Выбрать главу

Pogrążony w myślach, nie dosłyszał następnego pytania Helvis.

— Słucham?

— Powiedziałam, że zapewne pojedziemy w tym samym kierunku.

— Co? Nie, oczywiście, że nie.

W tej samej chwili przypomniał sobie, że jej brat Soteryk stacjonuje w Phanaskercie. Helvis zacisnęła wargi i groźnie zmrużyła oczy.

— Dlaczego? Z tego, co słyszałam, twój legion i ludzie Utpranda walczyli z Yezda do końca, nawet kiedy inni uciekli. — Zwykłą pogardę żywioną przez najemników wobec-narodów, które mieli bronić, pogłębiał fakt, że Videssańczycy i Namdalajczycy uważali się nawzajem za heretyków. — Phanaskert to potężne miasto, silniejsze niż Khliat. Za jego murami można śmiać się z nomadów.

Trybun stłumił westchnienie ulgi. Nie zamierzał iść do Phanaskertu, a Helvis nieświadomie dostarczyła mu świetnego militarnego uzasadnienia, by tego nie robić. Nie chciał też sprzeczać się z nią. Miała silną wolę, a w rozdrażnieniu potrafiła być gwałtowna. Tak czy inaczej, nie miał czasu na kłótnie.

— Mury miasta są słabszą ochroną przeciwko nomadom, niż sądzisz. Wrogowie spalą okoliczne pola, wybiją wieśniaków i głodem zmuszą miasto do poddania. Przekonałaś się o tym w Imperium i w Vaspurakanie. Yezda, niech szczezną, równie dobrze sobie radzą z oblężeniem jak z walką na otwartym polu.

Helvis przygryzła wargi. Miała ochotę dalej się sprzeczać, ale zauważyła, że Skaurus już podjął decyzję.

— Dobrze — rzuciła wreszcie z krzywym uśmiechem. — Nie będę się spierać z tobą w wojskowych sprawach. Mam rację czy nie, nic mi z tego nie przyjdzie.

Marek był zadowolony, że na tym się skończyło. Nie powiedział całej prawdy. Nie miał ochoty utknąć w prowincjonalnym mieście, gdy w Videssos po śmierci Mavrikiosa szykowały się wielkie wydarzenia. Jak wszyscy dowódcy najemników był na swój sposób ambitny i zdawał sobie sprawę, że chaos można wykorzystać dla zdobycia chwały. Ponieważ jednak dowodził tylko garstką legionistów, musiał wiązać nadzieje z rządem imperialnym.

Nie zdradził się z tymi myślami. Żałował, że już nie jest jednym z młodszych oficerów Cezara, ze ściśle określonymi obowiązkami, że nie ma nikogo, kto by za niego podejmował decyzje. Wzruszył ramionami. Doktryna stoicka, którą studiował w Italii, nauczyła go cieszyć się z tego, co ma, i porzucić mrzonki. Było to dobre credo dla spokojnego człowieka.

— Ruszajmy więc, skoro jesteście gotowe — powiedział do Helvis i Erene.

— Pewnie jestem spalony na węgielek — poskarżył się Viridoviks.

W rzeczywistości nie był czarny, lecz czerwony jak niedopieczone mięso. Jasna celtycka skóra spiekła się na ostrym vaspurakańskim słońcu, lecz nie chciała zbrązowieć. Gorgidas aplikował mu różne śmierdzące maści. Schodziły razem z każdą nową warstwą łuszczącej się skóry.

Gal zaklął, kiedy kropla potu wyżłobiła piekący ślad na twarzy.

— Mam dla was zagadkę! — zawołał. — Dlaczego nawet głupia mewa jest mądrzejsza ode mnie?

— Mógłbym wymyślić kilkanaście powodów — odezwał się Gajusz Filipus, który nie mógł przepuścić takiej okazji. — Podaj nam swój.

Viridoviks spiorunował go wzrokiem, ale odpowiedział:

— Ponieważ ma dość rozsądku, by nie zapuszczać się do Vaspurakanu.

Rzymianie, brudni i spaleni słońcem, zaśmiali się z aprobatą. Tylko Senpat Sviodo obraził się, słysząc niepochlebne słowa o własnym kraju.

— Uświadomię wam — rzekł wyniośle — że jest to pierwsza kraina, którą stworzył Phos, i zarazem ziemia ojczysta naszego przodka Vaspura, pierwszego człowieka.

Rozległy się gwizdy Videssańczyków, którzy towarzyszyli Rzymianom. Vaspurakanie mogli siebie nazywać księciami Phosa, ale nikt spoza kraju „książąt” nie brał poważnie ich teologii.

