— Dlaczego?
— Twój Jock Krieger przeszedł przez portal.
Serce Mary na moment przestało bić.
— Co? Ale jakim cudem dotarł tam tak szybko?
— Pewnie samolotem. Wy też powinnyście skorzystać z szybszego środka lokomocji. Samochodem dotrzecie tu najwcześniej za sześć godzin. W St. Catherines czeka już na was Korniszonek. — Korniszonek był firmowym samolotem INCO, pomalowanym na ciemnozielony kolor. — Tylko przez przypadek dowiedziałem się, że Krieger przeszedł na drugą stronę. Zauważyłem jego nazwisko na liście ludzi wchodzących na teren kopalni, kiedy wpisywałem kogoś innego.
— I nikt go nie zatrzymał?
— A dlaczego mieliby to robić? Pytałem chłopaków z Kanadyjskich Sił Zbrojnych w obserwatorium neutrin. Mówią, że miał amerykański paszport dyplomatyczny, więc od razu go przepuścili na drugą stronę. Przefaksowałem wam do punktu kontroli granicznej mapę pokazującą, jak się dostać na lotnisko…
Rozdział 39
Wchodzimy właśnie w nowa erę. Kenozoik — w którym dotąd żyliśmy — dobiegł już kresu, a zaczyna się era nowego życia — nowozoik…
— Chodzi o nagły wypadek medyczny! — wypalił Reuben Montego. Jego ogolona głowa lśniła w surowym oświetleniu wielkiego budynku. — Musimy natychmiast zjechać na poziom 6800 stóp.
Technik obsługujący windę kiwnął głową.
— Już się robi, doktorze.
Mary wiedziała, że klatka windy czeka na nich na powierzchni, gdyż Reuben wcześniej zadzwonił tu ze swojego biura. Wszyscy troje weszli do środka, a dźwigowy zasunął ciężkie drzwi. Następnie pięć razy nacisnął dzwonek — ekspresowy zjazd bez przystanków — i winda ruszyła w dół szybem, którego długość pięciokrotnie przekraczała wysokość każdej z wież World Trade Center — póki nie zburzyła ich garstka samców Homo sapiens…
Wcześniej Mary, Louise i Reuben chwycili w szatni kaski i górnicze kurtki. Włożyli je już w windzie, która z hałasem sunęła w dół.
— Czy po drugiej stronie mają coś w rodzaju naszej policji? — spytał Reuben.
— Prawie wcale — odparła Mary. Musiała krzyczeć, aby pozostali słyszeli ją w tym huku. „I lepiej, żeby tak zostało” — dodała w myślach. Wolała świat bez zbrodni i przemocy.
— A zatem wszystko jest w naszych rękach? — upewnił się Reuben.
— Obawiam się, że tak.
— W takim razie może powinniśmy zabrać ze sobą kilku kanadyjskich żołnierzy? — zasugerowała Louise.
— Wciąż nie wiemy, kto za tym stoi — stwierdziła Mary. — Możliwe, że Jock działa na własną rękę, ale niewykluczone, że ma za sobą Departament Obrony Narodowej i Pentagon.
Louise zerknęła na Reubena. Przyciągnął ją do siebie. Mary pomyślała, że jeśli boją się choć w połowie tak jak ona, to nic dziwnego, że chcą się przytulić. Przesunęła się w odległy kąt zabłoconej klatki i ostentacyjnie zaczęła studiować mijane poziomy, aby pozostała dwójka miała kilka minut dla siebie.
— Mój angielski słownik wciąż jest pełen luk — odezwała się Christine prosto w implanty ślimakowe Mary. — Co oznacza „żetem”?
Mary nic takiego nie słyszała. Widocznie mikrofony Kompana były bardziej czułe.
— To nie po angielsku, to po francusku — odparła szeptem, tak by Reuben i Louise jej nie słyszeli. — Je taime. Znaczy „kocham cię”. Louise mówiła mi, że Reuben zawsze mówi jej to po francusku.
— Ach tak.
Jazda w dół trwała jeszcze przez chwilę. W końcu winda zatrzymała się gwałtownie. Reuben odsunął drzwi i ich oczom ukazał się górniczy chodnik.
