Выбрать главу

Kiedy lekarz zerwał się do biegu po lewej stronie Mary, Louise jednocześnie rzuciła się w prawo. Teren w tym miejscu — podobnie jak w całym niemal Północnym Ontario na obu światach — był dość nierówny: nie brakowało głazów narzutowych, które pozostały tu po wycofaniu się lądolodu. Louise błyskawicznie pokonała niewielką odległość dzielącą ją od najbliższej, pokrytej porostami skały i zanurkowała za nią, ledwie mieszcząc się za jej zasłoną.

Mary została pośrodku. Zarówno drzewo po lewej stronie, jak i skała po prawej znajdowały się za daleko. Jock by ją zastrzelił, zanim zdążyłaby się schować.

— No cóż… — Krieger wzruszył ramionami na znak, że tymczasowe schronienia Louise i Reubena mogły dać im bezpieczeństwo tylko na chwilę. Wycelował broń w Mary. — Zacznij się modlić, Mary Vaughan.

Ponter jeszcze nigdy w życiu nie biegł tak szybko. Stopami dudnił o ziemię pokrytą śniegiem poprzecinanym wieloma wydeptanymi ścieżkami, dzięki którym błyskawicznie pokonywał dystans. Świadomie oddychał wyłącznie przez nos, aby chłodne powietrze zostało odpowiednio nawilżone i ogrzane, zanim trafi do płuc.

— Jak daleko jestem? — spytał.

— Jeśli wciąż znajdują się w tym samym miejscu — odparł Hak w implanty ślimakowe Pontera — zobaczysz ich już za tym wzniesieniem. — Takt pauzy. — Powinieneś poruszać się jak najciszej — dodał Kompan. — Nie chcesz przecież, aby Jock cię za wcześnie zauważył.

Ponter zmarszczył brew. Staremu łowcy nie trzeba było tłumaczyć, jak ma się podkraść do ofiary.

Kompan Mary odezwał się prosto w jej implanty ślimakowe.

— Ponter jest pięćdziesiąt metrów stąd. Jeśli możesz zająć Jocka rozmową jeszcze przez chwilę…

Nieznacznie kiwnęła głową, tak aby tylko Christine zarejestrowała ten ruch.

— Zaczekaj! — powiedziała głośno. — Zaczekaj! Jest coś, o czym nie wiesz!

Jock przez cały czas trzymał ją na muszce.

— Co?

Umysł Mary pracował na najwyższych obrotach.

— Chodzi o neandertalczyków… Oni… oni… mają zdolności parapsychologiczne!

— Och, daj spokój!

— To prawda! — zapewniła. Zza wzgórza za plecami Kriegera nagle wyłonił się Ponter. Jego sylwetka wyraźnie rysowała się na tle sunącego ku horyzontowi słońca. Mary z całych sił starała się nie zdradzić niczego swoim zachowaniem. — Właśnie dlatego my wierzymy w Boga, a oni nie. To kwestia unerwienia mózgu. Nasze mózgi stale próbują się połączyć z umysłami innych ludzi, ale nie są w stanie, bo jakiś element nie działa prawidłowo. Właśnie dlatego wydaje nam się, że istnieje jakaś nieuchwytna istota wyższa. U nich jednak ten mechanizm działa prawidłowo. Nie są w stanie wierzyć w Boga. — Chryste! Sama nie wierzyła w to, co mówi. Jak mogła się spodziewać, że nabierze jego? — Nie mogą wierzyć w Boga, ponieważ stale kontaktują się z innymi na poziomie myśli!

Ponter poruszał się z przesadną ostrożnością, delikatnie i jak najciszej stawiając stopy na śniegu. Szedł z wiatrem i gdyby Jock był neandertalczykiem, na pewno już wyczułby obecność intruza. Na szczęście Krieger był Gliksinem…

— Wyobraź tylko sobie, jaką rolę mogłaby pełnić telepatia w tajnych operacjach! — Mary nieznacznie podniosła głos, ale tak, aby nie stało się oczywiste, że próbuje zagłuszyć ciche odgłosy stąpania Pontera. — Jestem już o krok od odkrycia genetycznych podstaw tego zjawiska! Jeśli zabijesz mnie i Barastów, nigdy nie poznasz tej tajemnicy!

