Выбрать главу

– Witajcie – powiedziałem, kiedy Siri ponownie włączyła translator.

Przez mniej więcej minutę trwała cisza, a potem w słuchawkach rozbrzmiały podekscytowane, piskliwe głosy:

“daleko/nie-płetwa/powitanie?/gonitwa/zabawa?”

– Co to ma znaczyć, do diabła? – zapytałem Siri, a translator natychmiast przetłumaczył moje pytanie. Zobaczyłem, że dziewczyna uśmiecha się pod maską.

Spróbowałem jeszcze raz.

– Witajcie! Pozdrowienia od… eee… z powierzchni. Jak się macie?

Wielki samiec (przynajmniej wydaje mi się, że to był samiec) wyłonił się z mroku i pomknął ku nam jak torpeda. Płynął z prędkością dziesięć razy większą od tej, jaką mnie udałoby się osiągnąć, nawet gdybym przypiął płetwy. Przez chwilę wydawało mi się, że chce nas staranować, więc skuliłem się i przywarłem do korzenia. Sekundę później był już daleko za nami, podczas gdy ja i Siri walczyliśmy z silnymi zawirowaniami, jakie po sobie pozostawił, a w uszach dźwięczał nam jeszcze jego piskliwy krzyk:

“nie-płetwa/nie-pokarm/nie-gonitwa/nie-zabawa”

Siri wyłączyła translator i podpłynęła bliżej. Złapała mnie lekko za ramiona, ja zaś trzymałem się korzenia tylko jedną ręką. Przytuleni do siebie czuliśmy, jak ciepła woda przepływa obok nas, i obserwowaliśmy ławice małych rybek, kręcących się wśród plątaniny bocznych odrostów. W oddali widać było ciemne kształty delfinów.

– Wystarczy? – zapytała, położywszy mi rękę na piersi.

– Spróbuję jeszcze raz.

Siri skinęła głową i uruchomiła urządzenie, jednocześnie obejmując mnie ramieniem.

– Dlaczego zawsze towarzyszycie wyspom? – zapytałem. – Czy macie z tego jakieś korzyści?

“brzmienie/stare pieśni/głęboka woda/nie-Wielkie Głosy/nie-Rekin/stare pieśni/nowe pieśni”

Siri przylgnęła teraz do mnie całym ciałem. Na plecach czułem jej lewą rękę.

– Wielkie Głosy to wieloryby – szepnęła. Długie włosy układały się w wodzie w falujące smugi. Prawa ręka przesunęła się w dół i zamarła na chwilę, jakby zaskoczona tym, co tam znalazła.

– Tęsknicie za Wielkimi Głosami? – zapytałem ruchliwe cienie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Siri oplotła moje biodra nogami. Powierzchnia morza, od której dzieliło nas co najmniej czterdzieści metrów, przypominała rozświetloną od wewnątrz warstwę świeżo ubitej piany.

– Za czym najbardziej tęsknicie? Czego wam najbardziej brakuje z oceanów Starej Ziemi?

Lewą ręką przyciągnąłem Siri jeszcze bliżej, przesunąłem dłoń w dół, ku pośladkom, i tam ją zatrzymałem. Krążącym w pewnym oddaleniu delfinom musieliśmy wydawać się jedną istotą. Siri wsunęła się na mnie i naprawdę staliśmy się jednym ciałem.

Translator unosił się za plecami dziewczyny. Wyciągnąłem rękę, by go wyłączyć, ale wstrzymałem się jeszcze sekundę, gdyż w uszach zabrzmiała mi piskliwa odpowiedź:

“tęsknię Rekin/tęsknię Rekin/tęsknię Rekin/Rekin/Rekin”

Wyłączyłem urządzenie i potrząsnąłem głową. Nic z tego nie rozumiałem. Nie rozumiałem mnóstwa rzeczy. Zamknąłem oczy i poruszałem się z Siri w łagodnym rytmie morskich prądów, podczas gdy delfiny uwijały się wokół nas, a ich piskliwe nawoływania coraz bardziej upodabniały się do żałosnego, prastarego lamentu.

Na drugi dzień tuż przed wschodem słońca Siri i ja zeszliśmy ze wzgórz i przyłączyliśmy się do obchodów Święta. Przez całą noc i cały dzień uganialiśmy się po okolicy, pod namiotami z pomarańczowego jedwabiu jedliśmy posiłki z nieznanymi ludźmi, kąpaliśmy się w lodowatej wodzie rzeki Shree oraz tańczyliśmy przy dźwiękach muzyki, która bez przerwy towarzyszyła nie kończącej się procesji ruchomych wysp. Byliśmy spragnieni siebie. Kiedy obudziłem się o zachodzie słońca, Siri znikła. Wróciła, zanim jeszcze na niebie pojawił się księżyc, i oznajmiła, że jej rodzice wyruszyli wraz z przyjaciółmi na kilkudniową wycieczkę, zostawiając w Pierwszej Osadzie śmigacz. Bezzwłocznie ruszyliśmy w kierunku miasta, zatrzymując się przy kolejnych ogniskach. Mieliśmy zamiar polecieć na zachód, do rodzinnej posiadłości w pobliżu Fevarone.

