Выбрать главу

- Może zapaliłbyś świecę? — rzekł książę.

- Nie, nie trzeba — odpowiedział Rogożyn i wziąwszy księcia za rękę przygiął go do krzesła; sam usiadł naprzeciwko, przysunąwszy krzesło tak, że kolanami prawie dotykał księcia. Pomiędzy nimi nieco z boku stał mały okrągły stolik. — Siadaj, posiedzimy tymczasem! — powiedział Rogożyn jakby tonem namowy. Minutę może milczeli. — Wiedziałem, że się zatrzymasz w tym samym zajeździe — zaczai mówić tak, jak to się czasem zaczyna: od ubocznych szczegółów, nie mających bezpośredniego związku z głównym tematem rozmowy. — Kiedy wszedłem na korytarz, to sobie pomyślałem, że może właśnie siedzisz i czekasz na mnie, tak jak ja w tej chwili czekam na ciebie. A u wdowy byłeś?

- Byłem — ledwo zdołał wypowiedzieć książę wskutek silnego bicia serca.

- To też mi przyszło do głowy. Myślę sobie... może tam będzie dłuższa rozmowa; a potem znowu myślę: przyprowadzę go tutaj na noc, żeby razem nocować...

- Rogożyn! Gdzie jest Nastasja Filipowna? — wyszeptał nagle książę i wstał drżąc na całym ciele. Wstał i Rogożyn.

- Tam — szepnął skinąwszy głową w stronę kotary.

- Śpi? — szepnął książę.

Rogożyn znów, jak przedtem, obrzucił go badawczym wzrokiem.

- No to chodźmy!... Tylko ty... no, wiec chodźmy! Uniósł portiery, przystanął i zwrócił się znów do księcia:

- Wejdź! — powiedział, zapraszając księcia ruchem ręki. Książę wszedł.

- Ciemno tu — zauważył.

- Widać! — mruknął Rogożyn.

- Ledwo widzę... łóżko.

- Podejdź bliżej — zaproponował cicho Rogożyn.

Książę postąpił kilka kroków i stanął. Przez chwilę stał i patrzał; obydwaj, stojąc przy łóżku, nie odezwali się przez cały czas ani słowem; księciu tak biło serce, że chyba słychać je było w pokoju wśród śmiertelnej ciszy. Ale wzrok jego już się oswoił z mrokiem tak, że mógł rozróżnić całe łóżko; ktoś spał na nim, leżąc zupełnie nieruchomo; nie słychać było najmniejszego szmeru, najlżejszego oddechu. Osoba śpiąca przykryta była z głową białym prześcieradłem, kształt całej postaci zarysowywał się jakoś niewyraźnie; ze wzniesienia tylko można było wywnioskować, że to leży wyciągnięty człowiek. Dokoła, na posłaniu, w nogach, na fotelu tuż koło łóżka, nawet na podłodze rozrzucone były w nieładzie części wspaniałej toalety, kosztowna suknia z białego jedwabiu, kwiaty, wstążki. Na małym stoliku obok wezgłowia połyskiwały zdjęte i rozsypane brylanty. W nogach leżały pogniecione jakieś koronki i na tych bielejących słabo koronkach, wystając spod prześcieradła, zarysowywał się koniuszek obnażonej nogi; wydawał się jakby toczony z marmuru i był przerażająco nieruchomy. Książę patrzył i czuł, że im dłużej patrzy, tym ciszej i martwiej robi się w pokoju. Nagle zaczęła brzęczeć obudzona mucha, przeleciała nad łóżkiem i ucichła przy wezgłowiu. Książę drgnął.

- Wyjdźmy — dotknął jego ręki Rogożyn.

Wyszli i znów usiedli na tych samych krzesłach, znów naprzeciwko siebie. Książę drżał coraz silniej i nie spuszczał swojego pytającego wzroku z twarzy Rogożyna.

- Widzę, że się trzęsiesz, Lwie Nikołajewiczu — powiedział nareszcie Rogożyn — prawie tak jak podczas tych twoich przypadłości, pamiętasz w Moskwie? Albo jak raz się zdarzyło przed atakiem. I nawet nie wiem, co ja teraz będę z tobą robił...

Książę słuchał, natężając wszystkie siły, żeby zrozumieć, i wciąż pytał wzrokiem.

- Czy to ty? — wykrztusił w końcu, skinąwszy głową w stronę portiery.

- Tak... to ja... — szepnął Rogożyn i spuścił głowę. Milczeli obaj może z pięć minut.