Viridoviksa nie obchodziły spory teologiczne. Miał obiekcje innego rodzaju. Obejrzał się na Senpata jadącego konno i powiedział:

— Jeśli chodzi o wasze pokrewieństwo z pierwszym człowiekiem, nie wypowiem się w tej kwestii. Nie znam się na tym. Wierzę jednak, że ten kraj to pierwsze dzieło waszego Phosa, bo wystarczy rzut oka, by stwierdzić, że biedakowi przydałoby się więcej praktyki.

Widząc osłupiałą minę Senpata, legioniści wznieśli okrzyki, a Videssańczycy i Khatrishe roześmiali się z wybornego bluźnierstwa Viridoviksa.

— Możesz winić tylko siebie — powiedział życzliwie Gajusz Filipus do młodego Vaspurakanera. — Każdy, kto ma język dość giętki, by zadowolić trzy kochanki, jest za dobrym przeciwnikiem dla takiego szczeniaka jak ty.

— Chyba tak — mruknął Senpat. — Ale kto by pomyślał, że potrafi nim również mówić?

Spieczony Yiridoviks nie mógł poczerwienieć bardziej, lecz zduszone prychnięcie świadczyło, że Vaspurakaner choć trochę się zemścił.

Rzymianie i ich towarzysze maszerowali na wschód w takim szyku jak zagrożone stado. Khatrishe pełnili rolę zwiadowców, osłaniali główny trzon małej armii i ostrzegali przed niebezpieczeństwami. Legioniści, jak stare samce, otaczali czworobokiem kobiety, dzieci i rannych.

Porządek i wyraźna gotowość do podjęcia walki chroniły przed atakami. Oddział liczący około trzystu Yezda podążał równolegle do Rzymian przez jeden dzień, jak wilki, które czają się, by porwać słabsze sztuki ze stada bawołów. W końcu nomadzi doszli do wniosku, że nie ma nadziei na upolowanie zwierzyny, i odjechali w poszukiwaniu łatwiejszej zdobyczy.

Marek nie mógł sprzeciwiać się obecności kobiet w obozie. Choć był zadowolony, że Helvis dzieli z nim namiot, irytowało go naruszanie zasad. Godził się na to, lecz bez entuzjazmu. Kiedy Senpat Sviodo zaczął z niego pokpiwać, zimne spojrzenie położyło kres dalszym docinkom.

Rankiem czwartego dnia po opuszczeniu Khliat nadjechał z południa khatrisherski zwiadowca. Niedbale zasalutował Markowi i zameldował:

— Coś dzieje się na wzgórzach. Odgłosy wskazują na walkę, ale są dość dziwne. Nie przyglądałem się z bliska. W tej okolicy lepiej poruszać się pieszo niż konno. To stromy i kamienisty teren.

— Wskaż mi kierunek — powiedział trybun. Podążył wzrokiem za palcem Khatrisha. Zobaczył małą chmurę kurzu, a niżej błyski światła, jakby słońce odbijało się od stali. Jeśli nawet toczyła się tam bitwa, nie mogła być duża.

Lecz jeśli to videssańskie lub vaspurakańskie niedobitki walczyły z przednią strażą sporego oddziału Yezda, Rzymianie powinni o tym wiedzieć.

— Wyznacz ośmiu ludzi i dobrego podoficera — polecił Skaurus Gajuszowi Filipusowi. — Niech sprawdzą, co się tam dzieje.

— Tak jest, ośmiu ludzi — centurion wskazał głową na wybranych legionistów. — A jeśli chodzi o dowódcę, proponuję…

Marek przerwał mu pod wpływem impulsu.

— Mniejsza o to. Ja ich poprowadzę.

Twarz Gajusza Filipusa stężała i tylko niesforna brew uniosła się jako milczący wyraz zgorszenia, którego będąc karnym żołnierzem nie zamierzał wyrazić na głos. Lecz Skaurus miał doskonały słuch. Kiedy ruszył z oddziałem rozpoznawczym, usłyszał, jak centurion mruczy do siebie: — Głupi amatorzy, zawsze muszą wysuwać się na czoło.

Tak się złożyło, że chęć dowodzenia nie odgrywała prawie żadnej roli w nagłej decyzji trybuna. Znacznie ważniejsza była ciekawość, którą w nim wzbudził dziwny opis Khatrisha. „Odgłosy wskazują na walkę, ale są dość dziwne”. To zasługiwało na bliższe zbadanie.

— Podwójne tempo — rzucił Skaurus oddziałowi i pospieszył na południe. Dzięki długim nogom błyskawicznie pokonywał przestrzeń.