Выбрать главу

- Wiem, proszę księcia, wiem; to znaczy, wiem, że chyba tego nie zrobię; bo tu trzeba mieć serce takie, jak ma książę. A on znowu łatwo wpada w rozdrażnienie, a przy tym nabiera różnych narowów, zanadto z góry zaczął mnie traktować; to chlipie i pcha się z uściskami, to znowu raptem zaczyna mną poniewierać i szydzić ze mnie; wtedy naumyślnie wezmę i wystawię połę surduta, hę, hę! Do widzenia księciu, bo najwidoczniej zatrzymuję i przeszkadzam w ciekawych, że tak powiem, sprawach uczuciowych...

- Ale na miłość boską, niech pan to, jak dotychczas, trzyma w tajemnicy!

- Po cichu krok w krok, po cichu krok w krok, szanowny książę!

Ale chociaż sprawa była załatwiona, książę w dalszym ciągu był zatroskany, może nawet jeszcze bardziej niż przedtem. Z niecierpliwością czekał na jutrzejsze spotkanie z generałem.

IV

Umówili się na dwunastą, ale książę całkiem niespodziewanie się spóźnił. Powróciwszy do domu zastał już u siebie generała. Od razu spostrzegł, że generał je"st niezadowolony, może właśnie z tego, że musiał czekać. Przeprosiwszy go, książę czym prędzej usiadł, ale z taką dziwną ostrożnością jak gdyby jego gość był z porcelany i co chwila trzeba się było obawiać, że się rozbije. Przedtem książę nigdy nie był taki onieśmielony w rozmowie z generałem, nie przychodziło mu to nawet na myśl. Wkrótce zorientował się, że przed nim siedzi zupełnie inny człowiek niż wczoraj: zamiast zmieszania i roztargnienia przejawiał niezwykłą powściągliwość; można było dojść do wniosku, że jest to człowiek, który powziął jakąś ostateczną decyzję. Spokój jego był zresztą raczej pozorny niż istotny. Bądź co bądź jednak gość był wytwornie nonszalancki, chociaż zachowywał się z pewną umiarkowaną godnością; a z początku nawet odnosił się do księcia jakby pobłażliwie — tak właśnie, jak to niekiedy czynią ludzie dumni, ale niesłusznie pokrzywdzeni. Mówił łagodnie, chociaż nie bez pewnego żalu w głosie.

- Oto pańska książka, którą kilka dni temu od pana wziąłem. — Skinął głową, wskazując przyniesioną przez siebie i leżącą na stole książkę. — Dziękuję.

- Ach, tak; przeczytał pan ten artykuł, generale? Jak się panu podoba? Ciekawy, prawda? — Książę ucieszył się, że może rozpocząć rozmowę na temat bardziej obojętny.

- Owszem, ciekawy, ale przy tym ordynarny i oczywiście głupi. Jest tam pewnie i dużo łgarstwa.

Generał mówił z dużą pewnością siebie i nawet trochę rozciągał wyrazy.

- Ach, to takie naiwne opowiadanie; opowiadanie starego żołnierza, naocznego świadka pobytu Francuzów w Moskwie[76]; niektóre epizody — wspaniałe. No i przecież zapiski naocznych świadków, wszelkich w ogóle świadków, są nadzwyczaj cenne. Prawda ?

- Na miejscu redaktora ja bym tego nie drukował; co się zaś tyczy w ogóle pamiętników, to ludzie prędzej dadzą wiarę ordynarnemu kłamcy, ale umiejącemu zabawnie opowiadać, niż człowiekowi godnemu szacunku i zasłużonemu. Znam pewne pamiętniki z roku osiemset dwunastego, które... Postanowiłem, proszę księcia, opuścić ten domi- dom pana Lebiediewa.

Generał spojrzał znacząco na księcia.

- Pan ma mieszkanie w Pawłowsku u... u swojej córki... — wybąkał książę nie wiedząc, co powiedzieć. Przypomniał sobie, że przecież generał przyszedł po radę w bardzo ważnej sprawie, od której zależą jego losy.

- U mojej żony; innymi słowy, u siebie i w domu mojej córki.

- Przepraszam, ja...

- Wyprowadzam się od Lebiediewa dlatego, drogi książę, dlatego, że z tym człowiekiem zerwałem; zerwałem wczoraj wieczór i żałuję, że tego nie uczyniłem wcześniej. Żądam dla siebie szacunku, proszę księcia, i chcę być szanowany również przez te osoby, które, że tak powiem, darzę swoim sercem. Drogi książę, ja dosyć hojnie szafuję swoim sercem i prawie zawsze zostaję oszukany. Ten człowiek był niegodny mojego daru.

- Ma w sobie dużo nieładu — zauważył powściągliwie książę — i pewne rysy... ale w tym wszystkim jest też wiele serca i widać w tym przebiegły, a czasem nawet zabawny umysł.

