Выбрать главу

Doszedł do końca. Przejrzał wszystkie księgi zmarłych, począwszy od roku Pańskiego 1371, i nie znalazł niczego podejrzanego. Nie wiedział, czy szukać wcześniej. Wszak garbus wspominał, iż Dobrzy mnisi nawrócili go na wiarę katarów. A to znaczyło, że musiał spotkać ich za swego życia. Ile mógł mieć teraz lat? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Chyba jednak nie więcej niż sześć krzyżyków.

Czy gdyby jacyś mnisi naprawdę stali się heretykami, to umieszczono by ich imiona w księdze zmarłych? Zaraz, zaraz… Każdego mnicha wpisywano zwykle dwa razy. Po raz pierwszy, gdy wstępował do klasztoru, a po raz drugi i ostatni, gdy umierał. Czy śmierć heretyka na pewno byłaby odnotowana? A może raczej w takim wypadku przeor czy skryba chciałby wykreślić jego nazwisko, zatrzeć wszelki ślad po nim i usunąć go z listy bogobojnych braci. Wobec tego musiałby zamazać lub wytrzeć imię wpisane do księgi, gdy brat apostata był przyjmowany do klasztoru. A zatem być może powinien szukać nie nazwisk, ale takich ustępów w księgach, które mogły zostać zmienione lub zatarte.

Wrócił znowu do foliałów, które już przewertował. Teraz nie czytał – jego palce ślizgały się po chropowatym papierze, zwojach i rulonach. Przyglądał się kartom, szukając przekreśleń lub ubytków.

Nie wiedział, jak długo to trwało. Niespodziewanie pod rokiem Pańskim 1414 jego palce natrafiły na coś chropowatego. Zamarł. Karta, którą przeglądał, była nierówna. W pewnym miejscu, dokładnie na środku, naklejono na nią kawałek innego papieru.

Czuł, że oto pod jego palcami znajduje się tajemnica, która być może doprowadzi go do Marion. Papier był sklejony mocno. Zasłaniał spory fragment strony z księgi umarłych. Villon podniósł głowę.

– Bracie thesaurariusie – rzekł – potrzeba mi waszej pomocy. Chcę zobaczyć księgi sprzed roku Pańskiego 1371. Bardzo… odwdzięczę się wam za pomoc.

Thesaurarius pokiwał łysą głową i ruszył w głąb biblioteki, aby przynieść stamtąd kolejny opasły tom. Villon rozejrzał się dokoła, przeżegnał, a potem szybkim ruchem wydobył sztylet, podważył ostrzem doklejoną kartę i oderwał ją od strony.

Pod warstwą zeschłego gesso nie zobaczył zrazu nic. Skrzesał więc ognia i zapalił świecę, a potem przybliżył ją do karty. Dostrzegł jakieś niewyraźne znaki i linie, które być może były niegdyś literami. Przysunął księgę bliżej płomienia…

Napisy zostały zatarte! Dawno temu, przed wieloma laty, wpisy wydrapano. To były tylko same krótkie słowa – zapewne imiona i przydomki mnichów, którzy zostali skazani na niepamięć. Dziś pozostały z nich tylko postrzępione resztki liter. Villon nie był w stanie odczytać absolutnie nic.

Tajemnica pozostała tajemnicą. Policzył zamazane wiersze. Siedem. Siedem imion. Dobrych mnichów było siedmiu. Siedmiu heretyków. To już była jakaś wiadomość. Jakiś kolejny ślad. Czy to oni przyzwali na ten świat Bestię? Co się z nimi stało? Dlaczego dopuścili się odstępstwa od wiary? Jedno było pewne – to właśnie owi mnisi sprawili, że garbus stał się albigensem. Czy proboszcz Walther wiedział o nich? Czy coś łączyło jego, katarów i garbusa? Co znaczyły dziwne napisy na glinianych skorupach, które mieli garbus i Marion?

Zagadki.

Same zagadki.

Villon schował do sakwy wyrwany fragment karty i zatrzasnął księgę. A potem wstał.

Brat thesaurarius wyszedł z biblioteki z naręczem foliałów. Spojrzał na niego ze zdziwieniem.

– Już skończyliście?

– Znalazłem wszystkich waszych braci, którzy warci są wspomnienia – rzekł cicho Villon. – Jego wielebność diakon odprawi za nich nie jedną, ale siedem mszy.

