— Co mamy w takiej sytuacji robić? — spytała Louise. — Jak go powstrzymać?
— Nie wiem — przyznała Mary. — Tylko przypadkiem trafiłam na formułę wirusa. Mój komputer się zawiesił i potem nie mogłam wejść do sieci, poszłam więc do jego gabinetu, bo wiedziałam, że już nie wróci do pracy. Kiedy Lonwis miał atak serca, Jock wyszedł w pośpiechu i zapomniał się wylogować. Skopiowałam formułę wirusa na CD. Teraz jednak myślę, że powinnam tam wrócić i zmodyfikować plik, aby nie dało się na jego podstawie stworzyć nic śmiercionośnego. Domyślam się, że Jock planuje wprowadzić te dane do kodonera, a potem uwolnić wirusa na neandertalskim świecie.
— A jeśli już go stworzył?
— Sama nie wiem. Jeśli to zrobił, to możliwe, że już nic nie wskóramy.
Szły wąskim chodnikiem. Ulicą przejechał samochód.
— Myślałaś, żeby poinformować o wszystkim media, iść do nich z płytą… no wiesz, zaalarmować wszystkich?
Mary kiwnęła głową.
— Tak, ale chciałam najpierw… rozbroić ten wirus. Potrzebna mi będzie pomoc, bo muszę znowu się dostać do komputera Jocka.
— Sieć Synergii wykorzystuje szyfrowanie RSA — stwierdziła Louise.
— Jest jakiś sposób, żeby je złamać?
Louise się uśmiechnęła.
— Zanim poznaliśmy naszych neandertalskich przyjaciół, powiedziałabym, że nie, że praktycznie nie ma na to sposobu. Większość systemów szyfrowania, w tym RSA, jest oparta na kluczach, które są produktami dwóch dużych liczb pierwszych. Aby złamać szyfr, trzeba określić podstawowe czynniki głównej liczby. Przy 512-bitowym kluczu szyfrującym, z jakiego korzysta na przykład nasz system tutaj, zwykłe komputery potrzebowałyby tysięcy lat na wypróbowanie wszystkich możliwych czynników. Ale komputery kwantowe…
Mary w lot pojęła, o co chodzi.
— Komputery kwantowe wypróbowują wszystkie ewentualne czynniki jednocześnie — dokończyła, ale po chwili zmarszczyła czoło. — Co zatem proponujesz? Mamy zamknąć portal, żeby komputer Pontera złamał dla nas kod Jocka?
Louise pokręciła głową.
— Pomijając fakt, że komputer Pontera nie jest jedynym kwantowym komputerem na neandertalskim świecie — wiemy tylko, że jest największy — wcale nie musimy się tam udawać, żeby rozwiązać problem. — Lou się uśmiechnęła. — Ty przez ostatnie miesiące hulałaś sobie po obu światach, podczas gdy ja ciężko tutaj pracowałam nad stworzeniem naszego własnego komputera kwantowego w oparciu o wszystko, czego dowiedziałam się od Pontera podczas naszej kwarantanny. Mamy teraz całkiem zgrabne urządzenie w moim laboratorium w Synergii. Oczywiście ma za mało rejestrów, aby dokonać tego, co udało się wielkoludowi Pontera. Nie stworzy stabilnego portalu do innego świata, ale na pewno złamie 512-bitowyklucz.
— Jesteś cudowna, Louise.
Louise się uśmiechnęła.
— Miło, że w końcu to zauważyłaś.
Jak tylko Ponter i Adikor wrócili ze szpitala, Mary oznajmiła im, że muszą pójść z nią na lunch — miała nadzieję, że pani Wallace nie wspomni Jockowi, iż jego genetyczka wyszła w porze lunchu już po raz drugi tego dnia. Gdy tylko znaleźli się za drzwiami, Mary poprowadziła ich na tyły rezydencji i dalej piaszczystą plażą wzdłuż brzegu. Od strony szarego, wzburzonego Ontario wiał chłodny wiatr.
— Czuję, że coś cię zdenerwowało — zauważył Ponter. — Co się stało?
— Jock stworzył broń biologiczną. To wirus, który ustala, czy żywiciel jest neandertalczykiem. Jeśli tak, wywołuje u niego gorączkę krwotoczną.
