Выбрать главу

– M. Weintraub! Czy to prawda, że Rachelę dosięgła klątwa Grobowców Czasu? Czy Rachela widziała Chyżwara?

– Hej, Weintraub! Sol! Hej, Solly! Co zrobicie z żoną, kiedy dzieciak zniknie?

Jeden z reporterów zastąpił mu drogę. Soczewki wszczepionej w czoło, stereowizyjnej kamery wydłużyły się, kiedy mężczyzna wykonywał zbliżenie dziewczynki. Sol złapał go za długie włosy, które szczęśliwym trafem były związane w koński ogon, i gwałtownym szarpnięciem odsunął na bok.

Podekscytowana zgraja kłębiła się wokół domu przez siedem tygodni. Sol miał okazję przypomnieć sobie to, co kiedyś wiedział o małych społecznościach, a o czym zdążył później zapomnieć: często były nieznośne, zawsze prowincjonalne w sposobie myślenia, czasem wścibskie, ale za to nigdy nie podporządkowały się bezwzględnemu prawu, które głosiło, że “opinia publiczna ma prawo wiedzieć”.

W przeciwieństwie do Sieci. Sol przeszedł do ofensywy, uznając, że jest to lepsze rozwiązanie, niż dać się wraz z rodziną zamknąć w domu oblężonym przez żądnych sensacji reporterów. Organizował konferencje prasowe, transmitowane przez najpopularniejsze kanały telewizyjne, uczestniczył w dyskusjach WszechJedności, a nawet wziął osobiście udział w zjeździe lekarzy na Pasażu. W ciągu dziesięciu miesięcy standardowych odwiedził osiemdziesiąt planet, wszędzie apelując o pomoc dla córki.

Otrzymał mnóstwo ofert, lecz zdecydowana większość z nich pochodziła od przeróżnej maści jasnowidzów, bioterapeutów, magików, domorosłych naukowców pragnących zyskać nieco rozgłosu, wyznawców Chyżwara oraz od innych fanatyków, którzy dowodzili, że Rachela zasłużyła sobie na surową karę. Mnóstwo firm proponowało swoje usługi w zamian za udział w ich kampaniach reklamowych, natomiast zwykli ludzie wyrażali współczucie dla Racheli i jej rodziców – czasem załączając nawet karty uniwersalne oraz prośbę, aby zgromadzone na nich pieniądze wykorzystać na leczenie dziewczynki. Uczeni wyrażali swoje niedowierzanie, producenci holofilmów zgłaszali chęć nabycia wyłącznych praw do filmowania losów Racheli, pośrednicy w handlu nieruchomościami zaś proponowali kupno luksusowych rezydencji.

Reichsuniversität zatrudnił zespół specjalistów, których zadaniem było stwierdzić, czy któreś z nadesłanych ofert mogą okazać się przydatne dla Racheli. Większość uznano za całkowicie bezużyteczne, kilka wzięto poważnie pod uwagę, ostatecznie jednak żadne z proponowanych rozwiązań nie przyniosło najmniejszych rezultatów.

Uwagę Sola zwróciła jedna z depesz. Nadeszła od przewodniczącego kibucu K’far Szalom na Hebronie i była bardzo krótka:

PRZYJEDŹCIE, KIEDY BĘDZIECIE MIELI DOSYĆ

Mieli dosyć już wkrótce potem. Po kilku miesiącach jawne oblężenie dobiegło końca, lecz oznaczało to tylko początek aktu drugiego. Brukowe gazety nazywały Sola “Żydem Wiecznym Tułaczem”, który wędruje po świecie w poszukiwaniu lekarstwa na dziwaczną chorobę, jaka stała się udziałem jego dziecka. O Sarai nigdy nie pisano inaczej niż jako o “zrozpaczonej matce”, Rachela zaś była “dzieckiem skazanym na unicestwienie” albo “młodą dziewicą, ofiarą tajemniczego przekleństwa Grobowców Czasu”. Kiedy wychodzili z domu, zza każdego drzewa wychylał się reporter albo automatyczna kamera.

Mieszkańcy Crawford odkryli, że na nieszczęściu Weintraubów mogą zarobić spore pieniądze. Początkowo zachowywali się bardzo lojalnie wobec cierpiącej rodziny, potem jednak, kiedy w miasteczku pojawili się ludzie z Bussard City, sprzedający bawełniane koszulki i pocztówki oraz proponujący przejażdżki coraz liczniej przybywającym turystom, miejscowi biznesmeni zawahali się, a następnie jednogłośnie ustalili, że jeśli można tu coś zyskać, to profity nie powinny trafiać do kieszeni obcych.

Po czterystu trzydziestu ośmiu latach standardowych względnego odosobnienia miasteczko Crawford otrzymało terminal transmitera, dzięki czemu goście nie musieli znosić niewygody dwudziestominutowej podróży drogą powietrzną z Bussard City. Ruch wzrastał z każdym dniem.

