w pasie, zsunęłaby się z jego kolan.

— Mój… Boże. — Kręciło jej się w głowie. Zupełnie nie wiedziała, co myśleć.

— Ja nie uważam, że Selgan ma rację — odezwał się Ponter — ale…

Mary nieznacznie kiwnęła głową.

— Ale jesteś naukowcem i to… — Przerwała i zamyśliła się na chwilę. Wiara w życie po śmierci rzeczywiście niosła swego rodzaju pocieszenie. — To jest interesująca hipoteza.

— Ka — potwierdził Ponter.

Rzeczywiście, Ka.

Rozdział 20

Ale nadszedł czas na nowo podjąć tę podróż, bo właśnie nasze zamiłowanie do takich przygód sprawia, że jesteśmy wspaniali…

— Nie zgadniesz, co dziś będziemy robić! — powiedział Ponter do Mega. — Wybierzemy się na wycieczkę! Polecimy helikopterem!

Dziewczynka śmiała się od ucha do ucha.

— Wiem! Mare mi już powiedziała! Hura!

Gdy Dwoje stawało się Jednym, zwiększał się ruch między miastami. W tych dniach helikopter stale kursował między Centrum Saldak i Centrum Kraldak. Ponter, Mary i Mega właśnie zmierzali do miejsca, gdzie czekał na nich śmigłowiec. Ponter zabrał ze sobą skórzaną torbę. Mary zaproponowała, że ją poniesie, skoro on niósł na barana córkę.

Helikopter miał cylindryczny kadłub w kolorze czerwono-brązowym. Mary pomyślała, że wygląda jak olbrzymia puszka napoju Dr Pepper. Kabina okazała się wyjątkowo przestronna. Dorośli zajęli szerokie, wyściełane fotele naprzeciwko siebie, a Mega usiadła obok taty. Bawiła się jak nigdy dotąd, patrząc przez okno na oddalającą się ziemię.

Kabina miała doskonałe wyciszenie. Mary tylko kilka razy w życiu leciała helikopterem i za każdym razem hałas przyprawiał ją o ból głowy.

— Mam dla ciebie prezent — powiedział Ponter do córki. Otworzył skórzaną torbę i wyciągnął z niej skomplikowaną drewnianą zabawkę.

Mega pisnęła z zachwytu.

— Dziękuję, tatusiu!

— O tobie też nie zapomniałem. — Ponter uśmiechnął się do Mary. Ponownie sięgnął do torby i wyjął egzemplarz kanadyjskiej gazety „The Globe and Mail”.

— Skąd to wziąłeś? — Mary wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.

— Z laboratorium komputera kwantowego. Poprosiłem jednego z Gliksinów, aby dostarczył mi to z drugiej strony.

Ucieszył ją tą niespodzianką. Prawie nie myślała o własnym świecie, ale miło by było poznać najświeższe wiadomości. Poza tym brakowało jej komiksu z Dilbertem. Rozłożyła gazetę. Na pierwszej stronie pisano o pociągu, który wykoleił się w pobliżu Vancouver, o groźbach, jakie Indie i Pakistan wysuwały nawzajem pod swoim adresem, i o ministrze finansów, który przedstawił w parlamencie propozycję nowego budżetu.

Odwróciła kartkę. Papier zaszeleścił głośno i…

— O Boże!

— Co się stało? — spytał Ponter.

Mary cieszyła się, że siedzi.

— Papież nie żyje — powiedziała cicho. Musiało się to stać kilka dni wcześniej, bo nie pisano już o tym na pierwszej stronie.

— Kto taki?

— Zwierzchnik mojego Kościoła. Zmarł.

— Przykro mi. I co teraz będzie? Czy to oznacza jakiś kryzys?

Pokręciła głową.

— Właściwie nie… chyba nie. Papież był już stary i schorowany. Od jakiegoś czasu mówiono, że jego dni są policzone. ~ Bandra znała całe mnóstwo figur retorycznych, więc Mary rozleniwiła się i przestała ich unikać w rozmowach. Teraz jednak zauważyła zdziwienie na twarzy Pontera. — To znaczy, że spodziewano się jego śmierci.

— Spotkałaś go kiedyś?

— Czy spotkałam papieża? — Mary zaskoczyło to pytanie.

— Nie. Zwykle tylko ważne osobistości mogą liczyć na audiencję u niego. — Spojrzała na Pontera. — Ty miałbyś o wiele większe szanse niż ja.

— Hm… nie wiedziałbym, co powiedzieć przywódcy twojej religii.