Było już bardzo późno, lecz na głównym placu Pierwszej Osady nadal tłoczyło się mnóstwo ludzi. Nie posiadałem się z radości. Miałem dziewiętnaście lat i byłem zakochany, tak więc prawie nie odczuwałem wynoszącego 0,93 g przyciągania planety. Z pewnością poleciałbym, gdybym miał skrzydła. Mógłbym zrobić wszystko, na co tylko miałem ochotę.

Zatrzymaliśmy się przy jednym z kiosków, żeby kupić ciastka i kawę. Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl.

– Skąd wiedziałaś, że jestem ze statku?

– Cicho bądź, Merin, i zajmij się śniadaniem. Kiedy znajdziemy się w willi, przygotuję coś bardziej konkretnego.

– Ale ja mówię poważnie – odparłem, ocierając usta rękawem dalekiego już od czystości kostiumu. – Rano powiedziałaś, że poznałaś na pierwszy rzut oka, skąd przybywam. W jaki sposób? Zdradził mnie akcent? A może kostium? Ale przecież Mike i ja widzieliśmy sporo ludzi w identycznym przebraniu!

Siri roześmiała się i odgarnęła włosy do tyłu.

– Ciesz się, że to ja cię zdemaskowałam, kochanie. Gdybyś trafił na wujka Greshama albo na jego przyjaciół, narobiłbyś sobie poważnych kłopotów.

– Naprawdę? Dlaczego?

Wziąłem jeszcze jedno ciastko. Siri zapłaciła sprzedawcy, a ja podążyłem za nią przez rzednący tłum. Czułem, jak powoli zaczyna mnie ogarniać zmęczenie.

– Są Separatystami – wyjaśniła Siri. – Wujek Gresham niedawno wygłosił przed Radą przemowę, w której stwierdził, że lepiej zginąć z bronią w ręku niż dać się pożreć waszej Hegemonii. Powiedział też, że powinniśmy zniszczyć transmiter, zanim on zniszczy nas.

– Naprawdę? A czy powiedział, w jaki sposób chce się do tego zabrać? O ile wiem, nie macie tu ani jednego statku kosmicznego.

– Rzeczywiście, i to już od ponad pięćdziesięciu lat. Sam widzisz, jak bardzo irracjonalni potrafią być Separatyści.

Skinąłem głową. Kapitan Singh i radca Hamlyn poinformowali nas o tak zwanych Separatystach z Maui-Przymierza. “Jest to tradycyjna koalicja kolonialnych szowinistów i wsteczników – powiedział Singh. – Jedna z przyczyn, dla których posuwamy się naprzód małymi krokami i przed uruchomieniem transmitera staramy się rozwinąć potencjał handlowy planety. Nikomu w Sieci nie zależy na tym, żeby zbyt wcześnie wypuścić tych dzikusów z zagrody. Istnienie takich grup jak Separatyści to także główny powód, dla którego zarówno wy, jak i robotnicy, nie możecie kontaktować się z miejscową ludnością”.

– Gdzie twój śmigacz? – zapytałem.

Plac szybko pustoszał. Większość muzyków spakowała już instrumenty, a na trawie i chodnikach, wśród stert śmieci i wygasłych latarni, głośno chrapali strudzeni uczestnicy zabawy. Pozostało tylko kilka enklaw ruchu i dźwięku, skupionych już to wokół samotnego gitarzysty, już to jakiegoś rozśpiewanego pijaka. Bez trudu dostrzegłem Mike’a Osho, który – bez maski i z dziewczyną uczepioną każdego ramienia – uczył tańca Hava Nagilla grupkę ogromnie chętnych, lecz niezbyt sprawnych naśladowców. Co chwila ktoś padał na ziemię, pociągając za sobą innych, a wówczas, przy wtórze gromkiego śmiechu, Mike pomagał im znów stanąć na nogi i ponownie zaczynał nucić melodię swoim donośnym, głębokim basem.

– Tam – powiedziała Siri, wskazując niewielki parking przed ratuszem. Skinąłem głową i pomachałem Mike’owi, ale on był zanadto zajęty swymi dwiema kobietami, żeby zwrócić na mnie uwagę. Siri i ja przeszliśmy już na drugą stronę placu i skryliśmy się w cieniu starych budynków, kiedy nagle ktoś zawołał głośno:

– Ej, ty! Spójrz na nas, ty skurwysyński sługusie Hegemonii!

Na sekundę zamarłem w bezruchu, a potem odwróciłem się gwałtownie z zaciśniętymi pięściami, ale nikogo za mną nie było. Sześciu młodych ludzi zeszło natomiast z wybudowanej naprędce estrady i ustawiło się półkolem za plecami Mike’a. Ich przywódca, który wysforował się nieco do przodu, był wysoki, szczupły i wręcz nieprawdopodobnie przystojny. Mógł mieć dwadzieścia pięć albo dwadzieścia sześć lat, a jego długie kręcone włosy opadały jasnymi kędziorami na szkarłatny strój z jedwabiu, podkreślający znakomitą sylwetkę. W prawej ręce trzymał metrowej długości miecz, który zdawał się wykuty z hartowanej stali.