— Czy nie mogłeś wejść w kontakt z wirusem drogą naturalną?
Johnny uśmiechnął się.
— To niemożliwe. Równie dobrze mogłabyś zapytać ofiarę strzelaniny, czy przypadkiem nie biegła zbyt szybko i nie wpadła na pociski.
Wzruszyłam ramionami.
— Posłuchaj: jeżeli szukałeś fachowca od obiegu informacji albo specjalisty od SI, to trafiłeś pod niewłaściwy adres. Co prawda korzystam z datasfery, podobnie jak dwadzieścia miliardów innych matołów, ale nic nie wiem o świecie duchów.
Celowo użyłam tego staromodnego określenia, aby sprawdzić, jak zareaguje.
— Wiem — odparł z niewzruszonym spokojem. — Nie tego od ciebie oczekuję.
— A czego, jeśli wolno wiedzieć?
— Żebyś dowiedziała się, kto mnie tu zwabił i zabił. I dlaczego.
— W porządku. Na jakiej podstawie przypuszczasz, że morderstwo zostało popełnione właśnie tutaj?
— Bo tu odzyskałem kontrolę nad moim cybrydem, kiedy zostałem… wznowiony.
— Chcesz powiedzieć, że w tym czasie, kiedy wirus niszczył twoją osobowość, cybryd był… eee… zdeaktywowany?
— Tak.
— A jak długo to trwało?
— Moja śmierć? Prawie minutę. Dopiero wtedy udało się uaktywnić rezerwową osobowość.
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
— Co cię tak rozbawiło, M. Lamia?
— Twoja koncepcja śmierci.
Piwne oczy spoglądały na mnie ze smutkiem.
— Może wydawać ci się to zabawne, ale nie masz pojęcia, co dla elementu TechnoCentrum oznacza nawet najkrótsze rozłączenie. Jedna sekunda to całe eony czasu oraz informacji.
— Aha. — Bez większego wysiłku udało mi się powstrzymać łzy wzruszenia. — A co robiło twoje cybrydowe ciało w tym czasie, kiedy ty zmieniałeś taśmy z osobowościami czy coś w tym rodzaju?
— Przypuszczam, że zapadło w śpiączkę.
— Nie potrafi samo zatroszczyć się o siebie?
— Potrafi, ale nie wtedy, kiedy następuje całkowita awaria systemu.
— Gdzie dokładnie przyszedłeś do siebie?
— Proszę?
— Gdzie znajdowało się ciało, kiedy odzyskałeś nad nim kontrolę?
Johnny wskazał spory głaz w odległości około pięciu metrów od transmitera.
— Leżało tam.
— Po tej stronie czy po tamtej?
— Po tamtej.
Dokładnie obejrzałam to miejsce. Ani śladu krwi lub narzędzia zbrodni. Nie było nawet odcisku stopy albo czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że ciało Johnny’ego leżało tam przez trwającą całą minutę wieczność. Policyjna ekipa dochodzeniowa z pewnością znalazłaby mnóstwo mikroskopijnych materiałów dowodowych, ja jednak widziałam tylko kamienie.
— Jeżeli rzeczywiście straciłeś pamięć, to skąd wiesz, że oprócz ciebie był tu ktoś jeszcze?
— Sprawdziłem zapis kontrolny transmitera.
— A nie przyszło ci do głowy, żeby ustalić dane tej tajemniczej osoby na podstawie numeru jej karty uniwersalnej?
— Należność została uregulowana moją kartą — wyjaśnił Johnny.
— I była jeszcze tylko jedna osoba?
— Tak.
Pokiwałam głową. Gdyby transmitery działały na zasadzie teleportacji, wówczas błyskawicznie udałoby się rozprawić z międzyplanetarną przestępczością, gdyż na podstawie zapisu kontrolnego można by odtworzyć dokładny wizerunek każdego delikwenta. Niestety, transmiter jedynie wytwarza dziurę w czasoprzestrzeni, więc jeśli przestępca nie jest na tyle głupi, by korzystać z własnej karty, wiemy tylko to, gdzie się podróż zaczęła i gdzie zakończyła.
— Skąd się tu wzięliście? — zapytałam.
— Z Pierwszej Tau Ceti.
— Znasz kod tamtego transmitera?
— Oczywiście.
— W takim razie proponuję, żebyśmy tam dokończyli naszą rozmowę. Jak na mój gust, tutaj trochę za bardzo śmierdzi.
