Выбрать главу

Jeszcze raz obejrzał kości. A potem wrzucił je do dołu i zasypał ziemią. Wiedział już, co trzeba było zrobić. Musiał się spieszyć. Wydarzyło się już sześć katastrof zapowiadających nadejście demona. Musiał poznać prawdę, zanim dojdzie do ostatniej, siódmej.

Stado kruków odleciało z łoskotem skrzydeł.

* * *

– Macie zadziwiający dar przekonywania, bracie – powiedział prepozyt. – Wielu patrycjuszy z miasta czeka lata i daje ogromne datki, aby tylko ojciec Arnald raczył się za nich pomodlić lub przekazał im słowa otuchy. A wy gościcie u niego bez przerwy. I co więcej, Czcigodny bez wahania godzi się na rozmowę z wami, zawsze kiedy sobie tego życzycie.

– Widocznie brat Arnald poznał we mnie prawdziwego samarytanina – odparł Villon. – Nie chadzam do niego, aby wspólnie odmawiać godzinki. Czcigodny pomaga mi rozwiązać zagadkę kataklizmów nawiedzających miasto.

– Jak tedy przebiega śledztwo?

– Niestety, błądzimy, bracie prepozycie.

– Errare humanum est.

– Trafiliście w sedno, czcigodny prepozycie. Czy dużo ludzi odwiedzało już brata Arnalda?

– Czcigodny spotyka się tylko z tymi wiernymi, z którymi sam chce porozmawiać. Zdarzyło się już, że pomagał zakonnikom z kilku pobliskich klasztorów. Ale ze świeckim bratem spotyka się po raz drugi albo trzeci.

– Ktoś jeszcze z nim rozmawiał?

– Lata temu przyjął pewnego rycerza ze szlachetnego rodu. Kiedy indziej pewną szlachetną damę.

– Marion?

– Nie. Zwała się… Przepomniałem. Ale to była można pani. Sama wicehrabina Beziers. No, idźcie już. Brat Arnald czeka na was.

* * *

Villon zbliżył się do studni z bijącym sercem. Pustelnik naprawdę czekał na niego. Ledwie spojrzał w szczelinę, zobaczył w dole delikatny, drżący cień starca. Starca?

Jak mógł wyglądać człowiek, który od lat przebywał w zamknięciu w strasznych warunkach? Dlaczego skazał sam siebie na taką pokutę? To było wprost nie do pojęcia. Poeta sięgnął po tabliczkę. Napisał:

Znalazłem grób Dobrych ludzi, zakonników z klasztoru, których przed laty zabito na rozkaz proboszcza Walthera. Było w nim tylko sześć czaszek. Jeden z Doskonałych przeżył masakrę. Jeśli ten katar żyje, to on jest Bestia, która chce się zemścić za śmierć współbraci.

Odpowiedź nadeszła od razu.

Błądzisz. Ostatni z heretyków nie przywołał Bestii.

Villon przygryzł wargi. Ciekawe, skąd Czcigodny wiedział o tym wszystkim. Czyżby znał mnichów wyrżniętych w starej kaplicy ponad pół wieku temu? Było to całkiem możliwe.

Gdzie mogę znaleźć ostatniego z siedmiu?

Na odpowiedź musiał chwilę poczekać.

Nie tego musisz znaleźć, który policzony został między umarłych, ale Bestię. Smoka siedmiogłowego, który zbliża się do was.

Jak mogę znaleźć Bestię? Przecież to demon.

Demon jest jak lew wsparty na tarczy. Wiara to skuteczny puklerz przeciw Nieprzyjacielowi. Któż jednak przeciwstawi się złemu człowiekowi?

Czy to była podpowiedź? Co to miało znaczyć?

Czy Bestia jest człowiekiem?

Tym razem czekał długo, zanim mnich dał znać, że można wciągnąć wiadro na górę.

Tylko człowiek ma wolną wolę czynienia zła.

Gdzie znajdę tego człowieka?

Mnich odpowiedział po długiej chwili. Ale nie była to odpowiedź, której oczekiwał Villon.

Bestia już sama cię znalazła. Czekaj i bądź cierpliwy. Finis.

