Выбрать главу

Pakhymer niechętnie skinął głową, lecz Senpat roześmiał się.

— Prędzej zostaną zabici. Łatwo ich wziąć za Yezda. Nevrata i ja pochodzimy stamtąd i będziemy wszędzie mile witani. Już wcześniej to robiliśmy i udało nam się wrócić cało. Możemy spróbować znowu.

Mówił z taką pewnością siebie, że Skaurus spojrzał pytająco na Pakhymera.

— Niech jedzie, skoro tak chce — powiedział Khatrish. — Ale powinien zostawić Nevratę. Szkoda kobiety.

— Masz rację — stwierdził Senpat ku zaskoczeniu trybuna. — Sam jej to powiem. Tylko że ona nie będzie chciała rozdzielać się ze mną. Mam się na to skarżyć? — Zaraz jednak spoważniał i dodał: — Ona potrafi o siebie zadbać.

Marek nie mógł temu zaprzeczyć, pamiętając o jej długiej podróży z Khliat.

— Jedźcie więc — zadecydował. — I pośpieszcie się.

— Dobrze — obiecał Sviodo. — Oczywiście po drodze trochę zapolujemy.

Skaurus doskonale wiedział, że chodzi o polowanie na Yezda. Najchętniej by mu tego zabronił, ale miał dość rozsądku, by nie wydawać rozkazu, którego wykonania nie mógł dopilnować. Vaspurakanerzy byli dłużni Yezda więcej niż Videssańczycy.

Trybun miał własne kłopoty. Zamieszkał z Helvis i Malrikiem w tymczasowej kwaterze. Podczas kampanii i po klęsce nie poświęcał im tyle uwagi, ile chciał. Teraz sytuacja się zmieniła.

Okazało się, że nie zawsze jest łatwo wytrzymać z Helvis. Marek, długo pozostający w kawalerskim stanie, przyzwyczaił się zachowywać własne myśli dla siebie, póki nie nadchodziła pora działania. Natomiast Helvis oczekiwała od niego zwierzeń i czuła się urażona, kiedy bez naradzenia się z nią robił coś, co miało znaczenie dla nich obojga. Marek zdawał sobie sprawę, że jej zarzuty są uzasadnione, i starał się zmienić, ale przychodziło mu to z trudem, podobnie jak jej.

Zadrażnienia powstawały nie tylko na tym tle. W ciąży Helvis stała się bardzo religijna. Każdego dnia na ścianach chaty, którą dzieliła ze Skaurusem, pojawiały się coraz to nowe ikony Phosa albo jakiegoś świętego. Samo w sobie byłoby to dla trybuna zaledwie drobną przykrością. Sam niereligijny, tolerował — to znaczy, w miarę możliwości ignorował — wierzenia i praktyki innych osób.

W kraju ogarniętym manią religijną to nie wystarczało. Podobnie jak wszyscy Namdalajczycy Helvis dodawała pewne zdanie do videssańskiego credo. Z powodu tych kilku słów oba ludy Imperium uznawały się nawzajem za heretyków. Jako jedyna wyznawczyni prawdziwej wiary, kobieta szukała wsparcia u Marka, co jednak wymagałoby od niego zbytniej hipokryzji.

— Nie spieram się z tym, w co wierzysz — powiedział — ale skłamałbym, gdybym twierdził, że podzielam tę wiarę. Czy Phos aż tak bardzo potrzebuje uwielbienia, że nie wzgardziłby fałszywym?

— Nie — musiała przyznać.

Na tym sprawa się zakończyła. Przynajmniej Skaurus miał nadzieję, że się zakończyła, a nie została odłożona na później.

On i Helvis wprawdzie mieli trudności, ale udawało się im uniknąć zaognienia stosunków. Inni nie mieli tyle szczęścia. Pewnego szarego poranka, kiedy jesienny deszcz zmienił się w deszcz ze śniegiem, trybuna brutalnie wyrwał ze snu trzask naczynia o ścianę, po którym dał się słyszeć stek przekleństw.

Marek naciągnął na uszy grube wełniane koce, ale kiedy w ślad za pierwszym roztrzaskał się drugi dzban, zrezygnował z daremnych prób. Przewrócił się na drugi bok i stwierdził bez zdziwienia, że Helvis również nie śpi.

— Znowu zaczynają — powiedział niepotrzebnie i dodał: — Po raz pierwszy żałuję, że kwatery oficerów są blisko naszej.

— Cii — syknęła Helvis. — Chcę posłuchać.

Nie musiała go prosić o ciszę. Głosu zdenerwowanej Damaris pozazdrościłby zawodowy herold.

