Выбрать главу

Marek poczuł, jak rozwiewają się wszystkie jego nadzieje. Z żalem patrzył na Julię.

– Co się stało? – zaniepokoiła się. – Przecież to, co powiedziałam, powinno cię uspokoić. Lex nic nie grozi, absolutnie nic!

Marek pokręcił głową. Rozejrzał się po sali, która powoli się zapełniała, i przysunął się do Julii.

– Twierdzisz, że około drugiej nad ranem nie słyszałaś żadnego hałasu? – szepnął.

– Przecież ci powiedziałam! – Julia także mówiła szeptem. – Nie masz powodu się martwić.

Marek wypił pół kufla piwa i wsparł głowę dłońmi.

– Jesteś dobra – rzekł łagodnie – bardzo dobra, Julio.

Kobieta patrzyła na niego, nie rozumiejąc.

– Ale kłamiesz – ciągnął. – Kłamiesz od A do Z!

– Nie mów tak głośno – obruszyła się. – Więc mi nie wierzysz? Tego już chyba za wiele!

Marek mocniej ścisnął rękę Julii i zauważył przypatrującego się im Mateusza.

– Posłuchaj, Julio: tej nocy widziałaś, jak Aleksandra wychodzi z domu, i wiesz, że nas okłamała. Teraz więc kłamiesz, żeby ją kryć. Jesteś poczciwa, ale niechcący osiągnęłaś efekt przeciwny do zamierzonego. Bo wyobraź sobie, że o drugiej w nocy byłem na ulicy! I to dokładnie przed twoją furtką. Razem z Mateuszem starałem się uciszyć Łukasza i zabrać go do domu. A ty, po swoich pigułkach, spałaś jak suseł i nic nie słyszałaś! Spałaś! W dodatku, skoro już o tym wspomniałaś, w pokoju Cyryla nie paliło się światło. Jestem tego pewien. Zresztą zapytaj Mateusza.

Julia, speszona, niepewna, zwróciła oczy na Mateusza, który wolno kiwał głową.

– A teraz powiedz mi prawdę – podjął Marek. – Tak będzie lepiej dla Lex, jeżeli chcemy skutecznie jej bronić. Bo twoja metoda okazała się kiepska i na pewno nie przyniesie pożytku. Jesteś zbyt naiwna i uważasz policjantów za głupich smarkaczy.

– Nie ściskaj mi tak ręki – syknęła Julia. – To boli! A poza tym klienci na nas patrzą.

– Więc jak, Julio?

Milcząc, spuściła głowę i zajęła się myciem szklanek.

– Najlepiej będzie, jeśli wszyscy tak powiemy – zaproponowała nieoczekiwanie. – Nie wychodziliście po Łukasza, ja nic nie słyszałam, a Lex nie opuszczała domu. Koniec kropka.

Marek znowu pokręcił głową.

– Nic nie rozumiesz! Łukasz nas wołał, krzyczał na całe gardło. Mógł go słyszeć każdy, kto tu mieszka. To się nie uda i dodatkowo pogarsza sytuację. Powiedz mi prawdę, zapewniam, że tak będzie najlepiej. Potem zastanowimy się, jak zręcznie kłamać.

Julia wciąż nie mogła się zdecydować. Stała przed nim, mnąc w ręku ścierkę. Mateusz podszedł do niej, położył dużą dłoń na jej ramieniu i szepnął coś na ucho.

– Dobrze – powiedziała Julia. – Zabrałam się do tego jak niezdara, przyznaję. Ale skąd miałam wiedzieć, że o drugiej nad ranem wszyscy byliście przed domem? Aleksandra dokądś pojechała, to prawda. Ruszyła po cichu, nie włączając świateł, pewnie dlatego, że nie chciała budzić Cyryla.

– O której to było? – Marek zadał jej to pytanie z zaciśniętym gardłem.

– Piętnaście po jedenastej. Kiedy zeszłam na dół po książkę. Bo to akurat prawda. Zdenerwowałam się, widząc, że znowu gdzieś jedzie. Ze względu na małego. Nieważne, czy go zabrała, czy zostawiła. To irytujące. Pomyślałam, że muszę zdobyć się na rozmowę z nią, i to już rano, chociaż to nie moja sprawa. Lampka w pokoju Cyryla nie była włączona, to też prawda. I oczywiście nie zostałam na dole, żeby poczytać. Poszłam do siebie i połknęłam pigułkę, bo byłam zdenerwowana. Zasnęłam, ledwie przyłożywszy głowę do poduszki. A kiedy dziś rano, z informacji o dziesiątej dowiedziałam się o tym zabójstwie, wpadłam w panikę. Przed chwilą usłyszałam, jak Lex mówi ci, że nie ruszała się z domu. Dlatego pomyślałam… pomyślałam, że najlepiej będzie, jeżeli…

– Potwierdzisz jej wersję.

