Выбрать главу

– …tak więc z ogromną przyjemnością zamykam ten obwód i witam was, mieszkańcy Maui-Przymierza, w wielkiej rodzinie Hegemonii Człowieka.

Cienki promień lasera wystrzela pionowo w niebo. Tłum wiwatuje, rozlegają się dźwięki muzyki. Mrużąc oczy dostrzegam hen, wysoko, nową gwiazdę. Jakaś cząstka mnie wie, co stało się na orbicie.

Przez kilka mikrosekund transmiter naprawdę działał. Przez kilka mikrosekund czas i przestrzeń naprawdę przestały być przeszkodą. Zaraz potem nagłe uderzenie grawitacyjne, stanowiące efekt uboczny uaktywnienia transmitera, zdetonowało niewielki ładunek plastiku, który umieściłem na powierzchni jednej z masywnych metalowych kuł, chroniących precyzyjne urządzenia. Ta eksplozja nie była widoczna z powierzchni planety, lecz już sekundę później rozszerzająca się gwałtownie sfera Schwarzschilda pochłonęła trzydzieści sześć tysięcy ton aktywnego dodecahedronu, a wraz z nimi kilka tysięcy kilometrów okolicznej przestrzeni. To już jest widoczne. Nad głowami zebranych wybucha oślepiająco białym blaskiem miniaturowa Nova.

Muzyka milknie. Ludzie krzyczą przeraźliwie i rzucają się na oślep do ucieczki. Niepotrzebnie. Wyemitowane podczas wybuchu promieniowanie nie ma najmniejszych szans, by przedrzeć się przez gęstą atmosferę planety. Na niebie pojawia się wyraźna plazmowa kreska; to “Los Angeles” oddala się od małej, szybko zapadającej się czarnej dziury. Wiatr przybiera na sile, na morzu pojawiają się grzywacze. Dzisiejszej nocy przypływy i odpływy będą zupełnie inne niż do tej pory.

Chcę powiedzieć coś mądrego i głębokiego, lecz nic nie przychodzi mi do głowy. Poza tym nie bardzo miałby mnie kto słuchać. Wmawiam sobie, że oprócz wrzasków i złorzeczeń rozlegają się także odosobnione okrzyki radości.

Ponownie dotykam miedzianozłotego wzoru i mata kieruje się nad port, nabierając stopniowo prędkości. Jastrząb Thomasa, który do tej pory chyba drzemał w powietrzu, ukołysany delikatnymi prądami wstępującymi, w panice usuwa mi się z drogi.

– Niech tu przylecą! – krzyczę do uciekającego jastrzębia. – Niech tu przylecą! Będę miał wtedy trzydzieści pięć lat i na pewno nie będę sam, więc niech przylatują, jeśli starczy im odwagi!

Potrząsam pięścią i śmieję się głośno. Wiatr targa mi włosy, osuszając pot na mojej piersi i ramionach.

Nieco spokojniejszy, kieruję matę ku jednej z najdalszych wysp. Nie mogę się doczekać spotkania z pozostałymi, ale najbardziej zależy mi na tym, by jak najprędzej powiedzieć Morskiemu Ludowi, że oto nadszedł wreszcie czas, by Rekin zamieszkał w oceanach Maui-Przymierza.

Później, kiedy zdobędą planetę, opowiem im o niej. Zaśpiewam im o Siri.

Kaskady światła, towarzyszące odległej kosmicznej bitwie, nadal wpadały do pomieszczenia przez wysokie okna. Panowała całkowita cisza, w której tym lepiej było słychać szum wiatru, prześlizgującego się po kamiennych ścianach. Pielgrzymi siedzieli zbici w ciasną gromadkę, pochyleni do przodu i wpatrzeni w zabytkowy komlog, jakby oczekując na ciąg dalszy.

Nie było ciągu dalszego. Konsul wyjął mikrodysk z urządzenia i schował go do kieszeni.

Sol Weintraub pogładził śpiące dziecko po główce, po czym zwrócił się do konsula.

– Z pewnością nie ty jesteś Merinem.

– Nie – odparł konsul. – Merin Aspic zginał podczas Rebelii. Rebelii Siri.

– W jaki sposób wszedłeś w posiadanie tego zapisu? – zapytał ojciec Hoyt. Choć twarz księdza wykrzywiał grymas bólu, nie ulegało wątpliwości, że opowieść mocno go poruszyła. – Jest naprawdę niesłychany…

– Sam mi go dał, zaledwie na kilka tygodni przedtem, zanim zginął podczas Bitwy o Archipelag. – Konsul popatrzył na otaczające go twarze. – Jestem ich wnukiem – wyjaśnił. – Siri i Merina. Mój ojciec – Donel, o którym Aspic wspomina w swojej relacji – po przyjęciu Maui-Przymierza do Protektoratu został pierwszym Przewodniczącym Rady. Później wybrano go senatorem. Pełnił tę funkcję aż do śmierci. Tego dnia, na wzgórzu, koło grobowca Siri, miałem dziewięć lat. Jedenaście lat później, kiedy byłem już wystarczająco dorosły, żeby walczyć po stronie rebeliantów, Aspic zjawił się nocą na naszej wyspie, wziął mnie na stronę i stanowczo zakazał brać udział w powstaniu.

