Выбрать главу

- To obłęd; dowód jej niepoczytalności — powiedział książę i wargi mu zadrżały.

- Czy pan czasem nie płacze?

- Nie, Agłajo, nie płaczę — spojrzał na nią książę.

- Cóż więc mam robić? Co mi pan poradzi? Przecież nie mogę odbierać takich listów!

- O, niech ją pani zostawi w spokoju, błagam panią! — zawołał książę. — Cóż pani ma robić w tych ciemnościach; dołożę wszelkich starań, żeby ona nie pisała do pani więcej.

- Jeżeli tak, to pan jest człowiekiem bez serca! — zawołała Agłaja. — Czyż pan nie widzi, że ona nie we mnie jest zakochana, ale w panu, tylko pana kocha! Czyż pan wszystko w niej zdołał zauważyć, a tego nie zauważył? Czy pan wie, co to takiego, co znaczą te listy? To zazdrość; to więcej niż zazdrość! Czy ona... czy pan myśli, że ona naprawdę wyjdzie za Rogożyna, jak pisze w swoich listach? Ona popełni samobójstwo nazajutrz po naszym ślubie!

Książę drgnął; serce w nim zamarło. Ale ze zdumieniem patrzył na Agłaję: wydawało mu się rzeczą nad wyraz dziwną, że to dziecko od dawna jest już kobietą.

- Bóg świadkiem, Agłajo Iwanowno, że oddałbym życie, żeby przywrócić jej spokój ducha i uczynić ją szczęśliwą, ale... już nie mogę jej kochać, i ona wie o tym!

- Więc niech się pan poświęci, to tak pasuje do pana! Pan przecież jest takim wielkim dobroczyńcą. I niech pan nie mówi do mnie "Agłajo Iwanowno"... Pan niedawno powiedział do mnie po prostu: "Agłajo"... Pan musi, pan powinien wskrzesić ją, pan powinien wyjechać z nią znowu, żeby koić i łagodzić jej serce. Przecież pan ją właściwie kocha!

- Nie mogłem się tak poświęcić, chociaż raz chciałem i... może teraz chcę. Ale wiem na pewno, że ona ze mną zginie, i dlatego ją porzucam. Miałem się widzieć z nią dziś o siódmej; ale teraz może nawet nie pójdę. W swojej dumie ona nigdy nie wybaczy mi mojej miłości — i oboje zginiemy! To nienaturalne, ale tu wszystko jest nienaturalne. Pani mówi, że ona mnie kocha, czy to jednak jest miłość? Czyż może być taka miłość po tym wszystkim, co ja już przeszedłem?! Nie, tu już jest coś innego, a nie miłość!

- Jak pan zbladł! — przestraszyła się raptem Agłaja.

- To nic; mało spałem; jestem osłabiony... myśmy rzeczywiście mówili wtedy o pani, Agłajo...

- Więc to prawda? Pan rzeczywiście mógł z nią o mnie mówić i... i jak pan mógł mnie polubić, kiedy zaledwie raz mnie widział?

- Nie wiem jak. W moich ówczesnych ciemnościach marzyła mi się... śniła mi się może nowa jutrzenka. Nie wiem, jak to się stało, że pomyślałem najpierw o pani. Prawdę wtedy pani napisałem, że nie wiem. Wszystko to było tylko marzeniem, ucieczką od ówczesnej grozy... Potem zacząłem pracować; chyba i za trzy lata bym tutaj nie przyjechał...

- Więc przyjechał pan tu dla niej? I coś zadrżało w głosie Agłai.

- Tak, dla niej.

Ze dwie minuty upłynęły w ponurym milczeniu obojga. Agłaja wstała.

- Jeżeli pan mówi — zaczęła niepewnym głosem — jeżeli pan sam wierzy, że ta... pańska kobieta... jest szalona, to mnie jej szalone fantazje nic nie obchodzą... Bardzo pana proszę, Lwie Nikołajewiczu, żeby pan wziął te trzy listy i oddał jej. I jeżeli ona — krzyknęła nagle Agłaja — jeżeli ona ośmieli się jeszcze raz przysłać mi choćby jedno słowo, to niech pan jej powie, że się poskarżę ojcu i że ją oddadzą de domu wariatów...

Książę zerwał się z ławki i patrzył ze strachem na niespodzianą wściekłość Agłai; i nagle jakby bielmo spadło mu z oczu...

- Pani nie może mieć takich uczuć... to nieprawda — mamrotał.

- To prawda! Prawda! — krzyknęła Agłaja, prawie tracąc przytomność.

- Co prawda? Jaka prawda? — rozległ się obok nich wylękniony głos.

Przed nimi stała Lizawieta Prokofiewna.

