Выбрать главу

- I teraz tam jest?

- Tak, o ile nie w Pawłowsku ze względu na ładną pogodę, u Darii Aleksiejewny, w jej willi. "Ja, powiada, jestem zupełnie wolna." Jeszcze wczoraj mówiła o tej swojej wolności do Mikołaja Ardalionowicza. Niedobra to oznaka, proszę księcia!

I Lebiediew wykrzywił usta w uśmiechu.

- Kola często u niej bywa?

- Kola jest lekkomyślny, nieobliczalny i nie umie trzymać języka za zębami.

- Dawno pan tam był?

- Codziennie bywam, codziennie.

- Więc wczoraj też?

- Nnie; ostatnio przed czterema dniami.

- Szkoda, że pan trochę wypił, panie Lebiediew! Bobym pana o coś spytał.

- Nie, nie, nie piłem ani trochę! Lebiediew nadstawił uszu.

- Niech mi pan powie, w jakim stanie ją pan zostawił?

- Szu-szukającą czegoś.

- Szukającą czegoś?

- Wyglądała tak, jakby czegoś szukała, jakby coś zgubiła.

A o zamierzonym małżeństwie nawet sama myśl je) obrzydła i uważa to za obrazę. O nim zaś myśli tyle, co o zeszłorocznym śniegu, nie więcej, a właściwie więcej, bo ze strachem i zgrozą, nawet nie pozwala o nim mówić, widują się tylko tyle, ile koniecznie potrzeba... i on to dobrze czuje! Ale go to nie ominie, proszę księcia!... Niespokojna, urągliwa, nieszczera i złośnica...

- Nieszczera i złośnica?

- Złośnica: zeszłym razem o mało nie wczepiła mi się we włosy z powodu jednej rozmowy. Zacząłem ją poskramiać Apokalipsą.

- Jak to? — spytał książę myśląc, że się przesłyszał.

- Czytaniem Apokalipsy. Dama z zakłóconą wyobraźnią, hę, hę! I przy tej okazji zaobserwowałem, że ma zbyt wielki pociąg do tematów poważnych, chociażby nawet ubocznych. Lubi takie tematy, lubi i nawet uważa, że poruszanie takich tematów świadczy o specjalnym dla niej szacunku. Tak, proszę księcia. Ja zaś jestem mocny w komentowaniu Apokalipsy i robię to już pięmaście lat. Zgodziła się ze mną, że jesteśmy przy trzecim koniu, wronym, i przy jeźdźcu trzymającym w ręce miarę, ponieważ w dzisiejszych czasach wszystko jest oparte na miarach — na umowach, i wszyscy ludzie dochodzą tylko swoich praw: "miarka pszenicy za grosz, a trzy miarki jęczmienia za grosz"...[29] i jeszcze ducha wolnego, i serce czyste, i ciało zdrowe, i wszystkie dary Boże chcą przy tym zachować. Ale samym tylko prawem nie zachowują i potem nastąpi koń płowy i ten, któremu na imię Śmierć, a za nim już piekło... O tym rozprawiamy, jak się schodzimy, i — to mocno podziałało.

- Pan sam tak wierzy? — spytał książę obrzuciwszy Lebiediewa dość dziwnym wzrokiem.

- Wierzę i głoszę. Albowiem nędzny jestem i nagi, i proch marny w kołowrocie ludzkim. I kto uszanuje Lebiediewa? Każdy go wyszydza i każdy nieomal kopniakiem odsuwa od siebie. A w komentowaniu Apokalipsy jestem równy największym potentatom. Bo mam rozum! I wielki potentat zadrżał przede mną... siedząc w fotelu... gdy postrzegł to swoim umysłem. Jego ekscelencja Nil Aleksiejewicz przed dwoma laty, przed Wielkanocą, usłyszał o mnie — kiedy jeszcze służyłem u niego w departamencie — i specjalnie wezwał mnie do siebie z dyżurki przez Piotra Zacharycza i raczył zapytać na osobności:

"Czy to prawda, że jesteś profesorem Antychrysta?" I nie zataiłem prawdy: "Jam jest" — mówię, i wyłożyłem, i przedstawiłem, i strachu nie umniejszyłem, ale jeszcze, snując myśli, rozwinąłem alegoryczny zwitek, spotęgowałem i podstawiłem cyfry. I ekscelencja uśmiechał się, ale przy liczbach j wizerunkach zaczął drżeć, i prosił, żeby zamknąć książkę i odejść, i na święta raczył mi udzielić gratyfikacji, a w Niedzielę Przewodnią wyzionął ducha.

- Co też pan mówi?

- Mówię, jak było. Wypadł z powozu po obiedzie, uderzył skronią o kamienny słupek i jak dzieciątko, jak dzieciątko, od razu skonał. Według stanu służby liczył sobie siedemdziesiąt trzy lata; różowiutki, siwiuteńki, cały oblany perfumami, wciąż się uśmiechał, wciąż się uśmiechał niczym dzieciątko. I Piotr Zacharycz przypomniał wtedy: "To ty mu wyprorokowałeś" — powiada.