Pierwsza Tau Ceti, od niepamiętnych czasów zwana także TC2, jest najbardziej zatłoczoną planetą Sieci. Oprócz pięciomiliardowej populacji, walczącej między sobą o miejsce na powierzchni równej niespełna połowie lądowej powierzchni Starej Ziemi, ma ona także orbitalny pierścień zamieszkany przez jeszcze pół miliarda ludzi, a będąc w dodatku stolicą Hegemonii oraz siedzibą Senatu, musi codziennie przyjąć trudną do policzenia rzeszę odwiedzających. Portal, przez który wyszliśmy, był jednym z ponad sześciuset identycznych, tworzących największy tego typu terminal Sieci, w najwyższej wieży Nowego Londynu, jednej z najstarszych części miasta.
— Niech to szlag trafi! — mruknęłam. — Chodźmy się czegoś napić.
W pobliżu terminalu znajdowało się mnóstwo barów. Wybrałam najspokojniejszy z nich: udawał marynarską knajpę, był pogrążony w półmroku, przyjemnie chłodny, z mnóstwem sztucznego drewna i mosiądzu. Zamówiłam piwo. Kiedy zajmuję się jakąś sprawą, nigdy nie pijam nic mocniejszego i nie używam Czaru Wspomnień. Czasem wydaje mi się, że tylko głęboko zakorzeniona potrzeba samodyscypliny każe mi jeszcze zajmować się tą robotą.
Johnny też kazał sobie podać piwo, tyle że ciemne, niemieckie, butelkowane na Renesansie. Ciekawe, jakie jeszcze upodobania ma mój cybryd, pomyślałam, głośno zaś zapytałam:
— Czego jeszcze udało ci się dowiedzieć, zanim przyszedłeś do mojego biura?
Młody mężczyzna rozłożył ręce.
— Niczego.
— Kurwa mać! — zaklęłam z przekonaniem. — Żarty sobie ze mnie robisz? Mając do dyspozycji całą potęgę SI, nie potrafisz ustalić, co twój cybryd porabiał przez kilka ostatnich dni przed… wypadkiem?
— Nie. — Johnny pociągnął łyk piwa. — To znaczy: mógłbym, ale z pewnych powodów nie chcę, żeby inne Sztuczne Inteligencje dowiedziały się o moim śledztwie.
— Podejrzewasz jedną z nich?
W odpowiedzi wręczył mi folię z wydrukiem wszystkich zakupów, jakich dokonywano za pomocą jego karty uniwersalnej.
— Spowodowana morderstwem luka w mojej pamięci wynosi pięć dni. Oto, co kupowano w tym czasie na moje konto.
— Powiedziałeś, że byłeś… „rozłączony” tylko przez minutę.
Johnny podrapał się po policzku.
— I właśnie dlatego mam szczęście, że straciłem dane tylko z pięciu dni.
Wezwałam kelnera i poprosiłam o jeszcze jedno piwo.
— Słuchaj no, Johnny — powiedziałam. — Na pewno nie uda mi się wgryźć w tę sprawę, jeżeli nie dowiem się więcej o tobie i sytuacji, w jakiej się znajdujesz. Dlaczego ktoś miałby cię zabić, skoro wiedział, że i tak zaraz zostaniesz wskrzeszony, czy jak to się tam u was nazywa?
— Dostrzegam dwa prawdopodobne motywy — odparł znad swego piwa.
Skinęłam głową.
— Pierwszy to stworzenie luki w twojej pamięci, co się znakomicie udało — mruknęłam. — Wynika z tego, że to, o czym miałeś zapomnieć, wydarzyło się lub zwróciło twoją uwagę właśnie w ciągu minionych paru dni. Jaki miałby być drugi motyw?
— Przesłanie mi wiadomości. Niestety nie wiem, jaka to miałaby być wiadomość ani od kogo.
— A wiesz może, kto mógłby życzyć sobie twojej śmierci?
— Nie.
— I nie domyślasz się?
— Nie.
— Większości morderstw dokonują w nagłym przypływie wściekłości ludzie dobrze znani ofiarom. Na przykład członkowie rodzin, znajomi albo kochankowie. To samo dotyczy zabójstw z premedytacją.
Johnny nic na to nie odpowiedział. W jego twarzy było coś nieprawdopodobnie atrakcyjnego — jakby typowo męska siła połączona z typowo kobiecą przenikliwością. A może to te oczy?