– A chciałeś walczyć? – zapytała Brawne Lamia.

– O tak. I zginąć. Taki właśnie los spotkał co trzeciego mężczyznę, co piątą kobietę, wszystkie delfiny i wiele wysp, mimo że Hegemonia starała się ocalić ich tak wiele, jak tylko to było możliwe.

– To wstrząsający dokument – powiedział Sol Weintraub. – Ale dlaczego tu jesteś? Co spowodowało, że bierzesz udział w pielgrzymce do Chyżwara?

– Jeszcze nie skończyłem – odparł konsul. – Słuchajcie.

Mój ojciec był równie słaby jak moja babka silna. Hegemonia nie czekała jedenastu lat – okręty bojowe Armii zjawiły się na orbicie po niespełna pięciu latach. Ojciec przyglądał się, jak pośpiesznie sklecone statki rebeliantów są unicestwiane jeden po drugim. Występował w obronie Hegemonii nawet wówczas, kiedy jej okręty rozpoczęły regularne oblężenie naszej planety. Pamiętam, że kiedy miałem piętnaście lat, stałem wraz z rodziną na najwyższym tarasie naszej wyspy i obserwowałem dziesiątki innych, płonących w oddali, podczas gdy śmigacze Armii bombardowały ocean ładunkami głębinowymi. Powierzchnia morza była aż szara od ciał martwych delfinów.

Moja starsza siostra Lira przyłączyła się do beznadziejnej walki po klęsce rebeliantów w Bitwie o Archipelag. Naoczni świadkowie widzieli, jak zginęła. Ciała nie odnaleziono, a mój ojciec nigdy potem nie wspomniał jej imienia.

Trzy lata po zawarciu rozejmu i przyłączeniu do Protektoratu, my, koloniści, stanowiliśmy na planecie wyraźną mniejszość. Zgodnie z przepowiednią Merina, wyspy oswojono i wydzierżawiono turystom. Pierwsza Osada jest teraz jedenastomilionowym miastem o mnóstwie strzelistych wież i rozległych przedmieściach, które rozciągają się niemal na całą wyspę. Port nadal pełni rolę targowiska, gdzie potomkowie Pierwszych Rodzin handlują pamiątkami i potwornie drogimi dziełami sztuki wątpliwej wartości.

Kiedy ojciec został wybrany senatorem, przenieśliśmy się na jakiś czas na Pierwszą Tau Ceti, gdzie ukończyłem szkołę. Byłem posłusznym synem, wychwalającym pod niebiosa zalety życia w Sieci, zgłębiającym pełną chwały historię Hegemonii Człowieka i przygotowującym się do rozpoczęcia kariery w służbie dyplomatycznej.

Jednocześnie przez cały czas czekałem.

Wróciłem na Maui-Przymierze krótko po ukończeniu studiów, by podjąć pracę na Głównej Wyspie Administracyjnej. Do moich zadań należało między innymi odwiedzanie setek platform wiertniczych, nadzorowanie postępów przy budowie dziesiątków podmorskich kompleksów przemysłowych oraz koordynowanie poczynań najróżniejszych firm budowlanych, głównie z TC2 i Sol Draconis Septem. Nie lubiłem tej pracy, ale dawałem sobie dobrze radę. Uśmiechałem się. I czekałem.

Wziąłem za żonę dziewczynę z jednej z Pierwszych Rodzin, a po otrzymaniu najwyższej oceny na egzaminie dla kandydatów do pracy w korpusie dyplomatycznym – nie zdarzało się to zbyt często – poprosiłem o wyznaczenie mi placówki poza Siecią.

W ten sposób zaczęła się nasza prywatna diaspora. Stałem się znakomity w swoim fachu. Byłem urodzonym dyplomatą. Po zaledwie pięciu latach standardowych otrzymałem stanowisko wicekonsula, po dalszych trzech zostałem konsulem. Tam gdzie pracowałem, nie miałem co liczyć na więcej.

Sam podjąłem taką decyzję. Pracowałem dla Hegemonii. I czekałem.

Początkowo moja rola polegała na tym, żeby przekonać kolonistów, iż Hegemonia naprawdę pragnie im pomóc w tym, co najlepiej potrafią, to znaczy w niszczeniu miejscowych form życia. Nie jest przypadkiem, że od początku trwającej już sześć stuleci ekspansji w kosmosie Hegemonia nie natrafiła na żaden gatunek, który według skali Drake’a-Turinga-Chena można by uznać za inteligentny. Na Starej Ziemi już dawno temu przyjęto założenie, że człowiek ma prawo i obowiązek zniszczyć każdy gatunek, który umieściłby go w swoim łańcuchu pokarmowym. Według kryteriów obowiązujących w Sieci oznaczało to, że wszystkie istoty, które próbowałyby współzawodniczyć z ludźmi pod względem intelektualnym, będą unicestwione na długo przed uruchomieniem na ich planecie pierwszego transmitera.