Выбрать главу

Nastrój jednak wziął górę: Lizawieta Prokofiewna w końcu nie wytrzymała i poddała się chwilowej histerii. Nie zważając na perswazje męża i córek, natychmiast posłała po Agłaję, żeby jej zadać ostateczne pytanie i otrzymać od niej wyraźną i ostateczną odpowiedź. "Żeby to już raz skończyć, załatwić tak, żeby już więcej o tym nie wspominać!" "W przeciwnym razie — dodała — nie dożyję nawet do wieczora!" I teraz dopiero wszyscy się zorientowali, do jakiego absurdu doszło w tej całej sprawie. Poza sztucznym zdziwieniem, oburzeniem, śmiechem i drwinami z księcia i tych, co ją badali, niczego się od Agłai nie dowiedziano, Lizawieta Prokofiewna położyła się i wstała dopiero do herbaty, o tej porze, kiedy spodziewano się księcia. Księcia oczekiwała z drżeniem, a kiedy się zjawił, o mało nie dostała ataku histerii.

Książę sam wszedł nieśmiało, niemal po omacku, dziwnie się uśmiechając, zaglądając wszystkim w oczy i wszystkim jakby zadając pytanie, gdyż Agłai znowu nie było w pokoju, czego się natychmiast przeląkł. Tego wieczoru nie był" nikogo z obcych, tylko sami członkowie rodziny. Książę Sz. był jeszcze w Petersburgu w związku ze sprawą wuja Eugeniusza Pawłowicza. -"Żeby on chociaż był i coś powiedział" — ubolewała myśląc o nim Lizawieta Prokofiewna. Iwan Fiodorowicz siedział z nadzwyczaj zakłopotaną miną; siostry były poważne i jakby rozmyślnie milczały. Lizawieta Prokofiewna nie wiedziała, od czego zacząć rozmowę. Wreszcie energicznie skrytykowała kolej żelazną i popatrzyła na księcia niemal prowokująco.

Niestety! Agiaja się nie pokazywała i książę prawie odchodził od zmysłów. Jąkając się i bełkocąc, doszczętnie zmieszany, wypowiedział zdanie, że byłoby rzeczą bardzo pożyteczną ulepszyć koleje żelazne, Adelajda jednak raptem roześmiała się i książę znowu jakby stracił grunt pod nogami. W tej samej chwili weszła Agłaja, spokojna i poważna, ceremonialnie ukłoniła się księciu i uroczyście zajęła najbardziej widoczne miejsce przy okrągłym stole. Pytająco spojrzała na księcia. Wszyscy zrozumieli, że położony będzie kres wszelkim wątpliwościom.

- Czy pan dostał mojego jeża ? — zapytała ostro i niemal z gniewem.

- Dostałem — odpowiedział książę, czerwieniąc się i drętwiejąc z przejęcia.

- Proszę natychmiast powiedzieć, co pan o tym myśli? To jest konieczne dla spokoju matki i całej naszej rodziny.

- Słuchaj, Agłaja...-zaniepokoił się nagle generał.

- To... to przechodzi wszelkie granice! — przestraszyła się nagle czegoś Lizawieta Prokofiewna.

- Żadnych wszelkich granic tu nie ma, proszę maman — surowo i niezwłocznie odparła córka. — Dzisiaj posłałam księciu jeża i chcę wiedzieć, co o tym sądzi. No więc, książę?

- To znaczy o czym, Agłajo Iwanowno?

- O jeżu.

- No cóż... sądzę, Agłajo Iwanowno, że pani chce się dowiedzieć, jak przyjąłem... jeża... albo, ściślej mówiąc, jak się zapatruję... na tę przesyłkę... czyli na jeża, to jest... w takim razie uważam, że... słowem...

Zaciął się i umilkł.

- No, niedużo pan powiedział — poczekała jakieś pięć sekund Agłaja. — Dobrze, zgadzam się zostawić jeża; ale cieszę się, że mogę wreszcie wyjaśnić wszystkie nagromadzone wątpliwości. Pozwoli pan, że zwrócę się wprost do pana z zapytaniem: czy pan się stara o mnie, czy nie?

- O Boże! — wyrwało się z piersi Lizawiety Prokofiewny. Książę drgnął i odsunął się; Iwan Fiodorowicz osłupiał; siostry się zachmurzyły.

- Niech pan nie zmyśla, niech pan mówi prawdę. Z powodu pana prześladują mnie tu dziwnymi indagacjami; czy te indagacje mają jakąś podstawę? No, proszę!

- Nie starałem się o panią, Agłajo Iwanowno — powiedział książę, nagle się ożywiając — ale... sama pani wie, jak panią kocham i wierzę w panią... nawet teraz...

- Pytałam pana: prosi pan o moją rękę czy nie?

- Proszę — odrzekł z zamierającym sercem książę.

