Выбрать главу

Dotarli właśnie do niewielkiego strumyka. Ponter wziął Mega na ręce i przeskoczył go jako pierwszy, potem podał rękę Mary. Vissan poradziła sobie sama.

— Podobnie jak ty, specjalizuję się w biologii molekularnej — wyjaśniła Mary. — Bardzo zainteresował nas twój kodoner.

— To zakazane urządzenie. — Vissan wzruszyła ramionami. — Przez bandę krótkogłowych głupców.

Ponter gestem uciszył kobiety. Nieopodal pasły się jelenie. Mary z przyjemnością patrzyła na te piękne stworzenia.

— Vissan, masz dość jedzenia? — wyszeptał Ponter. Christine podała tłumaczenie z normalną głośnością, ponieważ tylko Mary mogła je słyszeć. — Chętnie upoluję dla ciebie jedno z tych zwierząt.

Vissan się roześmiała.

— Jesteś bardzo miły, Ponterze — odparła zwykłym tonem — ale niczego mi nie potrzeba.

Kiwnął głową na znak, że rozumie, i ruszyli dalej. Spłoszone jelenie rozpierzchły się po lesie. W oddali widać już było chatkę Vissan.

— Twoje urządzenie interesuje mnie nie tylko z powodów naukowych — przyznała Mary. — Ponter i ja chcielibyśmy mieć dziecko.

— Będę miała małą siostrzyczkę! — ucieszyła się Mega. — Mam już starszą, a teraz będę miała młodszą. Niewiele dzieci może mieć i dużą siostrę, i małą, więc jestem wyjątkowa.

— Zgadza się, kochanie — przytaknęła Mary. — Jesteś bardzo wyjątkowa.

— Co się stało z twoją partnerką z Barastów? — spytała Pontera Vissan.

— Już jej nie ma.

— Ach tak. Przykro mi.

Wreszcie dotarli do chaty. Vissan otworzyła drzwi i gestem zaprosiła pozostałych do środka. Zdjęła futrzaną kurtę i…

… Mary dostrzegła potworną bliznę po wewnętrznej stronie jej lewego przedramienia, skąd Vissan usunęła sobie Kompana.

Ponter usiadł z córką przy stole. W drodze powrotnej dziewczynka znalazła sosnową szyszkę i dwa kamienie, które koniecznie chciała pokazać teraz tacie.

Mary spojrzała na Vissan.

— Masz jeszcze prototyp swojego wynalazku?

— Po co wam on? Czy jedno z was zostało z nakazu władz poddane sterylizacji?

— Nie. Nic z tych rzeczy.

— W takim razie do czego potrzebujecie kodonera?

Mary zerknęła na Pontera, który uważnie słuchał, jak mała Mega opowiada mu o tym, czego właśnie uczyła się w szkole.

— Baraści, Gliksini, a także szympansy, bonobo, goryle i orangutany wywodzą się od wspólnego przodka — powiedziała Mary. — Ten przodek najprawdopodobniej miał dwadzieścia cztery pary chromosomów, tak jak wszyscy jego potomkowie poza Gliksinami. U nas doszło do zespolenia dwóch chromosomów w jeden, co oznacza, że mamy dwadzieścia trzy pary. Genom ma tę samą długość, ale różna liczba chromosomów mogłaby w znacznym stopniu utrudnić naturalne poczęcie.

— Fascynujące! — przyznała Vissan. — Rzeczywiście kodoner z łatwością stworzyłby odpowiedni diploidalny zestaw chromosomów łączący DNA Pontera z twoim.

— Na to liczyliśmy — przyznała Mary. — Dlatego chcielibyśmy wiedzieć, czy prototyp urządzenia jeszcze istnieje.

— Owszem, ale nie mogę wam go dać. Jest zakazane. Wciąż nie potrafię się z tym faktem pogodzić, niemniej jednak taka jest rzeczywistość. Zostalibyście ukarani za jego posiadanie.

— Kodoner jest zakazany tylko tutaj — stwierdziła Mary.

— Nie, nie tylko w Kraldak. Jest zakazany na całym świecie.

— Na tym świecie — zauważyła Mary. — Ale nie na moim. Zabrałabym go ze sobą. Ponter i ja moglibyśmy tam postarać się o dziecko.

Głęboko osadzone oczy Vissan zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Przez kilka chwil milczała. Mary wolała jej nie ponaglać.

