— Mam mnóstwo pracy.
Ponter uśmiechnął się po swojemu, tym denerwującym trzydziestocentymetrowym uśmiechem.
— A podobno to moi ludzie nie palą się do odkrywania, co kryje się za następnym wzgórzem. Powinieneś odwiedzić świat, z którym budujesz relacje.
Ponter wszedł do gabinetu Mary i zamknął za sobą drzwi. Objął ją potężnymi ramionami, mocno przytulił i polizał jej twarz. Pocałowała go. Stali tak dłuższą chwilę.
— Wiesz, że wkrótce muszę wracać na mój świat — powiedział Ponter, wzdychając ciężko i wypuszczając Mary z objęć.
Próbowała z powagą skinąć głową, ale nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
— Dlaczego się uśmiechasz? — spytał.
— Bo Jock poprosił, żebym jechała z tobą!
— Naprawdę? To wspaniale! — Na chwilę umilkł, a potem dodał: — Tylko oczywiście…
Mary skinęła głową i podniosła rękę.
— Wiem, wiem. Możemy być razem tylko cztery dni w miesiącu. — Mężczyźni i kobiety na świecie Pontera przez większość czasu żyli oddzielnie. Kobiety zamieszkiwały centra miast, natomiast mężczyźni mieli domy na obrzeżach. — Ale przynajmniej będziemy na tym samym świecie… a ja zajmę się czymś pożytecznym, Jock chce, żebym przez miesiąc studiowała neandertalską biotechnologię i zebrała na ten temat jak najwięcej informacji.
— Doskonale — skwitował. — Im szersza będzie wymiana międzykulturowa, tym lepiej. — Przez chwilę patrzył na Ontario za oknem, tak jakby wyobrażał sobie czekającą go wkrótce podróż. — Skoro tak, to powinniśmy ruszać do Sudbury.
— Ale przecież zostało jeszcze dziesięć dni do czasu, gdy Dwoje znowu stanie się Jednym, mam rację?
Ponter nie musiał konsultować się z Kompanem, sam znał odpowiedź. Jego partnerka, Klast, przed dwoma laty przegrała walkę z rakiem, ale nadal dobrze pamiętał daty, bo tylko kiedy Dwoje było Jednym widywał się z córkami. Skinął głową.
— A potem znowu muszę ruszyć na południe, tylko tym razem na moim świecie, do miejsca, które odpowiada tutejszej siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych. — Nigdy nie używał skrótu „ONZ”. Neandertalczycy nie znali pisma fonetycznego i nie mieli zwyczaju posługiwać się literowcami. — Tam ma powstać nowy portal.
— Aha…
Ponter podniósł dłoń, uprzedzając jej pytanie.
— Oczywiście pojadę na Donakat dopiero gdy Dwoje będzie osobno, a wrócę na długo zanim znowu stanie się Jednym.
Mary poczuła, jak część jej euforii się ulatnia. Wprawdzie od początku wiedziała, że nawet gdyby zamieszkała na neandertalskim świecie, i tak mogłaby widywać Pontera tylko co dwadzieścia pięć dni, ale nie potrafiła się z tym pogodzić. Chciała, aby na jakimś świecie istniało rozwiązanie, dzięki któremu ona i Ponter mogliby zawsze być razem.
— Jeśli wracasz na moją Ziemię, możemy pojechać do portalu razem. Miała mnie tam podrzucić Lou, ale…
— Louise? Ona też się wybiera na drugą stronę?
— Nie, nie. Pojutrze jedzie do Sudbury odwiedzić Reubena.
— Louise Benoit i Reuben Montego zostali kochankami, kiedy wspólnie odbywali kwarantannę. — Skoro wszyscy czworo będziemy w Sudbury, co powiesz na wspólną kolację? Marzy mi się grill u Reubena… Mary miała obecnie na swojej Ziemi dwa domy: wynajmowany apartament w Bristol Harbour Village, w północnej części stanu Nowy Jork, i własne mieszkanie w Richmond Hill, na północ od Toronto. Właśnie do tego drugiego jechała teraz z Ponterem. Czekało ich trzy i pół godziny jazdy z Rochester. W Buffalo zjechali z autostrady i zatrzymali się w KFC. Według Pontera serwowane tam jedzenie było najwspanialsze na świecie. Mary — niestety, ze szkodą dla figury — podzielała jego zdanie. Przyprawy wywodziły się z cieplejszych stref klimatycznych, gdzie zaczęto je stosować, aby zamaskować smak niezbyt świeżego mięsa. Ludzie Pontera, zamieszkujący północne rejony Ziemi, używali ich niewiele. Po raz pierwszy miał okazję spróbować tak niezwykłej mieszanki jedenastu różnych ziół i dodatków, której smak okazał się dla niego zupełnie nowym doświadczeniem.