- To prawda, że wychodzę za mąż za Gawriłę Ardalionowicza! Że kocham Gawriłę Ardalionowicza i jutro z nim ucieknę z domu! — niemal rzuciła się na nią Agłaja. — Słyszała maman? Zaspokoiła swoją ciekawość ? Zadowolona z tego ?

I pobiegła do domu.

- Nie, niechże pan już teraz nie odchodzi --zatrzymała księcia Lizawieta Prokofiewna — niechże pan będzie łaskaw pofatygować się do mnie na rozmowę wyjaśniającą... Cóż to doprawdy za męczarnia; i tak nie spałam calusieńką noc...

Książę poszedł za nią.

IX

Wszedłszy do domu, Lizawieta Prokofiewna zatrzymała się zaraz w pierwszym pokoju; iść dalej nie mogła i osunęła się na szezlong, zupełnie wyczerpana, zapomniawszy nawet poprosić księcia, żeby usiadł. Był to dość duży pokój z okrągłym stołem pośrodku, z kominkiem, z mnóstwem kwiatów na półkach pod oknami i z drugą parą oszklonych drzwi do ogrodu, w tylnej ścianie. W tej samej prawie chwili weszły Adelajda i Aleksandra, pytająco i ze zdziwieniem patrząc na księcia i na matkę.

Na letnisku panny wstawały zazwyczaj około dziewiątej; tylko Agłaja w ciągu ostatnich kilku dni zaczęła jakoś wstawać cokolwiek wcześniej i chodzić na spacer do ogrodu, ale w każdym razie nie o siódmej, tylko o ósmej, a nawet później. Lizawieta Prokofiewna, która wskutek różnych zmartwień i kłopotów rzeczywiście nie zmrużyła oka przez całą noc, wstała o ósmej umyślnie, żeby iść do ogrodu i spotkać się tam z Agłaja, przypuszczając, że Agłaja już tam jest; ale ani w ogrodzie, ani w sypialni jej nie znalazła. Wtedy na dobre się wystraszyła i obudziła córki. Od służącej dowiedziała się, że Agłaja Iwanowna już o siódmej poszła do parku. Panny trochę się pośmiały z tej nowej fantazji ich kapryśnej siostry i powiedziały matce, że Agłaja może się rozgniewać, jeżeli się jej będzie szukać w parku, i że na pewno teraz siedzi z książką na zielonej ławce, o której wspominała jeszcze trzy dni temu i z powodu której o mało się nie pokłóciła z księciem Sz., gdyż ten nie znalazł w położeniu owej ławki nic nadzwyczajnego. Zastawszy schadzkę i słysząc dziwne słowa córki, Lizawieta Prokofiewna z wielu przyczyn okropnie się wystraszyła; ale przyprowadziwszy z sobą teraz księcia, zlękła się znowu, że niepotrzebnie wszczęła tę sprawę: "Dlaczegoż Agłaja nie mogłaby się spotkać i rozmówić z księciem w parku, nawet gdyby to było z góry ułożone przez nich spotkanie?"

- Niechże pan czasem nie sądzi, drogi książę — zdobyła się wreszcie na odwagę — że ściągnęłam pana tutaj na jakieś śledztwo... Ja, mój drogi, po wczorajszym wieczorze chętnie bym się nawet nie spotykała z tobą przez dłuższy czas...

W tym miejscu trochę się zacięła.

- Jednak pani bardzo by chciała wiedzieć, jak doszło do skutku moje dzisiejsze spotkanie z Agłaja Iwanowna — całkiem spokojnie dokończył książę.

- Ano owszem, bardzo bym chciała! — wybuchnęła natychmiast Lizawieta Prokofiewna. — Nie boję się nawet tak otwartego postawienia sprawy. Dlatego że nikogo nie obrażam i nikogo nie chciałam obrazić...

- Ależ, proszę pani, nawet bez żadnej obrazy rzecz jest całkiem naturalna; pani jest matką. Spotkałem się dzisiaj punktualnie o siódmej rano z Agłaja Iwanowna na skutek jej wczorajszego wezwania. Dała znać wczoraj wieczorem, przysyłając kartkę, że musi się ze mną zobaczyć i porozmawiać o ważnej sprawie. Spotkaliśmy się i całą godzinę mówiliśmy o kwestiach dotyczących właściwie tylko Agłai Iwanowny; to wszystko.

- Oczywiście wszystko, mój kochany, bez wątpienia wszystko — odparła z godnością Lizawieta Prokofiewna.

- Doskonale, książę! — powiedziała Agłaja wchodząc nagle do pokoju. — Dziękuję panu z całego serca, że pan i mnie uznał za niezdolną do tego, abym się musiała poniżyć i skłamać. Czy to wystarczy mamon, czy też książę będzie jeszcze badany?