— To chyba możliwe — powiedziała wreszcie Barastka. — Dlaczego nie? Lepiej, żeby ktoś skorzystał z urządzenia, niż żeby nikomu się nie przysłużyło. Ale będziecie potrzebowali specjalistycznej pomocy. Trzeba pobrać od ciebie komórkę jajową i zastąpić haploidalny zestaw chromosomów pełnym diploidalnym, stworzonym przez kodoner. Potem jajo zostanie Umieszczone w twojej macicy. Od tego momentu ciąża będzie Przebiegała zwyczajnie. — Vissan się uśmiechnęła. — Łącznie z zachciankami na słone bulwy, porannymi mdłościami i innymi dolegliwościami.

Mary z entuzjazmem podchodziła do pomysłu, dopóki był abstrakcyjnym, niemal magicznym rozwiązaniem. Ale teraz…

— Nie sądziłam, że trzeba będzie usunąć moje naturalne DNA. Myślałam, że po prostu tak spreparuje się DNA Pontera, aby stało się kompatybilne z moim.

Vissan uniosła brew.

— Mówiłaś, że zajmujesz się biologią molekularną. Skoro tak, to na pewno wiesz, że nie ma nic wyjątkowego zarówno w kwasie deoksyrybonukleinowym produkowanym przez twój organizm, jak i tym wytworzonym przez maszynę. Prawdę mówiąc, nie sposób odróżnić naturalnej nici od sztucznie wytworzonej. Nie ma między nimi żadnej chemicznej różnicy.

Mary zmarszczyła czoło. Często krytykowała swoją siostrę za to, że przepłaca, kupując „naturalne” witaminy, które pod względem składu chemicznego nie różniły się niczym od tych produkowanych w laboratoriach. No, ale…

— Ale jedna nić pochodzi z mojego organizmu, a druga nie.

— W zasadzie tak…

— Nie, przepraszam cię. Oczywiście masz rację — przyznała Mary. — Od lat powtarzam moim studentom, że DNA to nic innego jak tylko zakodowane informacje genetyczne. — Uśmiechnęła się do Pontera i małej Mega. — Jeśli są to nasze informacje, dziecko też będzie nasze.

Ponter spojrzał na nią i skinął głową.

— Trzeba tylko będzie dokonać sekwencjonowania naszego materiału genetycznego — zauważył.

— To nie problem — stwierdziła Vissan. — Prawdę mówiąc, kodoner poradzi sobie także i z tym zadaniem.

— Wspaniale! — ucieszyła się Mary — Masz prototyp tutaj?

— Nie, jest ukryty. Zakopany. Ale dobrze go zabezpieczyłam. Mam go niedaleko. Mogę go raz-dwa wydostać.

— To by dla nas wiele znaczyło — powiedziała Mary. W tej samej chwili przyszła jej do głowy pewna myśl. — A może chciałabyś wrócić ze mną na moją Ziemię? Gwarantuję ci, że twoje urządzenie nie będzie tam zakazane i nikt nie zabroni ci kontynuowania badań.

— Zdumiewający pomysł! — przyznała Vissan. — Jaki jest twój świat?

— Hm, zupełnie inny. Przede wszystkim jest tam o wiele więcej ludzi.

— Ile?

— Sześć miliardów.

— Sześć miliardów? To chyba nie potrzebujecie urządzeń wspomagających zapłodnienie…

Mary musiała przyznać jej rację.

— Poza tym mężczyźni i kobiety mieszkają ze sobą przez cały czas.

— To szaleństwo! I nie działają sobie na nerwy?

— No… czasem działają… U nas jest po prostu zupełnie inaczej. Też mamy wiele pięknych rzeczy. Stację orbitalną, która krąży po orbicie okołoziemskiej. Budynki, które pną się coraz wyżej, ku niebu… — „Choć już o dwa mniej niż kiedyś”, dodała ze smutkiem w myślach. — I nasza kuchnia jest bardziej urozmaicona.

— Byłeś tam, Ponterze?

— Tatuś był tam już trzy razy! — wtrąciła Mega.

— Myślisz, że by mi się tam spodobało? — chciała wiedzieć Vissan.

— To zależy — przyznał. — A podoba ci się tutaj, w tej głuszy?

— Bardzo. Już się do tego miejsca przywiązałam.

— Jesteś wrażliwa na zapachy?

— Jakie zapachy?

— Oni tam produkują energię, spalając ropę i węgiel, dlatego w ich miastach śmierdzi.

— To mało zachęcające. Chyba jednak wolę zostać u siebie.

— Do niczego nie będziemy cię zmuszali — stwierdziła Mary. — Tylko naucz nas obsługi kodonera.