Bestia to człowiek. Nie… To wydawało się niewiarygodne. Kto mógłby nim być? „Bestia sama cię znalazła”. Ktoś, kogo Villon znał? Łotr zamarł. Poczuł chłód na skroniach. Wsparł się o cembrowinę studni. Chciał spytać o coś jeszcze, ale wiedział, że Arnald nie odpowie. Rozmowa była skończona.

Karzeł, ladacznica, Bestia, skorupy, siedmiu Doskonałych… Wszystkie obrazy latały Villonowi przed oczyma. Zamyślony odłożył tabliczkę, a potem ruszył przez podziemia, zataczając się i ślizgając w kałużach. Demon szedł do niego. Dlaczego? Za co? Czyżby dowiedział się, że Villon go szukał, i postanowił sam objawić swą obecność?

Miał mało czasu. Wydarzyło się już sześć katastrof. Sześć z siedmiu zapowiadających nadejście owej biblijnej Bestii. Czy siódma miała być ostatnią, czy też właśnie w tym kataklizmie miał objawić się demon? Demon… Kto mógłby być na tyle szalony, aby wywoływać w Carcassonne okropne kataklizmy, aby mordować niewinnych? Po co miałby to czynić? Aby wzbudzić strach? Aby ludzie odwrócili się od Kościoła? Czy był heretykiem? Jeśli nie, to co chciał osiągnąć? I wreszcie, do czego mu była Marion?

Ladacznica wsiąkła jak kamień w wodę. Szukał jej po całym Carcassonne, wykorzystywał nawet znajomości diakona. Nie znalazł nic. Znikła dwa tygodnie temu, a od tego czasu nie widziano jej nigdzie.

Szedł do bramy oszołomiony, zataczał się, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami zakonników. Gdzie była Bestia? Gdzie przebywał i co knuł człowiek, który miał się stać demonem? Villon miał coraz mniej czasu. Co jeszcze miało się wydarzyć?

Wyszedł przed wrota i omal nie stratowali go żebracy, którzy tak jak każdego poranka gromadzili się przy wyjściu z klasztoru, skamląc o miłosierdzie. Zakonnicy wynosili wiklinowe kosze pełne oliwek, sera i chleba, rozdzielali je wśród nędzarzy, dbając, aby każdy z proszalnych dziadów otrzymał swoją porcję.

Villon chciał przejść obok nich obojętnie. Jednak coś przykuło jego uwagę.

Zatrzymał się jak wryty. Stał niby słup soli i patrzył… Spoglądał na jednego z braciszków, który wyjmował z kosza gliniane skorupy garnków i rozdzielał je między żebraków.

– O Boże, ja śnię! – wyszeptał do siebie poeta.

Podszedł do zakonnika, wpatrując się w zawartość kosza.

– Chcecie, bracie, słowa pocieszenia? – zapytał niepewnie benedyktyn.

Villon wziął w ręce jedną ze skorup. Odczytał łaciński napis: Ora et labora.

– Co to… Co to jest? – wychrypiał nieswoim głosem.

– To nasze odznaki pątnicze. Słowa pocieszenia dla pielgrzymów i ubogich. Zwykle klasztory rozdają im znaki muszli, a my – modlitwy i przypowieści wypisane na okruchach garnków.

– Kto… Kto spisuje te okruchy?

– Nasi nowicjusze. A niektóre to nawet – mnich ściszył głos – sam brat Arnald Czcigodny.

Arnald… Wszystko zawirowało Villonowi w głowie. A więc to Czcigodny porozumiewał się z Marion i garbusem. Czcigodny kazał kalece głosić herezję w mieście… To było straszne! Straszne! Straszne!

Ale prawdziwe… Arnald Czcigodny był człowiekiem. Bestia naprawdę sama znalazła Villona. Wszystko się zgadzało.

Poeta ukląkł zdjęty nagłą słabością. Kim był ten przeklęty mnich, zamknięty od lat w ponurej celi? W jaką Bestię zmienił się przez tyle lat niewoli… Jeśli wierzyć w historię opowiedzianą przez garbusa, musiał siedzieć tam od przeszło pięciu dekad. Czy to on był zatem ostatnim z siedmiu Dobrych mnichów? Czyżby to jego czaszka powinna znaleźć się w grobie pod Drzewem Umarłych? Nie wiedział, co robić. Czy biec do opata, czy może jechać do miasta i rozmówić się z diakonem? Miał mało czasu. Diablo mało czasu!