— Przewróć się na brzuch! — krzyczała. — Przewróć się na brzuch. Po raz ostatni zrobiłam to dla ciebie! Znajdź sobie chłopca albo co tylko chcesz, ale nie wykorzystuj mnie więcej w ten sposób!

Drzwi od chaty Kwintusa Glabrio trzasnęły głośno. Skaurus usłyszał, jak Damaris oddala się, brnąc przez błoto i wykrzykując obelgi.

— Nawet kiedy mnie brałeś normalnie, wcale nie byłeś dobry! — zawołała z pewnej odległości. Potem, na szczęście, jej słowa zagłuszył szum wiatru.

— O rany! — powiedział trybun czując, że płoną mu uszy.

Helvis niespodziewanie wybuchnęła śmiechem.

— Co w tym zabawnego? — spytał Marek, zastanawiając się, jak jutro Glabrio stanie przed swoimi żołnierzami.

Helvis wychwyciła szorstkość w jego głosie.

— Przepraszam — powiedziała. — O czymś sobie pomyślałam. Nie rozumiesz kobiecych plotek, Marku. Przez cały czas zastanawiałyśmy się, dlaczego Damaris nie zachodzi w ciążę. Teraz domyślam się dlaczego.

Skaurusowi nigdy by to nie przyszło do głowy. Poczuł, że zaraz parsknie śmiechem, ale zdołał się opanować. Nie mógł jednak powstrzymać się od myśli, że Rzymianie naśmiewają się teraz z młodszego centuriona.

Przy śniadaniu Glabrio poruszał się w kręgu milczenia. Legioniści nie mogli udawać, że nie słyszeli Damaris, lecz nikt nie miał dość odwagi, by o tym napomknąć.

Glabrio musztrował swój manipuł z ponurą zawziętością. Zwykle cierpliwie uczył Videssańczyków rzymskich metod walki, ale nie dzisiaj. Sam również się nie oszczędzał, nie chcąc dać legionistom okazji do drwin.

W każdej grupie znajdzie się jednak dowcipniś, który lubi zabawiać ludzi kosztem innej osoby. Marek znajdował się akurat niedaleko, kiedy jeden z żołnierzy Glabrio, w odpowiedzi na rozkaz, którego trybun nie usłyszał, wypiął się bezczelnie.

Młodszy centurion, który przez cały czas miał zaciśnięte usta, zbladł jak płótno. Skaurus podszedł szybko, żeby rozprawić się z zuchwałym Rzymianinem, ale nie było takiej potrzeby. Kwintus Glabrio, z twarzą pozbawioną wszelkiego wyrazu, złamał laskę z pędu winorośli — symbol rangi centuriona — na głowie żołnierza. Mężczyzna bez żadnego dźwięku osunął się w błoto.

Glabrio czekał. Żołnierz jęknął i próbował usiąść. Młody oficer cisnął mu na kolana dwie części laski.

— Przynieś mi nową, Lucillusie — warknął i czekał, aż legionista podniesie się i wykona rozkaz.

Ujrzawszy Marka, młodszy centurion stanął na baczność.

— Sam potrafię sobie radzić z takimi rzeczami, panie. Nie musicie się angażować.

— Widzę — przyznał Skaurus i dodał ściszonym głosem, żeby słyszał go tylko Glabrio: — Nie jest ujmą dla mnie przypomnieć legionistom, że jesteś oficerem, a nie pośmiewiskiem. To, co ci się przydarzyło, równie dobrze mogło spotkać każdego z nich.

— Czyżby? Wątpię — mruknął Glabrio bardziej do siebie niż do trybuna. — Nie sądzę, żebym jeszcze miał jakieś kłopoty z żołnierzami. A teraz wybaczcie, panie… — Odwrócił się do oddziału: — Mam nadzieję, że już odpoczęliście. I raz…!

Manipuł nie sprawiał już więcej kłopotów. Mimo to Skaurus nie był zadowolony. Glabrio spokojnie, ale stanowczo uciął dalszą rozmowę. Cóż — pomyślał trybun — chłopak jest skryty. Obserwował musztrę przez kilka minut, ale młodszy centurion doskonale na wszystkim panował. Trybun zadrżał na chłodnym wietrze, wzruszył ramionami i odszedł do innych zajęć.

Tego popołudnia odszukał go Gorgidas. Grek był onieśmielony i nieswój, więc Marek podejrzewał, że zamierza zakomunikować mu o wielkim nieszczęściu. Lecz to, co lekarz miał do powiedzenia, okazało się nie takie straszne. Chata, którą dzielili Glabrio i Damaris, była zdaniem młodszego centuriona za duża dla jednego człowieka, więc zaprosił Gorgidasa, by z nim zamieszkał.