- Bo jeśli — zaczął nagle mówić dalej Rogożyn, jakby wcale nie przerywał — bo jeśli teraz ma być ta twoja choroba i atak, i będziesz krzyczał, to może jeszcze kto usłyszeć z ulicy albo z podwórza i zmiarkować, że w mieszkaniu nocują ludzie; może kto zapuka, wejdzie... bo tak — to wszyscy myślą, że mnie nie ma w domu. Nawet świecy nie zapalałem, żeby kto z ulicy albo z podwórza nie zobaczył. Jak wyjeżdżam, to zawsze zabieram z sobą klucze i nikt beze mnie po trzy i cztery dni nie wchodzi tutaj sprzątać, tak nakazałem. Więc, żeby się nie dowiedzieli o naszej obecności...

- Poczekaj — powiedział książę — niedawno pytałem i stróża, i tej staruszki, czy nie nocowała tutaj Nastasja Fili-powna. Więc ci już wiedzą.

- Wiem, że pytałeś. Powiedziałem Pafnutiewnie, że Nastasja Filipowna przyjechała wczoraj i tego samego dnia odjechała do Pawłowska, a u mnie była tylko dziesięć minut. I nikt nie wie, że tu nocowała — nikt. Wczoraj weszliśmy tak samo cicho, jak dzisiaj z tobą. Jeszcze po drodze myślałem, że z pewnością nie zechce wejść po cichutku — ale gdzie tam! Rozmawiała szeptem, szła na palcach, suknię ogarnęła, żeby nie robić szumu, w rękach ją niosła, a mnie groziła na schodach palcem — tak się ciągle ciebie lękała. W pociągu była całkiem zwariowana, z tego właśnie strachu, i sama chciała tu u mnie zanocować; bo ja najpierw chciałem ją zawieźć do tej wdowy — ale gdzie tam! "U wdowy — powiada — on znajdzie mnie zaraz o świcie, a ty mnie schowasz i o świcie będę mogła pojechać do Moskwy", a potem chciała gdzieś tam do Orła. I jak się kładła spać, mówiła ciągle, że pojedziemy do Orła...

- Czekaj; co chcesz teraz, jak?...

- Ano medytuję nad tobą, że się tak wciąż trzęsiesz. Tę noc przenocujemy razem. Łóżko tu jest tylko jedno, tamto; więc tak wykombinowałem, że z obydwóch kanap zdejmie się siedzenia i tu, przy kotarze, zrobi się dwa posłania, żeby spać razem. Ponieważ jak wejdą, zaczną oglądać mieszkanie, szukac, to zaraz ją zobaczą i wyniosą. A jak mnie zaczną wypytywać, powiem, że to ja, i zaraz mnie zabiorą. Więc niechże ona teraz leży tutaj, przy nas, przy mnie i przy tobie...

- Tak, tak! — potwierdził z przekonaniem książę.

- Czyli że nie przyznawać się i nie dać wynieść.

- Nie, nie! — zdecydował książę. — Za nic w świecie!

- Tak też postanowiłem, bracie, żeby za nic i nikomu jej nie oddawać! Przenocujemy cichutko. Ja dziś wyszedłem z domu tylko na godzinę, z samego rana, a tak — to ciągle byłem przy niej. No i później wieczorem poszedłem po ciebie. Boję się tylko jeszcze, że gorąc wielki i może być czuć. Jest jaki zapach czy nie?

- Może i jest, nie wiem. Do rana z pewnością będzie.

- Przykryłem ją ceratą, dobrą amerykańską ceratą, a na ceracie dopiero położyłem prześcieradło, i postawiłem cztery flaszki odkorkowane, z płynem Zdanowa; stoją tam teraz.

- Tak jak tam... w Moskwie?[96]

- Bo chodzi, bracie, o ten fetor. A ona, jak leży... Zobaczysz rano, przy dziennym świetle. Co ty, nawet wstać nie możesz? — spytał z bojażliwym zdziwieniem Rogożyn, widząc, iż książę tak się trzęsie, że niezdolny jest ruszyć się z miejsca.

- Nogi mi odmawiają posłuszeństwa — wymamrotał książę — to ze strachu, wiem, ze strachu... Wstanę, jak mi strach przejdzie...

- Czekajże, zaraz pościelę, żebyś się mógł położyć... i ja z tobą... i będziemy słuchali... bo ja, bracie, nie wiem jeszcze... ja, bracie, jeszcze wszystkiego nie wiem teraz, więc i tobie mówię zawczasu, żebyś o tym wszystkim zawczasu wiedział...

вернуться

96

Por. przyp. 69.