— O której przeszedł na drugą stronę? — zapytała Mary kanadyjskiego oficera, kiedy w końcu dotarli na platformę przy portalu, zbudowaną w beczkowatej, wysokiej na sześć pięter komorze obserwatorium neutrin.
Żołnierz spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Kto taki?
— Jock Krieger — wyjaśniła. — Z grupy Synergia.
Blady, jasnowłosy mężczyzna sprawdził listę.
— Mam tutaj Johna Kevina Kriegera, który przeszedł przez portal mniej więcej trzy godziny temu.
— To on — stwierdziła Mary. — Miał coś ze sobą?
— Proszę mi wybaczyć, doktor Vaughan, ale nie jestem upoważniony do wyjawiania…
Reuben zrobił krok do przodu i podał mężczyźnie swój identyfikator.
— Nazywam się Montego, jestem lekarzem w tej kopalni. Tu chodzi o nagły wypadek medyczny. Krieger może być nosicielem groźnego wirusa.
— Muszę powiadomić zwierzchnika — oznajmił żołnierz.
— Proszę to zrobić! — wypalił Reuben. — Ale najpierw chcielibyśmy usłyszeć, co miał ze sobą.
Mężczyzna zmarszczył brwi, zastanawiając się.
— Taką niewielką walizkę na kółkach — odparł w końcu.
— Coś jeszcze?
— Tak, metalową skrzynkę wielkości mniej więcej pudełka od butów.
Reuben spojrzał na Mary.
— Cholera.
— Czy pudełko poddano procesowi dekontaminacji? — spytała Louise.
— Oczywiście — odparł żołnierz obronnym tonem. — Wszystko, co przechodzi na drugą stronę, musi zostać odkażone.
— To dobrze — stwierdziła Mary. — Proszę nas teraz przepuścić.
— Państwa dokumenty?
Mary i Louise plasnęły paszportami o stół.
— Teraz możemy już przejść? — spytała Mary.
— A pan? — Żołnierz wskazał Reubena.
— Daj spokój, człowieku, przecież przed chwilą pokazałem ci identyfikator INCO. Nie mam przy sobie paszportu.
— Nie wolno mi…
— Och, na litość boską! — żachnęła się Mary. — Tu chodzi o nagły przypadek!
Żołnierz kiwnął głową.
— W porządku — powiedział w końcu. — Możecie przejść.
Mary pierwsza ruszyła biegiem do tunelu Derkersa. Nie zatrzymując się, wbiegła do środka i…
Niebieski ogień.
Elektryczność statyczna.
Inny świat.
Za sobą słyszała odgłosy kroków dwóch osób, więc nie oglądała się, aby sprawdzić, czy Louise i Reuben idą jej śladem. Wypadła z tunelu. Krępy neandertalski technik podniósł głowę zdziwiony. Pewnie nikt dotąd nie wypadł z portalu biegiem.
Mary znała go z widzenia. On też najwyraźniej ją rozpoznał, ale ku jej zdumieniu próbował zablokować drogę Reubenowi, który pojawił się tuż za nią.
Po chwili zrozumiała dlaczego: neandertalczyk chciał zatrzymać Louise i Reubena, sądząc, że ją gonią.
— Nie! — zawołała. — Nie, oni są ze mną! Przepuść ich!
Ponieważ krzyczała, Christine musiała zaczekać, aż dokończy, i dopiero wtedy mogła przełożyć słowa, emitując tłumaczenie przez zewnętrzny głośnik — który wprawdzie miał niezłą moc, ale w żadnym wypadku nie mógł się równać z krzykiem człowieka. Mary wsłuchała się w neandertalskie słowa płynące z jej przedramienia: Rak! Ta suparb wolant, rak! Derpant helk!
Mniej więcej w połowie tłumaczenia neandertalski technik próbował się zatrzymać, ale pośliznął się na gładkiej, granitowej podłodze komory komputera i wpadł na Reubena, podcinając go. Louise przewróciła się przez niego i wylądowała na plecach.
Mary pomogła jej wstać. Reuben też już się podnosił.
— Lupal! — krzyknął neandertalczyk. „Przepraszam!”.
Mary weszła po kilku stopniach do sterowni, minęła jeszcze jednego zdumionego Barasta, po czym ruszyła w stronę szybu łączącego laboratorium komputerowe z resztą kopalni niklu.