– Chcecie już iść?! – wyszeptał zakonnik. – Tak szybko?

– Mój dług u was, wielebny bracie, rośnie jak procenty u lichwiarza. Teraz – Villon ujął w dłonie głowę mnicha – zaprowadzicie mnie do brata Arnalda Czcigodnego.

– To zakazane – wydyszał mnich. – Brat przeor…

– …O niczym się nie dowie. Gdyż za okazaną pomoc będę mógł oddać wam przysługę.

* * *

Villon zakręcił korbą. Posłał drewniany ceber w głąb mrocznej czeluści.

Gdzie mogę znaleźć garbusa, ojcze Arnaldzie?

Na odpowiedź nie czekał długo. Łańcuch zabrzęczał szarpnięty ręką gdzieś w ciemnej czeluści studni. Poeta naparł na korbę.

Kaleka jest bez winy. Pokutuje.

Villon znowu sięgnął po rysik. I napisał:

Za co?

Na odpowiedź czekał przez kilka chwil.

Znajdź go i zapytaj.

Gdzie mam go znaleźć?

Tym razem musiał czekać dłużej. Minęło pół pacierza, zanim mnich dał znać szarpnięciem.

Szukaj… Każdy, kto prosi, otrzymuje; a kto szuka, znajduje…

Villon przygryzł wargi. Co by się stało, gdyby podzielił się z Arnaldem odkryciem, skąd pochodziło siedmiu Dobrych mnichów? Jak zareagowałby Czcigodny? Co mógłby zrobić? Czy powie o tym odkryciu przeorowi i innym mnichom?

W klasztorze Anno Domini 1414 doszło do apostazji. Czy siedmiu Doskonałych, ma jakiś związek z Bestią?

Tym razem Czcigodny zamilkł. Jasna poświata na dole studni przygasła, potem rozjarzyła się znowu. Po bardzo długiej chwili mnich dał znać, aby Villon wciągnął wiadro.

I powiedział Pan: szukajcie, a znajdziecie; ale tego, o co pytaliście w tych dniach, nie powiedziałem wam wtedy. Teraz chcę wam powiedzieć, a wy oto nie pytacie. Idź w mieście tam, gdzie dotąd nie uderzyła Bestia.

Idź w mieście tam, gdzie Bestia nie uderzyła… Czyli gdzie? A może tam, gdzie do tej pory nie było kataklizmów? Villon wytężył swój złodziejski umysł. Gdzie do tej pory nie było żadnej katastrofy? Dolne Miasto!

Czy mam pójść do Dolnego Miasta?

Znów cisza. I po chwili odpowiedź:

Bestia boi się.

Villon zamarł. To było coś nowego.

Kogo boi się demon?

Śmierci.

I dlatego zabija?

Chce być nieśmiertelna.

Villon otarł pot z czoła. Nic nie pasowało do tej układanki. Niby dlaczego Bestia miała być śmiertelna? Przecież była demonem, diabłem albo jego sługą. Wszak czart nie mógł umrzeć, co najwyżej porzucić swoją cielesną powłokę.

Nie mógł wpaść na żaden sensowny trop, przynajmniej dopóki nie schwytał garbusa.

Dlaczego chce być nieśmiertelna?

Odpowiedzi nie było długo. Wreszcie przyszła.

Silentium est.

Nic więcej. Tak dużo i tak mało. Poeta nic z tego nie rozumiał.

– Chodź, bracie – wyszeptał zakonnik. – Czcigodny nie chce już mówić.

Villon spojrzał w dół. W szczelinie zapanowała ciemność. Rozmowa była skończona.

Łotr zatoczył się i wsparł o cembrowinę studni. Wszystko zawirowało wokół niego. Miał kilka elementów tej układanki, ale żaden nie pasował do drugiego. Marion… Garbusa. Tajemnicze skorupki, które znalazł przy nich. Siedmiu Dobrych mnichów, którzy byli heretykami i pochodzili z tego klasztoru. Katarski Doskonały, czyli garbus… I Bestia, która… bała się śmierci. To było za dużo na jego głowę. Musiał jechać. Musiał sprawdzić, co się stanie na Dolnym Mieście. O ile, oczywiście, Bestia miała się tam naprawdę pojawić.