Książę zaczął się zbierać do wyjścia. Lebiediew zdziwił się i nawet był zaskoczony, że książę już chce odejść.

- Jakoś pan zobojętniał, hę, hę! — ośmieli) się zauważyć przypochlebnie.

- Doprawdy czuję się niezdrów, głowę mam ciężką, zapewne po podróży — odrzekł książę marszcząc brwi.

- Powinien książę wyjechać gdzieś na letnisko — podsunął nieśmiało Lebiediew. Książę stał zamyślony.

- Ja sam też za trzy dni razem ze wszystkimi domownikami jadę na letnisko, żeby nowo narodzone pisklę zachować i tu w domku przez ten czas wszystko ponaprawiać. I też się wybieram do Pawłowska.

- I pan też do Pawłowska? — spytał nagle książę. - Cóż to się dzieje, wszyscy do Pawłowska? I mówi pan, że ma pan tam własny dom?

- Do Pawłowska jadą nie wszyscy, proszę księcia. A mnie Iwan Pietrowicz Pticyn odstąpił jedną ze swoich willi, którą nabył za psie pieniądze. I ładnie tam, i dość wysoko, i zielono, i tanio, i w dobrym tonie, i muzykalnie — więc nic dziwnego, że wszyscy jadą do Pawłowska[30]. Ja zresztą mieszczę się w oficynie, a willę właściwie...

- Odnajął pan komuś?

- Nnnie. Nie... niezupełnie, proszę księcia.

- Niech mi pan ją wynajmie — zaproponował nagle książę.

Zdaje się, że do tego właśnie zmierzał Lebiediew. Trzy minuty temu myśl ta przyszła mu do głowy. A tymczasem lokator nie był mu potrzebny; kandydat, który chciał nająć całą willę, zgłosił się już do niego i oświadczył, że może ją weźmie. Lebiediew zaś wiedział na pewno, że nie "może", tylko stanowczo ją weźmie. Teraz jednak zaświtała mu w głowie bardzo doniosła w jego mniemaniu myśclass="underline" żeby willę wynająć księciu korzystając z tego, że poprzedni amator nie zdecydował się ostatecznie. "Cała kolizja i cały nowy obrót sprawy" zarysował się nagle w jego wyobraźni. Propozycję księcia przyjął nieomal z zachwytem, a na zadane mu wprost przez tegoż pytanie o cenę tylko machnął ręką.

- No, jak pan chce; dowiem się; nie straci pan na tym. Obaj już wychodzili z ogrodu.

- A ja bym panu... ja bym panu... gdyby pan zechciał, ja bym panu coś bardzo ciekawego, czcigodny książę, mógł zakomunikować w związku z tą właśnie sprawą — mamrotał Lebiediew, kręcąc się uradowany dokoła księcia.

Książę przystanął.

- Daria Aleksiejewna też ma w Pawłowsku willę, proszę księcia.

- No i co?

- A wiadoma osoba przyjaźni się z nią i prawdopodobnie będzie ją często odwiedzała w Pawłowsku. W określonym celu.

- No?

- Agłaja Iwanowna...

- Ach, dość już, panie Lebiediew! — przerwał mu książę, który doznał nieprzyjemnego uczucia, jakby go urażono w bolące miejsce. — To wszystko... jest nie tak. Niech pan powie lepiej, kiedy się pan przenosi. Dla mnie im prędzej, tym lepiej, ponieważ jestem w hotelu...

Rozmawiając wyszli z ogrodu i nie wstępując do mieszkania przeszli przez podwórze do furtki.

- Nad czym się tu zastanawiać — zakonkludował Lebiediew — niech pan jeszcze dzisiaj przeprowadzi się z hotelu do mnie, a pojutrze wszyscy razem pojedziemy do Pawłowska.

- Zobaczę — powiedział książę w zamyśleniu i wyszedł za bramę.

Lebiediew popatrzył za nim. Uderzyło go nagle roztargnienie księcia. Wychodząc zapomniał nawet powiedzieć "do widzenia", nawet głową nie kiwnął, co najzupełniej nie zgadzało się ze znaną Lebiediewowi grzecznością i uprzejmością księcia.

III

Była już dwunasta. Książę wiedział, że u Jepanczynów w mieście może teraz zastać tylko generała w służbowym gabinecie, i to nie na pewno. Przyszło mu na myśl, że generał gotów jeszcze zabrać go i od razu zawieźć do Pawłowska, a tymczasem bardzo chciał złożyć przedtem jeszcze jedną wizytę. Ryzykując, że spóźni się do Jepanczynów i będzie musiał odłożyć wyjazd do Pawłowska do następnego dnia, książę postanowił udać się na poszukiwanie domu, do którego tak bardzo chciał wstąpić.

вернуться

29

Apokalipsa (Objawienie św. Jana Apostoła) 6, 6.

вернуться

30

Pawłowsk pod Petersburgiem, należący do wielkiego księcia Konstantego Konstantynowicza, był ulubionym letniskiem mieszkańców stolicy położonej o 25 wiorst od Pawłowska. "I muzykalnie" — aluzja do koncertów w parku pawłowskim.