Julia ze smutkiem pokiwała głową.

– Lepiej bym zrobiła, milcząc – powiedziała.

– Nie obwiniaj się o to – pocieszał Marek. – Policja w końcu i tak by to ustaliła, ponieważ po powrocie Aleksandra zaparkowała w innym miejscu. Teraz, kiedy już o wszystkim wiem, przypomniałem sobie, że wczoraj przed kolacją widziałem samochód Zofii – stał pięć metrów przed bramą. Przechodziłem tuż przed nim. Jest czerwony, rzuca się w oczy. Dziś rano, kiedy szedłem po gazetę, pewnie około wpół do jedenastej, już go tam nie było. Na jego miejscu stał szary samochód sąsiadów z rogu albo bardzo podobny. Ponieważ w nocy ktoś zajął miejsce Aleksandry, musiała zaparkować gdzie indziej. Dla gliniarzy to pestka. Nasza uliczka jest mała, każdy potrafi rozpoznać samochód sąsiada, nie sądzę, żebym tylko ja zwrócił uwagę na ten szczegół.

– Ale to o niczym nie świadczy – powiedziała Julia. – Aleksandra mogła używać samochodu dziś rano.

– Z pewnością to sprawdzą.

– Gdyby zrobiła to, o co podejrzewa ją Leguennec, postarałaby się rano wrócić na dawne miejsce!

– Pomyśl przez chwilę, Julio. Jak mogła wrócić na miejsce, które zajął inny samochód? Przecież nie dałaby rady go przesunąć.

– Masz rację, opowiadam bzdury. Chyba nie potrafię już logicznie myśleć. Ale przecież to nie zmienia faktu, że jeśli nawet Lex wyszła, to tylko na spacer, na niewinną przejażdżkę!

– I ja tak myślę – rzekł Marek. – Ale jakim cudem zamierzasz wbić to Leguennecowi do głowy? Świetnie wybrała sobie wieczór na przejażdżkę! Po tym, co przeszła do tej pory, mogłaby chyba siedzieć spokojnie, co?

– Nie tak głośno – upomniała go znowu.

– Doprowadza mnie to do szału – mruknął Marek. – Zupełnie jakby robiła to celowo!

– Postaw się na jej miejscu, skąd miała wiedzieć, że ktoś zamorduje Dompierre’a?

– Na jej miejscu siedziałbym jak mysz pod miotłą. Jej sytuacja nie wygląda różowo, Julio! Powiedziałbym raczej, że czarno!

Marek uderzył pięścią w blat baru i dopił piwo.

– Jak możemy jej teraz pomóc? – zapytała Julia.

– Pojadę do Dourdan, to przynajmniej mogę zrobić. Rozejrzę się za tym, czego szukał Dompierre. Leguennec nie ma prawa mi tego zabronić. Simeonidisowi wolno pokazywać archiwum, komu tylko zechce. Znasz adres jej ojca?

– Nie, ale na miejscu każdy wskaże ci jego dom. Zofia miała willę przy tej samej ulicy. Kupiła niewielką działkę, żeby nie mieszkając pod jednym dachem z macochą, móc spędzić trochę czasu z ojcem. Te kobiety nie przepadały za sobą. Ulica Strzelistych Cisów leży na skraju miasteczka. Zaczekaj, zaraz sprawdzę…

Mateusz podszedł do niego, kiedy Julia zniknęła w kuchni, gdzie zostawiła torebkę.

– Wyjeżdżasz? – zapytał Mateusz. – Chcesz, żebym pojechał z tobą? Tak na wszelki wypadek. Zaczyna się robić gorąco.

Marek uśmiechnął się do niego.

– Dobry z ciebie kumpel. Ale wolę, żebyś tu został. Julia cię potrzebuje, zresztą Lex także. A poza tym musisz opiekować się małym Grekiem. Nieźle ci idzie. Będę spokojniejszy, wiedząc, że czuwasz. Nie przejmuj się, nic mi nie grozi. Gdybym chciał podzielić się z wami tym, co odkryłem, zatelefonuję tu albo do domu Julii. Kiedy wróci chrzestny, powiedz mu o wszystkim.

Julia wróciła z notesem.