— Ależ doktor Vaughan! — wykrzyknął Jock. — Ćwiczenia w dezinformacji. Jestem pod wrażeniem. — Ponter znajdował się teraz tak blisko napastnika, że jeszcze krok, a Jock zauważyłby jego długi cień. Przeklęte zimowe słońce! Neandertalczyk złączył pięści, szykując się do ciosu w głowę Kriegera i…

Jock musiał coś usłyszeć. Zaczął się obracać ułamek sekundy zanim trafiły go kułaki neandertalczyka. Zamiast w czaszkę, uderzyły w lewe ramię. Mary usłyszała odgłos łamanych kości. Krieger zawył z bólu i upuścił skrzynkę z bombą. Nadal jednak ściskał w prawej dłoni pistolet. Wystrzelił. Na szczęście nie miał neandertalskiego wału nadoczodołowego i kiedy obrócił się w stronę słońca, na moment oślepił go blask. Spudłował.

Mary nie miała szans bezpiecznie dobiec do Pontera, więc wybrała rozwiązanie, które wydało jej się najrozsądniejsze: rzuciła się w lewo i skryła za drzewem razem z Reubenem. Ponter ryknął potężnie i raz jeszcze się zamachnął. Kolejny cios powalił Kriegera twarzą w śnieżną zaspę. Neandertalczyk błyskawicznie szarpnął prawe ramię Jocka do tyłu, ciągnąc je w kierunku, w jakim nie mogło się zgiąć. Powietrze przeszył jeszcze jeden okropny trzask! Krieger zawył z bólu, a Ponter migiem wyrwał mu broń. Odrzucił pistolet z taką siłą, że ze świstem przeciął zimne i suche powietrze, lądując daleko. Barast obrócił Jocka tak, by ten znalazł się twarzą do niego. Odciągnął prawą rękę do tyłu, zwijając palce w wielką pięść.

Jock przetoczył się w prawo i sprawnym ramieniem chwycił metalową skrzynkę, przyciągając ją do siebie. Wykonał jakiś manewr i ze środka zaczął się dobywać biały gaz. Ponter tylko chwilami był widoczny w wielkiej chmurze, ale Mary widziała, jak chwycił Jocka za szyję i podciągnął go w górę, jednocześnie mierząc drugą pięścią prosto w twarz przeciwnika.

— Ponterze, nie! — zawołała Louise, wybiegając zza głazu. — Musimy wiedzieć…

Ponter już się zamachnął, ale słysząc ją, zdążył trochę wyhamować uderzenie. Mimo to jego pięść trafiła w cel z takim dźwiękiem, jakby sto kilogramów skóry rąbnęło o podłogę. Głowa Jocka szarpnęła się gwałtownie do tyłu i mężczyzna nieprzytomny runął w śnieg.

Chmura robiła się coraz większa. Mary rzuciła się w stronę skrzynki, z której wciąż ulatniał się gaz, przesłaniając jej widoczność. Próbowała namacać jakiś zawór, którym mogłaby zamknąć wylot, ale nic takiego nie znalazła.

Reuben również ruszył w tę samą stronę co ona, ale zatrzymał się przy Jocku. Ukląkł przy nim i sprawdził puls.

— Jest nieprzytomny, ale żyje — oznajmił, patrząc na Pontera.

Mary zdjęła kurtkę i próbowała zawinąć w nią skrzynkę. Już sądziła, że jej się to udało, kiedy pakunek eksplodował, zmieniając kurtkę w strzępy i w kilku miejscach przecinając skórę kobiety. Gazowa chmura wciąż rosła. W środku człowiek czuł się jak w gęstej londyńskiej mgle. Mary nie widziała nic w odległości większej niż metr.

Louise pochyliła się nad Jockiem.

— Kiedy odzyska przytomność? — spytała.

Reuben wzruszył ramionami.

— Może za kilka godzin. Słyszałaś odgłos, z jakim trafiła w niego pięść Pontera? Jock na pewno doznał wstrząśnienia mózgu, a być może ma także pękniętą czaszkę.

— Ale my musimy wiedzieć! — wykrzyknęła Mary.

— Wiedzieć co? — spytał Reuben.

Serce Mary biło nierówno, żołądek wykonywał salta, a w ustach czuła kwaśny smak.

— Jakiej wersji wirusa użył!

Reuben zupełnie nie rozumiał, o co chodzi.

— Jak to? — spytał, prostując się.

— Wczoraj wieczorem Mary zmodyfikowała formułę wirusa — wyjaśniła Louise. — Jeśli Jock zrobił bombę dziś rano, to…

Mary nie słuchała dalej. Kręciło jej się w głowie. Chciała wyć. Jeśli Jock użył kodonera dopiero rano, to stworzył zmodyfikowanego Surfera Joe. Jeśli jednak przygotował bombę wcześniej, to chmura, w której w tej chwili stali, zawierała wersję Wipeout, a to oznaczało, że…