Usłyszała ciche piski Kompanów Pontera i Adikora. Nic dziwnego, temat chorób tropikalnych jak dotąd nie pojawił się w rozmowach.
— Gorączki krwotoczne są śmiertelne — wyjaśniła. — Najbardziej znaną u nas odmianą jest ebola. Powoduje krwawienie z naturalnych jam ciała. To bardzo zakaźne choroby i nie znamy na nie lekarstwa.
— Po co ktoś miałby tworzyć coś takiego? — spytał Ponter z odrazą.
— Żeby oczyścić wasz świat z jego mieszkańców, tak aby mój gatunek mógł zająć waszą wersję Ziemi dla siebie… i zamienić ją w drugi dom.
Ponter najwyraźniej nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa w swoim języku, aby wyrazić to, co w tej chwili czuł.
— Chryste! — powiedział w końcu bez pomocy Haka.
— Zgadzam się — oznajmiła Mary. — Nie wiem, jak powstrzymać Jocka. Możliwe, że działa w pojedynkę, ale niewykluczone, że stoi za tym jego rząd, a może także i mój.
— Powiedziałaś o tym komuś jeszcze oprócz nas? — spytał Ponter.
— Louise. I poprosiłam ją, żeby skontaktowała się z Reubenem Montego.
— Jesteś pewna, że można im ufać? — chciał wiedzieć Adikor.
— Tym Gliksinom powierzyłbym własne życie — odparł Ponter, zanim Mary zdążyła odpowiedzieć.
Przytaknęła.
— Na nich możemy liczyć. Ale z pozostałymi nic nie wiadomo.
— Z pozostałymi z t e g o świata — zauważył Ponter. — Ale jeśli Jock uwolni swojego wirusa, każdy na m o i m świecie będzie zagrożony. Dlatego powinniśmy tam wrócić i…
— I co? — spytała Mary.
Ponter niepewnie wzruszył ramionami.
— I zamknąć portal. Zerwać łącze. Ochronić nasz dom.
— Po tej stronie portalu jest jeszcze tuzin Barastów — stwierdziła.
— W takim razie najpierw musimy dopilnować, aby trafili do domu — powiedział.
— Ale przecież przybyli tu właśnie po to, aby Najwyższa Rada Siwych nie zamknęła portalu — wtrącił Adikor. — Nie będzie łatwo przekonać ich do powrotu, a poza tym nie wiadomo, kiedy będziemy mogli zabrać Lonwisa.
Ponter zmarszczył brew.
— Nie możemy pozwolić, aby Jock przeniósł wirusa na nasz świat.
— Może źle odczytaliśmy jego intencje — zauważył Adikor. — Może nie podoba mu się to, że Baraści są tutaj, na tej Ziemi. Może planuje wypuścić wirusa właśnie tu.
— W takim razie pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, jest sprowadzenie wszystkich Barastów z powrotem na naszą stronę. Ale pamiętacie, jak mówił, że jest informowany o wszystkich przyjazdach i wyjazdach neandertalczyków? Prościej byłoby, gdyby zwyczajnie odszukał tych kilkoro Barastów obecnych na jego świecie i zabił ich bardziej konwencjonalnymi metodami.
Adikor głęboko wciągnął powietrze.
— Chyba masz rację — przyznał, spoglądając najpierw na Mary, a potem na Pontera. — Kiedy za pierwszym razem wróciłeś z tego świata, spytałem cię, czy Gliksini są dobrymi ludźmi i czy według ciebie powinniśmy próbować ponownie nawiązać z nimi kontakt.
Ponter pokiwał głową.
— Wiem. To moja wina. To…
— Nie — zaprotestowała Mary. Jeśli nauczyła się czegoś z broszur, które dostała od Keishy, to tego, że nie wolno obarczać winą ofiary. — Nie. To nie twoja wina, Ponterze.
— Dobrze, że tak uważasz — powiedział Ponter. — Co według ciebie powinniśmy zrobić?
— Dziś wieczorem, kiedy Jock wyjdzie z pracy, zamierzam włamać się do jego komputera i tak zmienić formułę, aby stała się nieszkodliwa. Módlmy się tylko, aby do tego czasu nie wyprodukował samego wirusa.
— Mare… — odezwał się cicho Ponter.
— Wiem, wiem. Wy się nie modlicie. Może jednak powinniście zacząć.