Subtelność wyrażeń, ton pełen szacunku, najwidoczniej pochlebiły generałowi, aczkolwiek wciąż jeszcze rzucał znienacka dość podejrzliwe spojrzenia. Ale sposób mówienia księcia był tak naturalny i szczery, że trudno było mieć co do tego jakieś wątpliwości.

- Że posiada również dodatnie cechy — podchwycił generał — pierwszy to stwierdziłem i o mało temu indywiduum nie zaofiarowałem swojej przyjaźni. Nie potrzebuję jego domu i jego gościnności, mając własną rodzinę. Ja swoich wad nie usprawiedliwiam; jestem niepowściągliwy; piłem z nim wódkę i teraz może opłakuję te chwile. Ale przecież nie dla samego picia (wybaczy mi książę tę brutalną szczerość człowieka rozdrażnionego), nie dla samego picia związałem się z nim. Pociągnęły mię właśnie te, jak książę mówi, dodatnie rysy. Wszystko jednak ma swoje granice, nawet i zalety; i jeżeli on nagle, w żywe oczy, ma czoło zapewniać, że w osiemset dwunastym roku, będąc jeszcze dzieckiem, stracił lewą nogę i pochował ją na cmentarzu Wagańkowskim w Moskwie, to to już przekracza wszelkie granice, dowodzi braku szacunku, wskazuje na zuchwalstwo...

- Może to był tylko wesoły i śmieszny żart?

- Rozumiem, proszę księcia. Niewinne kłamstwo gwoli rozśmieszenia, chociażby ordynarne, nie krzywdzi ludzkiego serca. Niejeden, jeśli chce, kłamie jedynie z przyjaźni, żeby sprawić tym przyjemność swojemu rozmówcy; jeśli jednak przebija w tym brak szacunku, jeśli ktoś przez to właśnie chce okazać, że mu ciążą pewne związki, to człowiek posiadający godność własną musi z konieczności odwrócić się i zerwać związki, aby w ten sposób osadzić na właściwym miejscu tego, co się dopuszcza obrazy.

Generał, mówiąc to, aż się zaczerwienił.

- Tak, Lebiediew nie mógł być w Moskwie w osiemset dwunastym roku; jest na to za młody; śmieszne rzeczy.

- To po pierwsze; przypuśćmy jednak, że mógł się wtedy urodzić; ale jak można w kogoś wmawiać, że francuski szaser narychtował na niego armatę i odstrzeli! mu nogę tak, dla zabawy, że on tę nogę wziął i zaniósł do domu, a następnie pochował ją na cmentarzu Wagańkowskim; i jeszcze twierdzi, że postawił nad nią pomnik z napisem z jednej strony: "Tu spoczywa noga sekretarza kolegialnego Lebiediewa", a z drugiej: "Spoczywaj, drogi prochu, do radosnego świtu"[77]; i w końcu, że rokrocznie odprawia za nią żałobne nabożeństwo (co już jest świętokradztwem) i w tym celu jeździ co rok do Moskwy. Na dowód tego wszystkiego zaprasza do Moskwy, żeby pokazać grób i nawet tę francuską armatę na Kremlu, przechowywaną tam jako trofeum; zapewnia, że to jest właśnie jedenaste działo od bramy, francuski falkonet dawnego systemu.

- A przy tym on ma przecież, jak widać, obie nogi całe — roześmiał się książę. — Zapewniam pana, że to niewinny żart; niech się pan nie gniewa.

- Pozwoli mi książę stwierdzić, że i ja to rozumiem; co się tyczy nóg, można przypuścić, że nie jest to całkiem nieprawdopodobne; zapewnia, że to jest sztuczna noga roboty Czernoswitowa...

- Ach tak, podobno Czernoswitow robi takie nogi, na których można tańczyć.

- Wiem doskonale, proszę księcia; Czernoswitow, kiedy wynalazł swoją nogę, przede wszystkim przybiegł mnie ją pokazać. Ale ten wynalazek został zrobiony o wiele później... A on z tym wszystkim zapewnia, że jego żona nieboszczka przez cały czas ich pożycia nie wiedziała o drewnianej nodze męża. "Jeśli ty — powiada do mnie, kiedy mu wytknąłem wszystkie niedorzeczności — jeśli ty w osiemset dwunastym roku byłeś u Napoleona kamerpaziem, to pozwól i mnie pochować moją nogę na cmentarzu Wagańkowskim."

- A czy pan... — zaczął książę i urwał, zmieszany. Generał popatrzył na księcia z wyraźną wyższością i omal nie z ironią.

вернуться

76

Według przypisu w wydaniu rosyjskim mowa, tu o artykule ogłoszonym w czasopiśmie "Russkij Archiw", 1864, nr 4.

вернуться

77

Według przypisu w wydaniu rosyjskim (t. 6, s. 733) epitafium pióra Karamzina; w r. 1837 Dostojewski i brat jego Michał kazali wyryć to epitafium na płycie grobowej ich matki.