W dniu przeprowadzki padał ulewny deszcz i ulice były puste. Rachela nie płakała, ale od rana rozglądała się dokoła szeroko otwartymi oczami i wydawała się dziwnie przyciszona. Za dziesięć dni miała skończyć sześć lat.

– Tatusiu, dlaczego musimy stąd wyjeżdżać?

– Po prostu musimy, kochanie.

– Ale dlaczego?

– Nie ma innej rady, maleńka. Na pewno spodoba ci się na Hebronie. Mają tam mnóstwo parków.

– Dlaczego nic nie mówiliście, że mamy się przeprowadzić?

– Mówiliśmy, złotko. Widocznie zapomniałaś.

– A co z Gram, wujkiem Richardem, ciocią Tethą, wujkiem Saulem i wszystkimi?

– Będą mogli nas odwiedzać, kiedy zechcą.

– A Niki, Linna i moje koleżanki?

Sol nic nie odpowiedział, tylko zajął się przenoszeniem bagaży do EMV. Dom został sprzedany i teraz był już niemal zupełnie pusty, gdyż większość mebli albo także znalazła nowych właścicieli, albo czekała już na Hebronie. Przez miniony tydzień Weintraubowie przyjmowali nie kończące się odwiedziny przyjaciół, kolegów z uniwersytetu, a nawet lekarzy z Reichu, którzy od osiemnastu lat opiekowali się Rachelą. Teraz jednak ulica opustoszała. Deszcz bębnił w plastikowy dach starego EMV i ściekał po nim małymi strumyczkami. Cała trójka siedziała przez chwilę w pojeździe, spoglądając bez słowa na dom. Czuć było wyraźnie zapach mokrej wełny i mokrych włosów.

Rachela tuliła do piersi pluszowego misia, którego Sarai znalazła na strychu przed sześcioma tygodniami.

– To nie w porządku – powiedziała.

– Masz rację – zgodził się z nią Sol. – To nie w porządku.

Hebron był pustynną planetą. Po prowadzonych przez cztery stulecia, zakrojonych na ogromną skalę pracach inżynieryjnych jego atmosfera stała się zdatna do oddychania, a na kilku milionach hektarów można było uprawiać rośliny. Miejscowa fauna była niewielkich rozmiarów, niezwykle wytrzymała i szalenie ostrożna, a więc dokładnie taka sama jak istoty, które przybyły z Ziemi, nie wyłączając ludzi.

– My, Żydzi, jesteśmy chyba masochistami – stwierdził Sol, kiedy przybyli do małej wioski Dan położonej w pobliżu rozpalonego słońcem kibucu K’far Szalom. – Mieliśmy do wyboru dwadzieścia tysięcy planet, a zdecydowaliśmy się właśnie na tę.

Jednak nie masochizm kazał osiedlić się tutaj pierwszym przybyszom, podobnie jak nie masochistycznymi preferencjami kierował się Sol, wybierając to miejsce dla siebie i swojej rodziny. Hebron może i był w większości pustynią, jednak uzdatnione tereny wręcz przerażały swoją żyznością. Uniwersytet Synaju cieszył się renomą w całej Sieci, jego Centrum Medyczne zaś zdobyło wielką popularność wśród zamożnych pacjentów, co zapewniało odpowiednie zyski. Hebron dysponował tylko jednym terminalem transmitera – w Nowej Jerozolimie – i nie wyrażał zgody na budowanie następnych, a nie należąc ani do Hegemonii, ani do Protektoratu, obciążał turystów wysokimi opłatami, jednocześnie nie pozwalając im zwiedzać niczego poza Nową Jerozolimą. Jeżeli jakiś Żyd pragnął ukryć się przed światem, tutaj mógł to uczynić znacznie lepiej niż na którejkolwiek z trzystu innych planet zamieszkanych przez człowieka.

Sam kibuc nosił tę nazwę raczej ze względu na przywiązanie do tradycji niż na stan faktyczny. Weintraubowie otrzymali własny, skromny dom wzniesiony z suszonej w słońcu cegły, z mnóstwem łuków i podłogami z surowego drewna; z okien domu roztaczał się wspaniały widok na ciągnącą się aż po horyzont pustynię, od której oddzielał ich jedynie wąski pas zagajników drzew pomarańczowych i oliwek. Tutaj słońce wszystko osusza, pomyślał Sol. Nawet zmartwienia i niedobre myśli. Światło było tak silne, że niemal namacalne, a ściany ich domu jeszcze godzinę po zachodzie słońca jarzyły się delikatną, różową poświatą.

Codziennie rano Sol siadał przy łóżku córeczki i czekał na jej przebudzenie. Pierwsze minuty, kiedy była lekko zdezorientowana, zawsze sprawiały mu największy ból, ale zależało mu na tym, żeby zaraz po otwarciu oczu widziała go przy sobie. Trzymał ją za rękę, odpowiadając cierpliwie na pytania.