Podczas jazdy słuchali płyt CD; dzięki temu Mary nie musiała stale szukać kolejnych stacji radiowych. Zaczęli od największych przebojów Martiny McBride, a potem włączyli Come On Over Shanii Twain. Mary lubiła większość utworów tej piosenkarki, nie znosiła tylko piosenki The Woman In Me, której brakowało charakterystycznej energii Twain. Myślała nawet, że może kiedyś zbierze się na ambicję i przegra album bez tej jednej pozycji.
Jechali autostradą. W tle grała muzyka. Słońce schodziło coraz niżej — o tej porze roku znikało tak wcześnie. Mary się zamyśliła. Album CD dało się bez trudu zmontować na nowo. Montowanie od nowa życia było piekielnie trudne. Chciałaby wyciąć z niego tylko kilka rzeczy. Oczywiście gwałt — nie mogła uwierzyć, że naprawdę upłynęły dopiero trzy miesiące od tamtego wydarzenia. Oprócz niego usunęłaby parę finansowych pomyłek. A do tego jeszcze kilka nie w porę wypowiedzianych uwag.
A małżeństwo z Colmem?
Wiedziała, czego chciał teraz: zależało mu, aby przed Kościołem i Bogiem oświadczyła, że ich małżeństwo nigdy nie istniało. Właśnie na tym polegało unieważnienie związku — miała zaprzeczyć, jakoby w ogóle miał miejsce.
Przypuszczała, że kiedyś Kościół rzymskokatolicki zniesie zakaz rozwodów. Zanim poznała Pontera, nie widziała powodu, dla którego miałaby definitywnie zakończyć małżeństwo z Colmem, ale teraz jej na tym zależało. Do wyboru miała albo obłudną próbę anulowania związku, albo ekskomunikę, która była karą za rozwód.
Jak na ironię, katolicy, wyznając grzechy, mogli zyskać odpuszczenie. Jeśli jednak poślubiło się niewłaściwą osobę, nie było odwrotu. Kościół domagał się, aby mariaż trwał „dopóki śmierć nas nie rozłączy”, chyba że ktoś był skłonny kłamać, zaprzeczając faktycznemu istnieniu związku.
Niech to cholera! Przecież jej małżeństwo z Colmem nie zasługiwało na to, by je przekreślić, wymazać, usunąć z rejestrów.
Wprawdzie nie była w stu procentach pewna swojej decyzji, kiedy przyjmowała oświadczyny ani kiedy szła do ołtarza, prowadzona przez ojca, ale przez pierwsze lata wszystko układało się między nimi dobrze. Później związek rozleciał się tylko dlatego, że zmieniły się ich zainteresowania i cele.
Ostatnio sporo mówiło się o „wielkim skoku”, który dokonał się przed 40 tysiącami lat, gdy na tym świecie po raz pierwszy pojawiła się świadomość. Mary przeżyła taki prywatny „wielki skok”, gdy zrozumiała, że wcale nie musi stawiać swoich pragnień i zawodowych ambicji na drugim miejscu, po pragnieniach i ambicjach męża. Od tego momentu ich losy potoczyły się odrębnymi torami — no a teraz żyli w zupełnie innych światach.
Mimo to nie mogła wyprzeć się tamtego małżeństwa.
A to oznaczało…
… to oznaczało rozwód, a nie unieważnienie związku. Wprawdzie nie istniał żaden przepis zabraniający kobiecie z gatunku Homo sapiens, która w świetle prawa wciąż była żoną Gliksina, uczestniczyć w ceremonii ślubowania z Barastem, ale w przyszłości bez wątpienia takie zasady miały powstać. Mary z całego serca pragnęła związać się z Ponterem. Chciała zostać jego partnerką, a to oznaczało, że musi ostatecznie zakończyć małżeństwo z Colmem.
Wyprzedziła inny samochód, a potem zerknęła na Pontera.
— Kochanie?
Leciutko zmarszczył brew. Dla Mary to czułe słowo było zupełnie naturalne, ale jemu się nie podobało. Nie potrafił odpowiednio ułożyć warg, aby prawidłowo je wypowiedzieć.