- To wszystko jakoś nie tak, drogi przyjacielu — odezwał się Iwan Fiodorowicz, bardzo wzburzony — to... to jest prąwie niemożliwe, jeżeli to tak, Głasza... Wybaczy mi drogi książę!... Lizawieto Prokofiewno! — zwrócił się o pomoc do żony. — Trzeba by... rozważyć...

- Odmawiam, odmawiam! — machała rękami Lizawieta Prokofiewna.

- Niechże maman i mnie pozwoli coś powiedzieć; przecież i ja w takiej sprawie coś znaczę: decyduje się w tej chwili mój los (Agłaja tak się właśnie wyraziła), więc chciałabym się sama dowiedzieć, a poza tym cieszę się, że to przy wszystkich... Niechże książę pozwoli zapytać, jeżeli pan "żywi takie zamiary", to jak pan myśli zapewnić mi szczęście?

- Doprawdy nie wiem, Agłajo Iwanowno, jak pani odpowiedzieć; cóż tu... cóż tu można rzec? No i... czy potrzeba?

- Pan, zdaje się, jest bardzo zmieszany, pan z trudem oddycha; niech pan sobie trochę odsapnie i nabierze nowych sił; niech pan wypije szklankę wody, zaraz pan dostanie herbaty.

- Kocham panią, Agłajo Iwanowno, bardzo panią kocham; tylko panią jedną; więc... niech pani nie żartuje, bo panią naprawdę kocham.

- Jednak sprawa jest aż nadto ważna; nie jesteśmy dziećmi i musimy trzeźwo patrzeć na rzeczy... Niechże pan z łaski swojej wyjaśni, jak się przedstawia pański majątek.

- Ależ, Agłajo! Ależ co ty mówisz! To nie tak, nie tak... — bąkał przerażony Iwan Fiodorowicz.

- Wstyd! — szepnęła dość głośno Lizawieta Prokofiewna.

- Zwariowała! — również głośno szepnęła Aleksandra.

- Majątek... to znaczy pieniądze? — zdziwił się książę.

- Właśnie.

- Mam teraz... mam teraz sto trzydzieści pięć tysięcy — wyjąkał książę czerwieniąc się gwałtownie.

- Tylko tyle ? — zdziwiła się Agłaja, głośno i szczerze, wcale się nie rumieniąc. — To nic zresztą; zwłaszcza jeśli żyć z ołówkiem w ręku... Ma pan zamiar pracować?

- Chciałem zdać egzamin na nauczyciela domowego...

- Niezła myśl; to oczywiście zwiększy nasze dochody. Czy pan przypuszcza, że pan zostanie kamerjunkrem?

- Kamerjunkrem? Jakoś sobie tego nie wyobrażam, ale... Ale tutaj już nie wytrzymały obie siostry i parsknęły śmiechem. Adelajda dawno już dostrzegła w drżeniu rysów twarzy Agtai oznaki rychłego i gwałtownego śmiechu, który powstrzymywała na razie ze wszystkich sił. Agłaja spojrzała groźnie na śmiejące się siostry, ale sama nie wytrzymała nawet sekundy i wybuchnęła szalonym, niemal histerycznym śmiechem; wreszcie zerwała się i wybiegła z pokoju.

- Wiedziałam, że to tylko żarty, i nic więcej! — krzyknęła Adelajda. — Wiedziałam od samego początku, od tej historii z jeżem.

- Nie, na to już nie pozwolę! — uniosła się nagle gniewem Lizawieta Prokofiewna i szybko podążyła za Agłaja. Za nią natychmiast pobiegły siostry. W pokoju został książę w towarzystwie ojca rodziny.

- To doprawdy... czy mogłeś sobie wyobrazić coś podobnego, Lwie Nikołajewiczu? — zawołał ostro generał, najwidoczniej nie rozumiejąc, co chce powiedzieć. — Ale poważnie, poważnie mi wytłumacz.

- Widzę, że Agłaja Iwanowna żartowała sobie ze mnie — odpowiedział ze smutkiem książę.

- Poczekaj no, mój drogi; pójdę, a ty tu zostań i czekaj... bo... wyjaśnijże mi chociaż ty, chociaż ty: jak się to wszystko zdarzyło i co to wszystko znaczy, w ogóle, że tak powiem, w całości? Przyznasz chyba sam, mój drogi — jestem ojcem; jednak przecie jestem ojcem, a nic nie rozumiem; więc chociaż ty mi to wyjaśnij!

- Kocham Agłaję Iwanownę; ona wie o tym... i, zdaje się, od dawna wie.

Generał wzruszył ramionami.

- Dziwne, dziwne rzeczy... i bardzo ją kochasz?

- Bardzo kocham.

- Dziwne, strasznie dziwne to wszystko. To taka niespodzianka i cios, że... Widzisz, mój kochany, nie mam tu na myśli majątku (chociaż spodziewałem się, że masz więcej), ale... dla mnie szczęście córki... wreszcie... czy zdołasz, że tak powiem, zapewnić jej... to szczęście? I... co to jest: żarty czy prawda z jej strony? To znaczy nie z twojej, ale z jej strony?